Strony

niedziela, 18 maja 2014

THE LUNCHBOX [2013]




Od dłuższego czasu ostrzyłam sobie zęby na SMAK CURRY. Intrygowało mnie to połączenie smaku indyjskiej kuchni, pełnej aromatów, kolorów i przypraw z gorzkim posmakiem miłości. Jaki efekt ? Choć w życiu gorycz nieudanych związków jest zadrą w oku niejednego, tak w przypadku tego filmu połączenie tych kontrastów zagrało. Mądry, nostalgiczny film o wyborach, samotności i próbach, jakie życie nam notorycznie podsyła.



Oryginalność fabuły jest ogromna. Oto pewna Pani domu przygotowuje swemu małżonkowi do pracy lunch, który dostarczany jest przez kurierów. Pewnego dnia menażka z obiadem małżonka trafia do innego mężczyzny, Saajana. Zaintrygowany nagłą zmianą i nowym smakiem postanawia korespondować z kobietą. Ich listy przechowywane w menażkach staną się początkiem niezwykłej relacji. Kobiety samotnej w swym małżeństwie oraz wdowca. Oboje znajdują między sobą nić porozumienia, która z listu na list zbliża ich ku sobie. Można powiedzieć, że w przypadku tej dwójki powiedzenie "przez żołądek do serca" urzeczywistniło się.



Mimo zgiełku ulic, tłumów ludzi i kolorów Bombaju film jest jednostronny. Gorzki posmak kryje się w kącikach ust, gdy przyglądamy się rozterkom bohaterów. Trudne są ich wybory, bo niezwykle ciężko jest zmienić swoje życie zachowując jednocześnie status quo. Wiele kłód pod nogami leży, a usystematyzowane życie, bariery i zdrowy rozsądek wspólnie działają na niekorzyść wielkim emocjom. 
Film w pewnym sensie rewelacyjnie podkreśla, że życie nie kieruje się przypadkami. Nawet najbardziej irracjonalne zdarzenia w całym tym chaosie mają sens. W przypadku bohaterów ich wspólne skojarzenie się jest pewnego rodzaju drogowskazem. Oboje nadają swojemu życiu nowy kierunek, pozwalają się sobie zmienić i mimo przeszkód, strachu przed nieznanym i moralnych rozterek nabierają wiatru w żagle. Jakby chcieli nam przekazać, że nie ma nic gorszego niż utknąć na życiowej mieliźnie.



Polecam. To jeden z tych nieśpiesznych filmów, które są opowiadane z niezwykłą lekkością i starannością. Zarówno scenariusz, jak i bohaterowie przykuwają uwagę, a ich wzajemne relacje nie obciążają nas emocjonalnie. Dzięki tak wyważonym emocjom cierpki posmak filmu zostaje zneutralizowany. 
Bardzo podobały mi się kreacje aktorskie, no i świetne zdjęcia. Orient jednak ma to do siebie, że dla nas Europejczyków zawsze będzie zaskakujący i ciekawy.
Moja ocena: 7/10 (a właściwie mocne 7,5)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))