PRZECHOWALNIA NUMER 12 to klasyczny pewniak. Film pod każdym względem dobry, wręcz wzorcowy. Festiwalowy pewniak, który tchnie duchem Sundance. Można powiedzieć, że to film kompletny. Dźwięk, obraz, fabuła, aktorstwo utrzymane na bardzo wysokim poziomie. A wszystko to otulone naprawdę mocną historią opowiedzianą bez lukru, ale niezwykle emocjonalnie.
Tytuł filmu odnosi się do miejsca, które stanowi pewnego rodzaju azyl dla młodocianych. Jego mieszkańcy to głównie młodzież i dzieci z patologicznych rodzin, ale nie tylko. To ofiary rozwodów, życiowych tragedii, dramatów rodzinnych.
Głównymi bohaterami filmu jest dwójka opiekunów. Grace i Mason to niezwykle pozytywni ludzie. W miejscu tak ponurym i przygnębiającym trudno jest znaleźć w sobie dawkę optymizmu. Bohaterowie znajdują odskocznię od przytłaczającej rzeczywistości, choć oderwać się od niej nie jest łatwo. Oni sami bowiem znają z autopsji ból i cierpienie dzieci, którymi się opiekują. Niezwykle ciężko im rozwiązywać swoje problemy, gdy ich świat jest nimi przepełniony.
Mimo ogromnego ciężaru jaki niesie ta historia film jest niezwykle lekki. Głównie za sprawą postaci, głównych bohaterów, którzy stają na uszach, by zdjąć z wychowanków ciężar smutku i beznadziei. Niezwykle ciepli ludzie, którzy rewelacyjnie potrafią przebić się przez ścianę, wytrzymałą blokadę tych dzieci. Osoby pracujące z takimi problemami muszą posiadać niezwykłą empatię. Ten wszechogarniający smutek i cierpienie oblepia wszystkich partycypantów. Trudno sobie wyobrazić ten ciężar. Jakie środki zastosować, by zbalansować emocje, by nie zwariować ?
Destin Cretton w swoim filmie porusza nie tylko patologię, przemoc, wykorzystywanie seksualne nieletnich. W pewnym sensie jest głosem współczesnych rodzin. Nie da się ukryć, że media nie kładą nacisku na promowanie tradycyjnego modelu rodziny. Członkowie rodzin to raczej wolne elektrony, niż zżyte ze sobą jednostki. Jak nie rozwody, to związki homoseksualne, to absolutny brak szacunku i kompletne rozluźnienie relacji rodzinnych. W obecnych czasach trwałość rodziny nie jest w modzie. Długotrwałe związki przechodzą do lamusa, a po rozwód idzie się jak po bułkę na śniadanie. Cretton idzie dalej. SHORT TERM 12 w pewnym sensie pokazuje nam konsekwencje. Oczywiście nie można generalizować. Czasami rozstanie dwojga ludzi jest nie tylko konieczne, ale musowe. Autor jednak uczula nas, że nie wszyscy dają sobie świetnie radę z problemami. Każda wojna ma swoje ofiary. Jedni liżą rany latami, drudzy nie przetrwają bitwy. A mało kto uchodzi bez szwanku.
Absolutnie polecam ten film. SHORT TERM 12 to jeden z tych filmów, które albo wyłączymy ponieważ tematyka nas nie zainteresuje lub ból będzie zbyt ciężki do zniesienia albo go polubimy. Innej opcji nie ma. To bowiem bardzo dobre, mocne, poruszające kino z pięknymi zdjęciami, fajną ścieżką dźwiękową i godnymi uwagi kreacjami aktorskimi od mało znanych aktorów. A ja już czekam na kolejny film z rąk Destina Crettona. Jeśli ktoś tak pisze scenariusze i kręci takie filmy to warto czekać.
Moja ocena: 8/10