No w końcu jakiś ruch w temacie, bo już dogorywałam. Franck Khalfoun, nie wiem cóżeś bracie uczynił, ale porwał mnie ten obraz na maksa. Klimat, muzyka, fabuła, zdjęcia, aktorstwo Wood'a, powiem krótko, poczułam wiosnę. Wczoraj narzekałam na zblazowanie, bo ileż można oglądać wariacji na temat oklepanej tematyki. A tu taki zaskok ! Ja ten film kupuję z całym dobrodziejstwem inwentarza. Choć nie oglądałam wcześniejszych dokonań reżysera, dla mnie to mistrzostwo świata. Podobne wrażenia towarzyszyły mi w przypadku nowatorskiego EXCISION.
Ale po kolei. Ciemnymi ulicami miasta podąża zwierzę węsząc swoją ofiarę. I gdy już ją napotka, jest jak myśliwy. Seek and destroy. Pamiątką po polowaniu zostają świeże skalpy z głów pięknych, białych kobiet. Owym zwierzęciem jest Frank (Elijah Wood). Właściciel sklepu z manekinami. Człowiek fetyszysta, psychopata, maniak. Oczywiście wszystkie te zajawki nie biorą się z sufitu. Mamusia chłopcu w dzieciństwie zgotowała taką prozę życia, że Balzac może się schować pod łóżko swoich licznych kochanek. Trauma jaką wyniósł w pełni ukształtowała Franka, jako jednostkę antyspołeczną. Maszynę do zabijania. Oczywiście nasz Franek to typowy chłopak z sąsiedztwa. Miłe to. Niebieskookie. Ułożone. I ciche. Tak już to seryjni mordercy mają, że w ogródku oprócz kwiatków, trupy chowają.
Franulo to połączenie dwóch, ba, a nawet trzech zajebistych postaci filmowych, które mrożą krew w żyłach i podnoszą ciśnienie. Pierwszy to słynny Buffalo Bill z MILCZENIA OWIEC, który podobnie jak nasz bohater, miał słabość do pięknych, młodych, białych kobiet. Różnica taka, że ten dla siebie wdzianko szył. Natomiast Franek przyodziewał swoje manekiny. Druga analogia, to oczywiście Kevin z SIN CITY. Niepohamowany agresor. Wariat, furiat na czym świat stoi. Nieokiełznana siła zniszczenia. Natomiast trzecia analogia to Patrick z AMERICAN PSYCHO. Noszona w sercu frustracja z dzieciństwa, tak go męczy, że jedynym sposobem na obniżenie tego rozsadzającego głowę ciśnienia, jest krwawa jatka. Nasz bohater jest przez to człowiekiem sfrustrowanym seksualnie. Nie potrafi zbliżyć się do kobiet. Kobiety są dla niego aseksualne. Jedynym sposobem na osiągnięcie, choć psychicznego orgazmu, jest skalpowanie.
To cholernie poryty film. Ale jest przy tym tak dobrze opowiedziany i zrealizowany, że nie sposób się nim nie zachwycić. Genialna ścieżka dźwiękowa i muzyka Rob'a. Pierwsza scena filmu, jazda autem nocą po pustych, oświetlonych neonami ulicach przy grających elektronicznych tonach bardzo przypominała mi scenę z DRIVE. Sam autor nie szczędził analogii do MILCZENIA OWIEC zapuszczając piosenkę "Goodbye Horses" Q-Lazarus'a przy scenie morderstwa. Jednak wisienką na torcie jest narracja. Przez większość filmu nie widzimy bohatera. Jedynie jego odbicie w lustrze lub szybie. Całość akcji prowadzona jest z pozycji first person. Dzięki temu jesteśmy jakby częścią interaktywnej gry, w której albo sami jesteśmy bohaterami, albo bardzo realistycznie przeżywamy emocje na ekranie. Ten genialny zabieg miał na celu wzmocnienie siły przekazu. Widok zdzierającego skalpu oczami bohatera jest przez to nie tylko bardziej obrzydliwy, ale przede wszystkim realny. Realizacja momentami przypomina film ENTER THE VOID Gaspara Noe.
Wybrałam sobie dość oryginalną tematykę na rozpoczęcie dnia. Było to absolutnie świadome. I nie wyobrażam sobie lepszego podsumowania popołudniowej niedzieli. Może nie jest to nowenna do miłosierdzia bożego, ale za to jaka moc :-) Z pewnością jest to film dla widzów o mocnych nerwach. Lubujących się w filmach typu gore, czy w slasherach. Końcowa scena to kulminacja całości obrazu. Jest extremalnie krwawo i wymownie, niczym z filmów Takashi Miike. Ale tego oczekiwałam. Na to liczyłam. Liczyłam również na obalenie wizerunku Wood'a, jako chłopca do bicia. Facet mimo swojej wiotkiej fizis pokazał co nosi między nogami. Ogromnie mi się to podobało. Także polecam obowiązkowo tym, którzy lubią mocne tąpnięcie na śniadanie lub niedzielny obiad :-)
Moja ocena: 8/10 (taka solidna ósemka bez naciągania, a nawet z obniżeniem, by nie zapeszać :-))
Nie lubię tematyki gore, ale bardzo lubię Elijah Wooda :) Zatem chyba się skuszę :)
OdpowiedzUsuńPolecam, wprawdzie mało go widać, ale jak już widać.... :-) Z pewnością maślany wzrok hobbita z lasu zniknął z jego twarzy :-)
Usuńa ja mam go w swojej kolejce oczekujących :) za Woodem akurat nie bardzo przepadam :) No, ale liczę, że się nie zawiodę.
OdpowiedzUsuń