Czekałam na ten seans niecierpliwie. Nowa seria przygód X-menów była w planach kinowych, jednak plany zostały pokrzyżowane, a seans musiałam zaliczyć w domowym zaciszu. Z pewnością na dużym ekranie efekty wyglądałby jeszcze bardziej imponująco, jednak to co zobaczyłam wystarcza mi, by stwierdzić, że Bryan Singer odwalił kawał dobrej roboty. Zwłaszcza, że po tym reżyserze ostatnio niewiele się spodziewam.
Film wprawił mnie w lekkie zakłopotanie. Bardzo podobał mi się X-MEN: PIERWSZA KLASA i liczyłam na kontynuację. Ta część nie jest jednak tak mroczna. O ile PIERWSZA KLASA to mocna inspiracja Batmanem Nolana, o tyle w tej postawiono na widowiskowość i efekciarstwo. Słowem, jest to kontynuacja serii o X-MENach, jaką znamy od lat.
W tej wersji przygód mutanci chcąc zahamować zbliżające się unicestwienie swego rodzaju wysyłają w przeszłość Wolverina, by ten zmienił bieg wydarzeń i zatrzymał ich zagładę. Konotacje ze Star-Trekiem są tutaj widoczne jak na dłoni.
I w tej wersji znajdziemy odwieczne dylematy mutantów, czy wspierać ludzkość, czy traktować ją jak wroga i z nią walczyć. W tej materii dominuje konflikt na linii Charles - Erik, który w tej wersji przygód został mocno wygładzony. Dwie płaszczyzny rzeczywistości, dwie różne relacje, które mimo wszystko nie oddają znanych nam z poprzednich części animozji między bohaterami. Przyjemnie oglądało się pewnego rodzaju mashup starej ekipy X-Menów z młodym narybkiem. Zwłaszcza scena końcowa powinna ucieszyć fanów wszystkich wersji mutantów.
Mimo moich początkowych obaw PRZESZŁOŚĆ, KTÓRA NADEJDZIE ogląda się wyśmienicie. Rewelacyjny duet McAvoy - Fassbender królował na ekranie. Pierwszorzędne efekty i bardzo dobrze poprowadzona akcja. Scenariusz wydaje się być z lekka naciągany, jednak rozrywka została zapewniona na bardzo wysokim poziomie.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))