Ostatnio nie mam zbyt wiele czasu na oglądanie filmów. Jak nie piękna pogoda, to masa innych rzeczy wypadnie. Udało mi się jednak dorwać BEHIND THE CANDELABRA Steven Soderbergh 'a, który podobno już z kina odchodzi, a jeszcze kręci i takim sposobem przedstawia nam urywek z życia Władzia Liberace. Oczywiście produkcja sygnowana przez moje ulubione HBO, o którym trochę rozpisałam się w ramach PHIL SPECTOR.
Liberace to ciekawa postać. Jego korzenie są polsko-włoskie, czego z filmu się nie dowiemy, choć w życiu do swego polskiego pochodzenia często się odnosił. Wynikało to poniekąd z jego silnej więzi z matką - polką. Władziu mimo swojej "cyrkowej" kariery to solidnie wykształcony, klasyczny pianista. W dzieciństwie posądzany o wielki talent otarł się również o Paderewskiego. Jednak jego drogi z klasyką rozeszły się dość szybko. Tam gdzie kasa jest błysk fleszy i łatwy dostęp do wszystkiego, czego się zapragnie. Wielka kasa równa się kultura masowa, a ta nie umie i nie rozumie klasyki.
Soderbergh w swoim filmie nie kładzie nacisku na karierę Liberace, a na jego życie prywatne. Zwłaszcza to, które przez wiele lat, praktycznie aż do śmierci, skrzętnie ukrywał. Liberace to gaylord w pełnym słowa znaczeniu. Uwielbiał blask, szyk i młodych chłopców. Zgrywał przy nich rolę puff-daddy. Otaczał opieką słabych, przygarniał i omamiał bogactwem. A gdy się znudzili, zużyli lub po prostu zestarzeli wymieniał na nowy, młody model.
Taka historia spotkała głównego bohatera Scott'a Thorson'a, który poświęcił 6 lat życia z Liberace. To bardzo młody chłopak, który wpadł w oko staremu wyjadaczowi. Nie ukrywajmy, że w tym związku każdy czerpał korzyści, a już z pewnością nikt krzywdy nie poniósł. No może z małym wyjątkiem. Scott bowiem, dzieciuch wsiowy, totalnie zakochał się we Władziu. Jeśli o miłości można tutaj mówić. To raczej dziwny układ uczuć, wymieszany z miłością do ojca, partnera, kochanka i przyjaciela. Scott po prostu to mocno zagubione chłopięcie, na które patrząc przechodziła myśl, czy on aby z gejostwem się nie pomylił. Trochę bowiem odstawał od wizerunku pedałów krążących po ociekającym przepychem domu Władzia.
Warstwa fabularna nie jest może najmocniejszą stroną filmu Soderbergha, choć poruty nie ma. To rzetelnie i solidnie opowiedziane przeżycia człowieka, który w dość przypadkowy sposób znalazł się w wielkim świecie świateł, błyskotek i kasy.
Najmocniejszą jednak stroną są kreacje aktorskie. Obsada jest nieziemska. Mało tego, każda z ról jest tak skonstruowana, by postaci, mimo niewielkiego znaczenia dla fabuły, były bardzo plastyczne. Dzięki temu aktorzy mogli czynić ze swoimi rolami cuda. A pierwszy plan był oszałamiający jak błyskotki Władzia. Mistrzowski Michael Douglas, jego opiekuńczość i troska w oczach nawet mnie by wciągnęły. No i Matt Damon, który przechodzi swoje aktorskie oświecenie, a i fizis zmienił nie do poznania. Jednak w filmie są i mistrzowie drugiego planu. Rob Lowe pojechał po całości. Rewelacyjna kreacja aktorska. Spece od charakteryzacji przeorali jego urodziwą twarz maszynką do mięsa. Wyśmienicie odegrał rolę szalonego doktorka owładniętego manią swojej własnej profesji. Również Dan Aykroyd, jako menedżer potrafił rozbroić swoim milczeniem. Niesamowicie przyjemnie patrzyło się na cuda, jakie aktorzy tworzą w tej produkcji.
Powiem szczerze, że BEHIND THE CANDELABRA podobał mi się o wiele bardziej, niż PANACEUM. Nie porównuję tutaj oczywiście kwestii fabularnej. Bardziej pod kątem realizacyjnym. Historia Władzia jest o wiele bardziej wciągająca i sposób jej przedstawienia nie odrzucał. Oczywiście kamera Soderbergha jest kamerą dokumentalisty. Wejdzie wszędzie. Nie tylko do łóżka, ale i na stół operacyjny. Uważam to za wielki atut.
Jeśli zatem ktoś się jeszcze waha, czy sięgnąć po ten tytuł, to powiem że warto. Mimo swych dwóch godzin bardzo dobrze patrzy się na ten przepych lat 70-tych. Pióra, cekiny, futra, wyfiołkowanych zniewieściałych panów, przy których po mydło bym się nie schylała, gdybym była mężczyzną oczywiście :-). I te samochody, ociekający bling-bling po prostu wszędzie... kasy na scenografię HBO nie pożałowało. No i aktorzy, którzy rewelacyjnie oddają swoje role.
Moja ocena: 7/10