Strony

piątek, 26 lutego 2016

THE DUKE OF BURGUNDY [2014]

 

Peter Strickland to niezwykle oryginalny reżyser. Jego filmy - KATARIN VARGA, czy BERBERIAN SOUND STUDIO nie należą do filmów łatwych w odbiorze i nie każdemu mogą się podobać. Jest w nich jednak pewien urok i niepowtarzalna stylistyka, która jest natychmiast rozpoznawalna w każdym kolejnym filmie. Reżyser czerpie pełnymi garściami z filmów giallo, które niepokoją i potrafią nieźle zamącić w głowie. W jego filmach odnajdziemy wpływy Davida Lyncha oraz włoskich reżyserów takich jak, Lucio Faluci, Sergio Martino, czy Dario Argento. Filmy Stricklanda cechuje mroczny klimat, przepiękne zdjęcia i niesamowita, hipnotyzująca ścieżka dźwiękowa. Tych cech z pewnością nie jest pozbawiony jego najnowszy film, THE DUKE OF BURGUNDY.



Film opowiada o dwóch kobietach i ich wzajemnym związku - starszej miłośniczce entomologii i jej młodszej kochance. Obie panie łączy dość specyficzna relacja. Ich związek cechuje poniżanie i sado-masochistyczne gierki. Strickland kreśli nam dziwny odcień miłości. Miłości polegającej na uzależnieniu, upokarzaniu oraz uzależniającej fascynacji.


THE DUKE OF BURGUNDY nie jest filmem łatwym. Jego wydłużone kadry, skąpe dialogi i mroczna atmosfera mogą zniechęcać. Akcja w filmach Stricklanda nie jest zbyt energiczna. Jednak znając styl jego filmów, warto przeczekać, aż się ona rozwinie. Fabuła w filmach Stricklanda jest również nietuzinkowa, a zachowanie jego bohaterów oryginalne i niekonwencjonalne. Autor skupia się na psychologii postaci. W przypadku filmu THE DUKE OF BURGUNDY postaci są niezwykle złożone i skomplikowane. Targają nimi, na przemian, uczucie osaczenia, znudzenia i pożądania, które w sado-masochistycznych zabawach nabiera zupełnie innego wymiaru.


Ciężko polecić film Petera Stricklanda, bowiem trzeba lubić klimat jego filmów. Wszystkich, którym podobały się jego wcześniejsze produkcje, THE DUKE OF BURGUNDY z pewnością przypadnie do gustu. Świetne kreacje aktorskie, genialna muzyka i hipnotyzujące dźwięki oraz cudowne, węgierskie lokacje. Może nie jest to film najlepszy w dorobku reżysera, jednak jak najbardziej zasługujący na uwagę. THE DUKE OF BURGUNDY to kino nietuzinkowe i jedyne w swoim rodzaju. Na tle mdłych produkcji z pewnością jest to ciekawa odskocznia. 
Moja ocena: 6/10

czwartek, 25 lutego 2016

L'ENLEVEMENT DE MICHEL HOUELLEBECQ [2014]




Muszę przyznać, że poprzedni film Guillaume Nicloux ZAKONNICA z 2013 roku potworni mnie wynudził. Obawiałam się, że podobna sytuacja będzie miała miejsce w przypadku historii o porwaniu słynnego francuskiego pisarza Michela Houellebecqa. Jakże miłe było jednak zaskoczenie. Genialna komedia o intelektualiście, który znalazł wspólny język z troglodytami.



W 2011 roku świat obiegła sensacyjna wiadomość o zniknięciu jednego z najsłynniejszych, współczesnych pisarzy francuskich Michelu Houellebecq. Jak zapewniał jego agent, pisarz nie pojawił się na spotkaniu z czytelnikami, co nie było w stylu Houellebecqa. Pisarza nie zastano w jego domu, ani nie odbierał telefonu. Nie da się ukryć, że postać Houellebecqa oraz jego poglądy, z którymi się nie krył, były mocno kontrowersyjne. Pisarz został porwany przez trzech mięśniaków, którzy przetrzymywali go dla okupu. Nie jest to jednak klasyczny dramat z porwaniem w tle. Będziemy świadkami genialnego kabaretu, w którym występuje intelektualista i miejscowe karki.



Film PORWANIE MICHELA HOUELLEBECQA spotkało się z podzielonymi opiniami. Jedni uważają ten film za nudne, rozwleczone flaki w oleju, drudzy dopatrzyli się przyjemnej satyry. Ja przyłączam się do tej drugiej grupy. Zobrazowany przez Nicloux pisarz to niezwykłe pole do popisu. Houellebecq kompletnie nie przejął się losem zakładnika. Wręcz przeciwnie. Trójka rosłych osiłków wyrwała pisarza z matni, która z pewnością nie była dla niego komfortowa. Nagabywanie przez fanów, nudne spotkania autorskie, zbliżający się remont mieszkania, masa zobowiązań, które przytłaczały autora, a jednocześnie wprawiały jego życie w marazm. Porwanie odmieniło ten stan. Nagle pisarz nabrał ochoty na życie. Sielska sceneria, wizyty miejscowej prostytutki, alkoholowe libacje wystarczyły, by Houellebecq ponownie poczuł wiatr w żaglach. Cała ta historia mimo swego dość tragicznego wymiaru jest niezwykle absurdalna. Co jednak najważniejsze ten absurd jest tak nakreślony, by widz zrywał boki ze śmiechu.



Polecam ten film, choć zdaje sobie sprawę, że nie wszystkim przypadnie do gustu. Ja w pełni kupuję tę historię. Świetna postać Houellebecqa, któremu do życia potrzebna jest wyłącznie paczka fajek i zapalniczka. Pisarz kopci jak smok, chleje za dwóch, zaprzyjaźnia się ze swoimi oprawcami, a przy tym potrafi zachować trzeźwość myślenia. Człowiek, którego poglądy nie dla każdego są akceptowalne, niczym Bukowski, obrazuje świat, który nas otacza w mało przyjemnych barwach. Nie zmienia to faktu, że zarówno jego fizis, jak i sposób bycia są tak pozytywnie zakręcone, że nie sposób nie polubić tego życiowego malkontenta.
Jeszcze raz polecam. PORWANIE MICHELA HOUELLEBCQA to przesympatyczna opowieść o zderzeniu dwóch światów. Światów bardzo różnych, a mimo to posiadających wspólny mianownik. Masa kolorowych postaci oraz histerycznie zabawnych dialogów. 
Moja ocena: 8/10

poniedziałek, 22 lutego 2016

TANGERINE [2015]

 

Reżyser filmu MANDARYNKA, Sean Baker lubuje się w kinie niskobudżetowym. Jakiś czas temu miałam przyjemność oglądać jego wcześniejszy film STARLET z 2012 roku. Całkiem przyjemne, niszowe kino o przyjaźni międzypokoleniowej. I choć na niewiele liczyłam po seansie MANDARYNKI, równie niewiele otrzymałam. Film momentami wydawał się absurdalny, wyrwany z rzeczywistości, przerysowany i przejaskrawiony. Było w nim coś zabawnego, ale i żenującego. Może przyczyną była rzucająca się w oczy inspiracja kinem Harmony Korine'a, za którym nie przepadam. MANDARYNKI obrazując amerykańskie ulice zbliża się do jego produkcji. 



Film Bakera opowiada o jednym dniu z życia prostytutek. Transwestyta Sin-Dee po powrocie z więzienia dowiaduje się, że jej chłopak - alfons, zdradza ją z jedną ze swych dziewczyn. Sin-Dee postanawia odszukać dziewczynę, by doprowadzić do konfrontacji z chłopakiem. Drugą linią fabularną jest przypowiastka o niewiernym taksówkarzu, który zdradza żonę z transwestytami. 



MANDARYNKA to film brudny, nieprzyjemny dla oka. Ulice Los Angeles przepełnione wszelkiej maści brudem. Relacje międzyludzkie zredukowane do wymiany płynów i sado-masochistycznych zależności. Obraz przepełniony jest chaosem. Chaotyczne zachowania bohaterek wzmagają to wrażenie. Kamera nie jest statyczna. Wydaje się, jakby dotrzymywała kroku swym zwariowanym, życiowo zwichrowanym bohaterom. I niestety kręcenie zdjęć z komórki nie pomagało w skupieniu. 



Z pewnością nie jest to film wybitny, choć ma swoje momenty. MANDARYNKĘ budują komiczne komentarze, ale też kolorowi bohaterowie. Irytuje świat, którego doświadczamy na ekranie. Nie utożsamiam się z bohaterami i dość daleko mi do ich punktu widzenia. Zbyt ekspresyjne, wręcz karykaturalne zachowanie, czy kloaczne dialogi nie bardzo mi pasowały. Zgodzę się, że film jest niezwykle naturalny i przedstawia świat bohaterów, który jest przejmująco zepsuty i brudny. Mimo to realizacja nie do końca do mnie przemówiła.
Moja ocena: 6/10

sobota, 20 lutego 2016

AFERIM! [2015]




Z pewnością historia XIX-sto wiecznego niewolnictwa w Rumunii będzie dla wielu osób czymś egzotycznym. Zgodnie z wołoskim kodeksem karnym z 1811r. każdy Cygan rodził się w tych czasach niewolnikiem. Cyganie łatwo nie mieli, w czasie II Wojny Światowej masowo eksterminowani w obozach koncentracyjnych. Monopol na niewolnictwo nie tylko w kinie posiedli murzyni, natomiast żydzi w temacie nazistowskich obozów koncentracyjnych. Ci potomkowie indyjskich koczowników nie tylko zostali surowo potraktowani przez los, ale i dzisiaj nie mają na tyle mocnego PR, by móc się przebić.
Nie znam wielu filmów o Romach. Polska PAPUSZA i teraz AFERIM to historie, które zapadną w pamięć. Reżyser Radu Jude próbuje rozliczyć przeszłość tą niechlubną, rumuńską historią, pełną bólu i cierpienia, wyostrzoną przez monochromatyczne kadry. Na szczęście zmiękcza ją humor, nietuzinkowe postaci i dialogi, które zaznaczyły swoje miejsce w tej niezwykle ciekawej i zabawnej historii dzięki czemu AFERIM ogląda się wyśmienicie. Dziki Zachód przeniósł się na Dziki Wschód, czego AFERIM jest świetnym przykładem.



Kino rumuńskie przeżywa swój renesans. Tacy reżyserzy, jak Cristi Puiu [ŚMIERĆ PANA LAZARESCU], Silviu Purcarete [UNDEVA LA PALILULA], Calin Peter Netzer [POZYCJA DZIECKA], Cristian Mungiu [4 MIESIĄCE, 3 TYGODNIE I 2 DNI], czy właśnie Radu Jude, wyznaczyli nowe standardy w kinie europejskim. Bardzo ubolewam, że kino polskie nie jest w stanie dosięgnąć tego poziomu. Zwłaszcza, że kulturowo naprawdę do Rumunii nam niedaleko.



Opowieść Radu Jude przypomina klasyczne amerykańskie westerny. Oto stróż prawa Constandin wraz ze swym dorastającym synem przemierza okoliczne wioski w poszukiwaniu zbiega. Zbiegiem tym jest Cygan, który zbiegł swemu Panu, tamtejszemu bojarowi. Zaznaczyć należy, że Cyganie byli własnością bojarów i bez ich pozwolenia nie mieli prawa opuścić miejsca zamieszkania.



Radu Jude w AFERIM łączy wiele skrajnych emocji. Zobrazowana XIXsto wieczna Wołoszczyzna to kraina cierpieniem i krwią płynąca. Miejscowi bojarzy nie szczędzą batów, rózg i tortur na swych cygańskich niewolnikach. Jude rysuje nam Wołoszczyznę zaściankową, intelektualnie zubożałą. Nawet kler potrafi objawiać prawdy, które są nie tylko absurdalne, ale i sprzeczne z religijnym miłosierdziem. Ludzkie umysły wypełnione są zabobonami, gusłami, opowieściami wyssanymi z palca. Brak edukacji daje się tutaj mocno we znaki, a wszechobecna głupota zatacza coraz szersze kręgi.



AFERIM mimo dość cierpkiego rozdźwięku niesie wszędobylski humor. Nie znajdziemy tutaj poprawności politycznej, bo takowej w XIX wiecznej Rumunii nie było. Dostaje się tutaj każdemu... dzieciom, kobietom, klerowi i wszystkim tym, którzy są odmiennej narodowości. Przekleństwa gonią przekleństwa, prawda kole w oczy, króluje zawiść, kłamstwo i nielojalność, a uprzedzenia rasowe i nacjonalizm wiodą prym. Film Radu Jude pod tym kątem jest genialny. To co nas śmieszny, paradoksalnie dzisiaj groziłoby publiczną kastracją. Bombowe dialogi rozładowują złość, a śmiech pojawia się przez łzy. I choć dodatkowej ostrości dodaje AFERIM czarno-biała konwencja, to i tak po seansie widz pozostaje z bananem na twarzy. Polecam ten film, bo to zaiste, perełka i chętnie do tego filmu powrócę.
Moja ocena: 8/10

środa, 17 lutego 2016

MUSTANG [2015]




Jestem zachwycona tureckim filmem MUSTANG nominowanym w tegorocznych Oscarach w kategorii film nieanglojęzyczny. Turecka reżyserka-aktorka Deniz Gamze Erguven stworzyła niezwykłe dzieło. To jej debiut pełnometrażowy, mądry, zrównoważony, poruszający. Erguven nakręciła film bez stosowania zmyślnych środków przekazu, bez zbędnej symboliki, prosty, ale z tak wielkim ładunkiem emocjonalnym, że nie sądzę, bym w najbliższym czasie powróciła do tego filmu. Cieszę się, że tematyka pozycji kobiety w świecie islamskim powraca. Pojawiła się już w kinie w filmach niemiecko-tureckiego reżysera Fatih Akina [GEGEN DIE WAND], czy w filmie Feo Aladaga DIE FREMDE. To filmy bolesne i ciężkie i aż dziw, że takie praktyki mają miejsce w nowoczesnej Europie.



Deniz Gamze Erguven podjęła się wielkiego wyzwania. Turczynka, która opowiada o losie kobiet na tureckiej prowincji, kreśli nam sytuację piątki sióstr. Piękne dziewczyny wychowywane przez babkę i wujka. W tej rodzinie nie ma wolności. Kobiety wychowywane są na żony i służące. Każdy przejaw wolności jest karany, a dom bohaterek jest ich więzieniem. Świat w filmie MUSTANG to świat męski, w którym mężczyźni mają przyzwolenie na wszystko. W tym świecie nie ma miejsca dla kobiet. Turcja oczami Erguvena to kraj zakłamany. Pod fasadą nowoczesności, dążenia do Unii Europejskiej kryje się przegniłe jabłko, które zatruwa życie kobiet, traktując je jak niewolnice. Nie ma miejsca na nowoczesność w kulturze muzułmańskiej. W tym filmie ta religia jest złem, przez które cierpi miliony dziewczyn i kobiet nie tylko w Turcji, ale i na całym świecie.



MUSTANG to film prosty w przekazie. Tę trudną tematykę Erguven ubrała w konsekwentny, klarowny sposób. Nie ma tu miejsca na symbolikę. MUSTANG pokazuje nam świat kobiet wyraźnie i bez cudzysłowów. Nie oznacza to, że film ten jest ciężki i trudny w odbiorze. Jedyny ciężar filmu MUSTANG tkwi w jego fabule. Deniz Erguven ten trudny temat przekazuje nam w niezwykle lekki sposób. Mimo dramatu, który ma miejsce na ekranie, film ten ogląda się wyjątkowo dobrze. MUSTANG jest filmem pochłaniającym.



Polecam ten film. Z większości filmów, które obejrzałam nominowanych do Oscara w kategorii film nieanglojęzyczny MUSTANG wychodzi na prowadzenie. To przemyślane dzieło, które ma za zadanie uzmysłowić nam fakt, że Europa nie jest wolna od bólu i cierpienia ludzi na tle religijnym. Filmy, które przywołałam na początku, jak i MUSTANG, to filmy, które wyraźnie mówią nam o losie kobiet żyjących pod rygorem islamu. Ciężko ogląda się takie historie, zwłaszcza gdy wizerunek Turcji, to wizerunek kraju nowoczesnego. Nic bardziej mylnego, co dobitnie nam pokazała Deniz Gamze Erguven w swoim pełnometrażowym debiucie reżyserskim.
Moja ocena: 9/10

poniedziałek, 15 lutego 2016

KRIGEN [2015]




Duński reżyser Tobias Lindholm jest głównie znany z rewelacyjnych scenariuszy. Napisał je do takich filmów, jak POLOWANIE, SUBMARINO, czy PORWANIE z 2012r. Ten ostatni również wyreżyserował. Podobna sytuacja ma miejsce w filmie nominowanym do Oscara w kategorii nieanglojęzycznej - KRIGEN. Historie jego filmów w głównej mierze dotykają sfery moralnej i etycznej. Zarówno w POLOWANIU, jak i właśnie w KRIGEN sytuacje, które mają miejsce nie podlegają jednoznacznej ocenie. Wielowymiarowość jego scenariuszy jest ogromna. Świat, który tworzy nigdy nie jest czarno-biały. A ferowanie wyrokami często przysparza o niemały ból głowy. Sam film mnie jednak nie urzekł, a z pewnością nie jest tak dobry, jak wspomniane na początku tytuły.



Akcja KRIGEN ma miejsce podczas wojny w Afganistanie. W jednej z wiosek stacjonuje duńskie wojsko, na którego czele stoi młody dowódca oddziału Claus Pedersen. Claus ma wszelkie zadatki na lidera. Jego decyzje są przemyślane, a każda akcja, której się podejmuje ma przede wszystkim chronić jego żołnierzy. Sytuacja zmienia się, gdy podczas jednej z akcji decyzją Clausa zbombardowana zostaje cywilna osada. Claus chcąc ochronić swoje życie i swych żołnierzy podjął ryzyko, za które przyjdzie mu słono zapłacić.



Lindholm rysuje nam dwa punkty widzenia, które ocenić nie jest łatwo. Z jednej strony dostrzegamy ułomność ludzką, która skutkuje nieodpowiedzialnymi decyzjami, dzięki którym śmierć ponoszą niewinne osoby. Z drugiej zaś strony, musimy zdać sobie sprawę, że trwa okres wojny, w którym przypadkowe ofiary, zwłaszcza wśród ludności cywilnej, nie są niczym nadzwyczajnym. Lindholm zadaje nam więc pytanie, co jest ważniejsze?! Życie swoje i swoich kompanów, czy życie ludności cywilnej? KRIGEN nie daje nam na te pytanie odpowiedzi. To widz musi podjąć decyzje, co jest w takiej sytuacji mniejszym złem.



Atutem tego filmu jest scenariusz i jego wielowymiarowe moralne dylematy. Z tego Lindholm słynie i to robi dobrze. Kuleje jednak realizacja. O ile sceny wojenne robią wrażenie, cały film miażdży monotonia. Może, gdyby film ten nie trwał dwóch godzin przyjemność z jego oglądania byłaby większa. Niestety wymęczył mnie ten film, choć aktorzy stawali na uszach, by oddać dramatyczną sytuację, w której znaleźli się filmowi bohaterowie. Mimo to, chętnie poczekam na kolejny scenariusz Tobiasa Lindholma. Jako jeden z niewielu potrafi bardzo dobrze zarysować nam ironię życia w codziennych sytuacjach.
Moja ocena: 5/10 [mocne 5,5]

niedziela, 14 lutego 2016

ANOMALISA [2015]




Takie animacje jak MARY & MAX, czy FANTASTYCZNY PAN LIS Wesa Andersona na długo pozostają w pamięci. Nie tylko ze względu na swoją piękną fabułę, ale na wizualne aspekty. Te dwa filmy reprezentują gatunek animacji zwanej poklatkową. Żadne komputerowe wygibasy, jedynie precyzja, naturalizm i ciężka praca. To wyjątkowe filmy. Przepiękne w swojej strukturze, ale i mądre. Do mojej ulubionej dwójki dodaję ANOMALISĘ - najnowsze działo autora wielu błyskotliwych scenariuszy do filmów, które odniosły ogromny sukces oraz reżysera obrazu SYNEKDOCHA, NOWY JORK. Ta animacyjna perełka powstała przy współpracy Kaufmana z twórcą wielu animacji poklatkowych Dukem Johnsonem.



ANOMALISA to quasi dystopiczny traktat o technokratycznej rzeczywistości. Główny bohater Michael Stone przyjeżdża do Cincinnati na konwent, w którym będzie głównym mówcą. Autor poczytnego poradnika dla pracowników obsługi klienta przeżywa życiowe rozczarowanie. Upadające małżeństwo i przyziemna, schematyczna praca sprawia, że bohater przestał odnajdywać siebie. Kiedy poznaje Lisę, Michaleowi świat staje u stóp. Przez krótką chwilę uwierzy, że nie zmieniając siebie zmieni swoje życie. Lisa ma być przepustką do nowego świata. Świata, w którym zerwie z przyziemnością, schematyzmem, w którym Lisa będzie powiewem świeżości w skostniałej rzeczywistości. Ułuda i idylla nie trwa wiecznie, a neurotyzm Michaleowi szybko da się we znaki.



Charlie Kaufman swoim scenariuszem kreśli nam ponury obraz rzeczywistości. Świata, w którym postępująca uniformizacja i rutyna zniszczyły ostatnie przebłyski indywidualizmu i kreatywności. To świat technokratyczny, w którym dominuje ślepe podporządkowywanie się narzuconym normom. Michael jest człowiekiem zdystansowanym, który oczekuje od życia więcej, niż może mu ono dać. Jest w nim pełna doza obłudy. Poszukiwanie pasji, namiętności, erotycznego spełnienia, które ma mu dać namiastkę życia, które utracił. Michael popadł w pułapkę codzienności, rutyny, z której wprawdzie nie potrafi się wydostać, ale podejmuje próby. Ważny przy tym jest jego związek z kobietami, które wydają się nie spełniać jego oczekiwań.



ANOMALISA bezbłędnie oddaje świat i ludzi, którzy nas otaczają. Przybieranie wielu masek, pod którymi ukrywa się rzeczywiste emocje. Szukanie spełnienia w ryzykownych działaniach, gdy życie wydaje się mdłe i nijakie. Podejmowanie prób przebudzenia się z letargu, który oferuje nam życiowa rutyna. Świat zamieszkują pozbawione emocji, posłuszne roboty, praca-dom-dom-praca, brak zainteresowań, pasji. Michael Stone, bohater ANOMALISY jest ostatnim romantykiem, któremu może nie zawsze się udaje, ale przynajmniej podejmuje próby, by coś zmienić.
Polecam. Przepiękna animacja dla dorosłych, która skłania do myślenia.
Moja ocena: 7/10 [mocne 7,5]

sobota, 13 lutego 2016

GRANDMA [2015]





Paul Weitz jest reżyserem znanym głównie z filmów komediowych. Takie obrazy jak AMERICAN PIE, MEET THE FOCKERS, IN GOOD COMPANY nie są komediami wybitnymi. O dziwo Weitz, który również pisze scenariusze, lepiej wypada w słodko-gorzkich komediach. BEING FLYN z Robertem De Niro i Paulem Dano to wart uwagi dramat, który ukierunkowuje pracę Paula Weitz na nowe tory. Podejmuje się trudnych, rodzinnych tematów, które staną się kanwą słodko-gorzkiej komedii GRANDMA. Paul Weitz tym filmem osiągnął szczyt prostoty. Cudowny ironiczno-cyniczny obraz o trudnych relacjach rodzinnych, ale też o różnicy pokoleń, starości, która w tym obrazie nabiera nowego, pozytywnego wymiaru.



GRANDMA to historia o starszej kobiecie, poetce, która swoją pisarską karierę już dawno sprowadziła na manowce. Brak weny twórczej, śmierć jej kobiety i związek z młodszą dziewczyną, który również chyli się ku upadkowi. Gdy kobieta pozostaje sama, w jej życie wkracza wnuczka. Niezapraszana, niespodziewana, prosi o pomoc finansową na aborcję. To zdarzenie nie tylko stanie się przyczynkiem do wielu zabawnych historii, których celem jest znalezienie pieniędzy. To również swoisty dramat, który zbliży do siebie skłóconą rodzinę.



GRANDMA to przykład filmu, którego ogromnym atutem jest prostota. Czy można nakręcić bardzo dobre kino, bardzo mądre kino, bardzo interesujące kino, które trwa raptem 76 minut? Przy tych trzygodzinnych wypocinach, dwugodzinnych standardach, taka sytuacja wydaje się wręcz niemożliwa. Od lat zadaje sobie pytanie, co się stało z kinem 90-cio minutowym, bo doba nam się nie wydłużyła, by nagle kręcić historie o życiu rozwlekłe i długie. Paul Weitz ubrał tę prostą, słodko-gorzką historię w krótką opowieść drogi, o rodzinnych niesnaskach i wzajemnym zrozumieniu, dzięki czemu jest tak fascynująca i pochłaniająca. 



GRANDMA to kino niezależne. Złożone z prostego scenariusza, którego kanwą jest podróż w poszukiwaniu pieniędzy na aborcję. Znajdziemy tutaj masę ciekawych dykteryjek, kolorową główną postać i niezwykle proste przesłanie. Zadziwiająca jest również obsada. Rewelacyjny drugi plan zaskakuje jak przysłowiowy Filip, który wyskoczył z konopi. Wszystko to ubrane raptem w 76 minut pięknych zdjęć, ironii, sarkazmu wynikającego z życiowego doświadczenia, ale też życiowej mądrości. Jak słusznie stwierdziła bohaterka, "I like being old, young people are stupid". Nic dodać, nic ująć, cięty język bohaterki jest w tym filmie genialną pointą. Kino małe, niskobudżetowe, tzw.niezależne ma się dobrze i jest świetną odskocznią od długich, tłustych, napompowanych kasą, drętwych blockbusterów. GRANDMA jest tego bardzo dobrym przykładem. Polecam.
Moja ocena: 8/10

wtorek, 9 lutego 2016

THEEB [2015]




THEEB to nominowany do Oscara debiut pełnometrażowy jordańskiego reżysera Naji Abu Nowara. Tytuł to imię chłopca, bohatera filmu, który po polsku oznacza słowo "wilk". Przenosimy się do czasów I Wojny Światowej. Młody Theeb wraz ze swym bratem otrzymują zadanie przetransportowania Anglika do jego bazy wojskowej. Podróż wiedzie przez pustynię. Kiedy podróżnicy zatrzymują się przy jednej z pustynnych studni zostają zaatakowani przez miejscowych watażków. Od tej pory Theeb skazany wyłącznie na siebie będzie musiał znaleźć sposób powrotu do domu.



Historia Theeba nie jest wyłącznie opowieścią drogi. Z jednej strony ogromne wrażenie robi surowe życia tamtejszych szejków, którzy jeszcze nie zdążyli zarobić milionów dolarów na baryłkach ropy. Z drugiej, Naji Abu Nowar rysuje nam moment, w którym zachodnia myśl techniczna zaczyna wkraczać na arabskie pustkowia. I paradoksalnie nie wojska tureckie stacjonujące na tamtejszych ziemiach są zagrożeniem dla miejscowych. To postęp staje się wrogiem. Postęp dzięki, któremu wielu z miejscowych straci możliwości zarobku.



THEEB jest historią prowadzoną dość monotonnie i to chyba jedyny mankament tego filmu. Z pewnością atutem są uderzająco piękne zdjęcia, a wrażenie zostawia surowe życie bohaterów. Porusza ich umiejętność dostosowania się do nieprzyjaznych człowiekowi warunków życia oraz wykorzystywanie skąpej natury dla własnych potrzeb. Dziwi mnie jednak nominacja do Oscara w kategorii film nieanglojęzyczny. THEEB nie posiada wielkiej dawki emocjonalnej. Nie jest też historią mega tragiczną. Wprawdzie mówi o wartościach, którymi jest braterstwo i to nie tylko to spokrewnione, mimo to jest to dość przeciętna produkcja, która z pewnością nie pozostanie w mojej głowie na dłużej.
Moja ocena: 6/10

niedziela, 7 lutego 2016

TRUMBO [2015]




Powiem szczerze, że bez werwy podeszłam do filmu TRUMBO. Na myśl o kolejnej biografii zrobiło mi się lekko słabo. Pod natłokiem tego filmowego gatunku straciłam motywację na kolejne tego typu filmy. Zmotywowały mnie jednak Oscary. Muszę przyznać, że film Jaya Roacha to pełne zaskoczenie. Cóż można się bowiem spodziewać po autorze takich dzieł jak WYBORCZE JAJA, POZNAJ MOJEGO TATĘ, czy AUSTIN POWERS?! Jay Roach to reżyser komediowy, a mimo to udało mu się stworzyć wciągającą biografię o geniuszu filmowym, którzy stworzył scenariusze do najwybitniejszych filmów, takich jak: RZYMSKIE WAKACJE, SPARTAKUS, JOHNNY POSZEDŁ NA WOJNĘ, MOTYLEK, czy THE BRAVE MAN. To tylko namiastka jego twórczości, za którą wielokrotnie zdobywał Oscara.



Historia o Donaldzie Trumbo ma jednak inne podłoże, niż tylko wierne odtworzenie jego życiowej pasji, jaką było pisanie. To historia o zacietrzewieniu, fanatyzmie i pogoni za unicestwieniem najważniejszego wroga, jakim był komunizm. Powojenne Stany Zjednoczone wkroczyły bowiem w szczególny okres swojej historii, jakim była Zimna Wojna. Rywalizacja z ZSRR doprowadziła do komunofobii. Rząd szukał zdrajców, szpiegów, ale i zwykłych ludzi związanych z komunistyczną ideologią. Celem było odseparowanie ich od społeczeństwa, wykluczenie, odebranie godności i uniemożliwienie funkcjonowania w normalnym życiu.



Jay Roach, ten jeden z bardziej ponurych okresów w historii Stanów Zjednoczonych ubrał w humor, dzięki czemu film nie jest ciężki, jak betonowy kloc. Ogląda się go wyśmienicie. Jesteśmy świadkami tworzenia historii kina. Pisania wielkich scenariuszy przez Trumbo, ale też lawirowania między idiotyzmami, jakie stworzyło dla artystów państwo. Nagonka na artystów, ich szkalowanie za poglądy polityczne, które nie są zgodne z polityką państwa, w środowisku filmowym zadziwia. Jay Roach nie obawia się przedstawić nam wielu sławnych osób w bardzo bladym świetle. Tak skonstruowana fabuła, pełna ciekawych postaci, intryg i humoru pochłania. Wielkim atutem są tu kreacje aktorskie wyśmienitych aktorów, na których tle błyszczy Bryan Cranston. W jego przypadku nominacja do Oscara jest w pełni zasłużona. Perełką jest natomiast przekomiczny John Goodman.



Polecam ten film. Zarówno historia, jak i realizacja w pełni spełniły moje oczekiwania, co jednocześnie jest dla mnie zaskoczeniem. Nie jestem w stanie wymienić jakiegokolwiek mankamentu. Film pod każdym względem jest dobry, a wizję umila nam jazzująca ścieżka dźwiękowa. Jest to jedna z lepszych pozycji od początku tego roku, a nie było ich wiele.
Moja ocena: 7/10 [mocne 7,5]

sobota, 6 lutego 2016

KARBALA [2015]




KARBALA, czyli jak Krzysztof Łukaszewicz rzucił się z motyką na słońce. Kino wojenne amerykanie dopracowali do perfekcji już w latach 70-tych, gdzie mieliśmy popis kina o wojnie w Wietnamie. Takie obrazy jak, CZAS APOKALIPSY, PLUTON, URODZONY 4.LIPCA, FULL METAL JACKET, OFIARY WOJNY, ŁOWCA JELENI, SAJGON wyznaczyły poziom w kinie wojennym. Większość z tych filmów weszło do klasyki kina światowego. Również wydarzenia w Iraku, czy Afganistanie dorobiły się bardzo dobrych filmów wojennych. Niektóre z nich otrzymały nominacje, ale i Oscary. Wystarczy wspomnieć o THE HURT LOCKER, JARHEAD, GREEN ZONE, ale i przejmujący irański film TURTLES CAN FLY. Na tym tle Polska KARBALA to krzyk niemego we mgle.



Akcja tego filmu toczy się w irackiej Karbali. Polscy żołnierze, wraz z bułgarskimi otrzymali zadanie ochrony miejskiego Ratusza przed terrorystami. Żołnierze zamknięci i odcięci od pomocy przez kilkadziesiąt godzin będą zmuszeni bronić przybytku, ale też bronić własnego życia.



Muszę przyznać, że film jest robiony z rozmachem. Świetna realizacja nadaje akcji naturalności. I to jest największy atut tego filmu. Aktorzy wypadają autentycznie, tak jak charakteryzacja i lokacje. Dość sensownie napisany jest scenariusz, w którym został dość solidnie zredukowany znany z amerykańskich filmów, patos. Nie znajdziemy tu też dramatów rodzinnych, czy miłosnych. Łukaszewicz skupia się na wojence i całkiem przyzwoicie mu to wyszło.



Co więc jest nie tak?! Przede wszystkim czas. Film jest zdecydowanie za długi. Kiepskie kadrowanie. Prowadzenie kamery z ręki, roztrzęsiony obraz nie tylko irytował, ale przede wszystkim męczył oko. Dało się również odczuć braki w budżecie. Nie ma tutaj spektakularnych scen, grubo zakrojonej akcji, a i trup wrogi ścielił się dość skąpo. Nie da się również ukryć podobieństw do BLACK HAWK DOWN. Zarówno akcja, jak i odcięcie od pomocy, konieczność obrony w pojedynkę, która z góry skazana jest na porażkę i długie oczekiwanie na pomoc, to główne naleciałości z tego filmu. Szkoda jednak, że nikt nie wziął pod uwagę z jakim rozmachem był kręcony tamten film, kto go kręcił i jak go kręcił. Niestety z polskim budżetem będziemy musieli jeszcze trochę poczekać, by nakręcić film pokroju Ridleya Scotta. Mimo to szacunek za wysiłek, ale film niestety przeciętny.
Moja ocena: 5/10

piątek, 5 lutego 2016

ANATOMIA ZŁA [2015]




Z polskimi reżyserami jest pewien problem. Brak skonkretyzowanego gatunku i kręcenie filmów od mydła do powidła. Jacek Bromski w swoim dorobku dorobił się głupkowatych seriali i komedii. Gdzie tu więc miejsce na thriller? Nie mam pojęcia. Drugim problemem pojawiającym się w kinie polskim jest tematyka polityczna i historyczna. Może gdybyśmy w końcu rozliczyli komunistów i zlustrowali to pałętające się w polityce esbecko-konfidenckie tałatajstwo, tematów na filmy pokroju ANATOMIA ZŁA by nie było. I może w końcu ktoś skupiłby się na filmach obyczajowych, obrazujących normalnych, przeciętnych ludzi, ich troski, dylematy i ciężkie życie, tak jak to miało miejsce w kinie sprzed lat, zwanym kinem moralnego niepokoju. Póki co, mamy ANATOMIĘ ZŁA, czyli jak we współczesnej Polsce rozlicza się dawnych oponentów oraz jak we współczesnej Polsce nakręcić kolejny mdły, przeciętny i bez iskry bożej film.



Bromski rzuca nam haczyk twierdząc, że historia w jego filmie zainspirowana została autentycznymi wydarzeniami. Nie mam pojęcia, co miał na myśli i jakie zdarzenia tak go zainspirowały, bo ANATOMIĘ ZŁA ciężko jednoznacznie przypisać do jakiegokolwiek faktu. Mimo to, temat filmu obejmuje politykę i grubą finansjerę, która chcąc skosić grubą kasę, najpierw musi wynająć płatnego mordercę, by ewentualnych przeciwników interesu się pozbyć. Fabuła wchodzi dość głęboko w politykę i prokuraturę, co wzmacnia w nas poczucie skorumpowania polskich instytucji oraz świadomość, że nie będzie to żadna widowiskowa, mega oryginalna opowieść.



ANATOMIA ZŁA to film przeciętny, ale bardzo sprawnie zrealizowany. Od strony technicznej trudno cokolwiek filmowi Bromskiego zarzucić. Historia jest również ciekawa, tylko nie zasługuje na miano thrillera. To raczej film sensacyjny i tego powinni się twórcy trzymać. Ogromnym mankamentem są dłużyzny. Kadry, z których nie wynika nic poza obrazowaniem zwykłych czynności, które wykonują bohaterowie. Usuwając te kadry, film skróciłby się pewni o 40 minut, a fabuła nic nie straciłaby na swoim znaczeniu. Aktorsko też bardzo poprawnie. O ile Krzysztof Stroiński to klasa sama w sobie, o tyle jego filmowy partner, młody Piotr Głowacki nie dorównuje mu w kunszcie aktorskim.  Szczerze mówiąc spodziewałam się więcej po ANATOMII ZŁA i szkoda, że wyszło tak przeciętnie.
Moja ocena: 5/10

poniedziałek, 1 lutego 2016

MACBETH [2015]




Od dnia, w którym obejrzałam film Justina Kurzela SNOWTOWN jestem jego absolutną fanką. Genialny, okrutny dramat o braterstwie i patologii. Ten australijski reżyser ma oko nie tylko do ciekawych tematów, ale przede wszystkim do przepięknych ujęć. Magia zdjęć Adama Arkapawa otula dobrze prowadzoną opowieść. I choć MAKBET Kurzela to nic innego, niż wiernie odtworzona sztuka Szekspira, to jest to z pewnością wizualny majsterszyk Arkapawa i mistrzowskie aktorstwo Fassbendera.



Skupiając się jednak na wrażeniach, bo mniemam że historię szkockiego tana Makbeta każdy zna, muszę przyznać, że było nad wyraz dobrze. Widziałam już wiele filmowych adaptacji tej sztuki, od klasycznego ujęcia [Polańskiego TRAGEDIA MAKBETA z 1971], do nowatorskich projektów [tu polecam MAKBETA z 2010 z Patrickiem Stewartem w roli głównej] i mimo wiernej adaptacji o nudzie nie było mowy. Myślę, że do takiego odbioru MAKBETA Kurzela przyczyniła się genialna oprawa wizualna oraz bardzo dobra kreacja Michaela Fassbendera. Bałam się, że aktor może nie poradzić sobie z tak emocjonalną rolą. Jak najbardziej jej sprostał.



Nowa adaptacja sztuki Szekspira nie ma znaczących mankamentów. Można mu zarzucać zbyt wierne, szkolne, wręcz podręcznikowe odegranie, jednak w głównej mierze ten zarzut będzie wynikał z oczekiwań widza. Myślę, że wersja Kurzela wpisze się w kanon najlepszych, wiernych adaptacji MAKBETA. Reżyser dobrał sobie bardzo dobrych aktorów, śmietankę brytyjskiego aktorstwa. Skupił swoją uwagę na detalach... na ubiorze, charakteryzacji, która zgodna byłaby z ówczesną epoką. 



W trakcie seansu odnotowałam również wiele zapożyczeń, inspiracji lub zwykłych analogii. Sceny walki, spowolnienia, które przywołują w pamięci Zacka Snydera 300. Ujęcia, kolorystyka przypomniała mi VALHALLA RISING Nicolasa Windinga Refna. Natomiast klimat i duszna atmosfera, prawie jak w intrygującej adaptacji WICHROWYCH WZGÓRZ szkockiej reżyserki Andrei Arnold. Z pewnością MAKBET Justina Kurzela podzieli widzów na wielbicieli klasyki i tych, którzy oczekiwali od reżysera powiewu świeżości i odmłodzenia tej wiekowej sztuki. Mimo to polecam wszystkim. Jeśli nawet fabuła wyda się zbyt ograna, to zdjęcia Arkapawa i aktorstwo Fassbendera zrobią odpowiednie wrażenia.
Moja ocena: 7/10