Oj, Francuzi w tym roku rozpieszczają mnie swoją kinematografią. Jestem pod ogromnym wrażeniem, zwłaszcza że fanką francuskiego kina nie jestem. A tu masz... po raz kolejny znany z Persepolis (2007) duet Satrapi-Paronnaud serwuje nam spory kawałek dobrego kina. Tym razem nie w wersji animowanej. Trzeba jednak przyznać, że obrazy są tak piękne, jakby ręcznie malowane. Najwyraźniej duet z animacją rozstać się nie może, ale genialnie im to wychodzi, więc nie ma na co narzekać.
Satrapi-Paronnaud po raz kolejny zabierają nas do francuskiego Iranu. Oj czuć Pani tęsknotę za kolonializmem, Pani Marjane...Ten sentymentalizm jest zaraźliwy, bo łezka w oku się kręci za klimatem sprzed rewolucji irańskiej.
Film jest dramatem podszytym wątkiem niespełnionej miłości. Reżyserka zabiera nas w świat, w którym o zamążpójściu nie decydowali sami zainteresowani, ale ich rodziny. Wiele z tego tragedii płynie i ta opowieść jest jedną z nich.
Świetne role aktorskie, od mojego ulubionego z resztą, Mathieu Amalric. Jego wzrok zbitego psa jest po prostu obezwładniający. Uwagę zwracają również zdjęcia. Magiczne, baśniowe, jakby ze snu. Z pewnością jest to zasługa ekipy od animacji, ale absolutnie nic nie razi. Jest wręcz jak najbardziej na miejscu.
Moja ocena: 8/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))