Nie ma co ukrywać, że Dorociński był jedynym przyczynkiem, dla którego podeszłam do tego obrazu.
Historia jest tu dla mnie rzeczą wtórną i taka też jest sama w sobie. Ile bowiem można wycisnąć z love story pomiędzy gangsterem, a pacjentką szpitala psychiatrycznego z podejrzeniem schizofrenii ? Niewiele. Nie ma tu gangsterskich popisówek typowych dla polskiego kina akcja typu np. PSY, czy tragedii rodzinnych znanych chociażby z WESELA. Jest za to prosta historia i prości bohaterowie, którzy próbują odnaleźć się w sytuacjach dla siebie niewygodnych.
Całość jest zatem znośna, ale jak to mówią dupy nie urywa. Jednak to co zrobił Dorociński ze swoją postacią, jak najbardziej zasługuje na uwagę. Facet ma to coś, co przyciąga uwagę. Trochę z tragizmu bohatera romantycznego i trochę z typu "macho", co to biega po mieście z maczetą w obronie swej oblubienicy :-)).
Nie ma co ukrywać, jest to zdecydowanie teatr jednego aktora, przy którym cała reszta blednie.
Moja ocena: 6/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))