Strony

wtorek, 31 marca 2015

LA MAFIA UCCIDE SOLO D'ESTATE [2013]




Debiut reżyserski aktora, scenarzysty ukrywającego się pod pseudonimem Pif to hołd złożony postaciom historycznym, które podjęły walkę z mafią sycylijską, jak i zręczna komedia o chłopcu, którego notorycznie prześladował pech. A wszystko z powodu kobiety.



Odwiecznym problemem Arturo jest Flora. Dziewczyna, którą kocha od dzieciństwa i przez naście lat nie potrafi wyznać jej miłości. Arturo przenosi nas w przeszłość i w bardzo zabawny sposób ukazuje nam swoje perypetie miłosne. Chłopiec nie mogąc poradzić sobie z niespełnionym uczuciem znajduje ukojenie w mądrościach politycznych Giulio "Il Divo" Andreottiego, a jego życie ubarwia woja między mafią i władzami. Dzięki takiej mieszance, chłopak popełnia masę wpadek, które zamiast przybliżyć go do ukochanej Flory, skutecznie oddalają.



MAFIA ZABIJA TYLKO LATEM to zabawna historia o miłosnych podbojach oraz bolesna opowieść o wojnie, jaką wypowiedziała mafia władzom Włoch. Między soczystymi dialogami i humorystycznymi scenami, co rusz przeplata się śmierć. Śmierć bezsensowna, zadana przez kryminalistów ludziom prawym i na tyle odważnym, by dobrać się bossom mafijnym do tyłka. Mafiozi w oczach reżysera to przede wszystkim jednostki bezduszne, szukające krwawych rozwiązań. Reżyser w dość zabawny sposób obrazuje tezę mafii "jeśli masz problem zabij przyjaciela, a potem rozpraw się z wrogami". Mafia zabija z byle powodu, byle kogo, byle rozwiązać swój problem.



Nie jest to kino wielkich lotów. Zabawna komedia z głębokim dnem, którą dość łatwo się ogląda. Muszę przyznać, że był to przyjemny seans. Film równie temperamentny co natura Włochów, poruszający równie gorące tematy, co ich pogoda. Jeśli więc szukacie niezobowiązującej komedii, to polecam seans z tym filmem.
Moja ocena: 6/10 [mocne 6,5]

HAEBARAGI [2006]




HAEBARAGI to klasyczne kino azjatyckie. Zabawa gatunkami, motyw zemsty, klasyczny układ, w którym durnowaci policjanci ścigają przestępców, którzy czasami też intelektem nie grzeszą. Ten film zaskakuje też z innych względów. Nie jest to typowy film akcji. Bliżej mu bowiem do dramatu, który posiada w sobie sporą dawkę ciepła, uroku oraz nieporadności bohaterów, która momentalnie rozbraja. Podobał mi się ten film. Masa emocji przewinęła się w trakcie seansu. Od scen niezwykle zabawnych, wzruszających po bezsensowne okrucieństwo, które denerwowało i wzburzało. 



Cała fabuła ociera się o postać głównego bohatera i jego przybranej matki. Taesik wraca z więzienia z poważnym postanowieniem zmiany. Bohater sam w sobie przeszedł wielką przemianę, jednak jego chęć utrzymania życia na poziomie uczciwego i solidnego obywatela wkrótce zostanie zakłócona. Odzywają się bowiem dawne znajomości z przestępczego światka oraz bezlitosny biznesmen, który skutecznie wykorzysta swoje powiązanie z miejscowymi gangsterami, byłymi kolegami Taesika, by przejąć restaurację jego matki. Początkowe opory Taesika przed powrotem na wojenną ścieżkę skutecznie zostaną złamane przez pazerność i bezduszność gangsterów.



Oglądając ten film przechodzimy przez kilka faz. Od poznawania i oswajania się z bohaterem. Poprzez sympatię do niego i jego nowej rodziny, ich wspólne zżywanie się ze sobą i spędzanie miłych chwil, aż do tragedii, która wisi w powietrzu, niczym ciężkie, ciemne chmury zwiastujące deszcz. Ta paleta emocji skutecznie trzyma nas w napięciu przez cały seans. Nie sposób się nudzić. Każdy w tym filmie znajdzie coś dla siebie. Panowie otrzymają wartką akcję w końcówce, a Panie niezwykle urokliwą, wzruszającą dramę, a wszystko okraszone sporą dawką humoru.



Mnie się ten film bardzo podobał, głównie z jednego powodu. HAEBARAGI utrzymuje balans pomiędzy krwawym kinem akcji, a rozczulającym dramatem. I co najfajniejsze, ckliwe sceny są tak zrównoważone, by widz nie odczuwał nadmiaru banału. Polecam!
Moja ocena: 7/10 [mocne 7,5]

FEAR [1996]




Dość sceptycznie podchodziłam do seansu z filmem STRACH. Jakoś nie przepadam za Reese Witherspoon, a już z pewnością za jej rolami sprzed lat. Zachęciły mnie jednak opinie i postanowiłam podjąć to ryzyko. I jak się okazało, był to całkiem ciekawy film.



Zaczyna się dość banalnie. Młodziutka Nicole poznaje starszego od siebie Davida. Chłopak z pozoru wydaje się być ułożonym młodzieńcem, który skutecznie wkupuje się w łaski rodziny, czym dodatkowo wygrywa serce Nicole. Ta miłosna idylla nie trwa jednak wiecznie. David pod maską ułożonego chłopaka skrywa mroczniejszą twarz, którą dość szybko pozna Nicole i jej rodzina.



Film mimo dość przeciętnego i banalnego początku utrzymuje napięcie. Fajnie zbudowana akcja, która pobudza naszą ciekawość i wyostrza zmysły. Im dalej posuwa się relacja młodych bohaterów, tym bardziej intryguje zachowanie Davida. Maski i pozy, które przybiera dodatkowo dodają smaczku tej mrocznej intrydze. Sam film jednak nie zaskakuje i nie jest nowatorski. Wzmacnia go poczucie trwogi i niepokoju oraz negatywna postać Davida. Te negatywne emocje, które reżyser James Foley wybudza w widzu to największy atut tego filmu. 



Mimo moich obaw jestem miło zaskoczona. Nie jest to thriller najwyższych lotów, choć poziom emocji i fajnie zarysowana negatywna postać Davida sprawiły, że seans minął naprawdę przyjemnie. O ile twarz Reese nadal mnie irytuje, o tyle młody Wahlberg skutecznie nadrabia w przedbiegach. Jego postać idealnie wpisała się do panteonu schwarz charakterów. Fanom thrillerów o psychopatycznych bohaterach, polecam!
Moja ocena: 7/10

poniedziałek, 30 marca 2015

JIGUREUL JIKYEORA! [2003]




W zeszłym roku oglądałam bardzo przyjemny thriller Joon-Hwan Janga HWA-I. Opowiadał o porwanym chłopcu, który po latach odkrywa prawdę o sobie i swojej przeszłości. JIGUREUL JIKYEORA! to debiut reżysera i w nim również porusza wątek porwania. Jednak cała otoczka jest o wiele bardziej zakręcona i odjechana niż w jego ostatnim filmie.



JIGUREUL JIKYEORA! to typowo azjatyckie klimaty. Mega oryginalny pomysł na fabułę, zabawa gatunkiem, po którym Joon-Kwan Jang przechodzi niczym tornado miksując thriller z horrorem i komedią, do tego odwieczny motyw zemsty i abstrakcja, której z pewnością nie wyparłby się Takashi Miike. 
Bohaterem filmu jest młody chłopak, opętany wizją zbliżającej się kosmicznej apokalipsy. Wierzy, że w osobie koreańskiego wpływowego milionera ukrył się kosmita z Andromedy. Chłopak postanawia porwać mężczyznę, poddać go mało wysublimowanym torturom, by ocalić świat przed zagładą.



Film niesie scenariusz. Nie jest to z pewnością typowa komedia, choć absurd wielokrotnie przyprawia o ból przepony, a i zarysowane postaci są mega komiczne. Pasja bohatera do opowieści i historii o ufokach, jego zaangażowanie w sprawę jasno daje nam do zrozumienia, że z jego psychiką niekoniecznie jest dobrze. Dodatkowym wsparciem tej tezy jest chęć pomszczenia krzywd matki, których doznała od porwanego milionera. Wszystko to zbliża nas do wniosku, że morderczy proceder bohatera nie wynika z faktycznego najazdu kosmitów na Ziemię w celu jej zniszczenia, a z fiksacji i paranoi bohatera. Czy aby na pewno? 
Zachęcam, byście się sami przekonali. Film jest niezwykle oryginalny, okraszony dodatkowo wątkiem detektywistycznym w postaci klasycznego koreańskiego układu głupi i mądry policjant, który dodatkowo ubarwia nam seans. Ja jestem kupiona i muszę przyznać, że długo nie widziałam tak pokręconej fabuły, ale między innymi dlatego uwielbiam azjatyckie kino.
Moja ocena: 7/10 [mocne 7,5]

niedziela, 29 marca 2015

ONE CHANCE [2013]




Trochę mnie dziwi, że reżyser takich filmów, jak DIABEŁ UBIERA SIĘ U PRADY, MARLEY I JA, WIELKI ROK, czy DWOJE DO POPRAWKI ubrał się w tak banalny temat. Ten obraz jest tak przeciętny, aż szkoda się o nim rozpisywać. Typowy produkcyjniak do kotleta, który jednym sprawi masę wzruszeń, drugim wywoła ból głowy. Ja się znajduję gdzieś pomiędzy. Była chwila wzruszenia, momenty zabawne, jednak banał skutecznie przykrył to, co najbardziej w tym filmie wartościowe.



Historia jest oparta na faktach. Pięknego dnia przeciętny sprzedawca w sklepie z komórkami, Paul Potts wygrywa telewizyjny konkurs talentów, co otwiera mu drogę do kariery. Paul to typowy obiekt wzruszeń, który znamy z naszych rodzimych programów wyszukujących śpiewające, i nie tylko, talenty. Nic tak nie wzrusza, jak nieudacznik, kaleka, dziecko lub jednostka o wyjątkowym, życiowym pechu. Współczucie, które w nas się buduje jest silniejsze od logiki. Paul Potts poniekąd wtapia się w ten schemat. Chłopak z nadwagą, od dzieciństwa szykanowany przez rówieśników, nieśmiały pechowiec. W domu, oczko w głowie mamusi i zakała w oku ojca. Paul ma jednak dar. Potrafi śpiewać i wychodzi mu to nadzwyczaj dobrze. Zanim jednak osiągnie swój upragniony sukces, życiowy pech da mu się ostro we znaki.



MASZ TALENT! nie jest filmem wybitnym i z pewnością nie zapisze się na dłużej w pamięci. Typowa produkcja, którą możemy przyjąć jako seans na rozluźnienie. I faktycznie jest on rozluźniający. Sporo w nim zabawnych dialogów, humorystycznych scen i chwil wzruszeń. Paradoksalnie, wielką robotę wykonał w tym filmie drugi plan. To tam dzieje się magia. Niestety obraz jest zbyt ckliwy i banalny, a ja jestem jednostką wybitnie na te emocje wyczuloną. Nie zachęcam więc, jednak jeśli ktoś poszukuje przyjemnego, kompletnie niezobowiązującego kina z morałem i ku pokrzepieniu serc, to MASZ TALENT doskonale się sprawdzi.
Moja ocena: 5/10

BIG EYES [2014]




O nowym filmie Tima Burtona słyszałam swego czasu wiele niepochlebnych opinii. I to one wstrzymywały mnie kilka miesięcy przed obejrzeniem WIELKICH OCZU. I ku mojemu, własnemu zaskoczeniu obraz Burtona okazał się jedną z lepszych jego produkcji ostatnich lat. Kompletnie nieburtonowy film, bez fajerwerków CGI, rozbuchanej wyobraźni reżysera i natrętnego Deppa. Prosta konstrukcja, zobrazowana przepięknie, z rewelacyjnym duetem Amy Adams - Christoph Waltz.



Burton nie po raz pierwszy chwyta się za filmową adaptację biografii. Tym razem opowiada nam o niezwykłym przypadku, jakim jest małżeństwo Margaret i Waltera Keane. Historia osadzona na przełomie lat 50/60-tych ukazuje nam niezwykłą zależność utalentowanej plastycznie Margaret i jej pazernego męża z kompleksami wielkości Mount Everest.



Film ujmuje nie tylko barwna opowieść o hochsztaplerze i fałszerzu, jakim jest Walt, który przypisze sobie talent swojej żony. To historia o zależnościach, małżeńskich układach i uwikłaniu w nie kobiety. Margaret wydaje się być ofiarą swej epoki. Wyklęta rozwódka, samotnie wychowująca córkę, naznaczona, odnajduje w Walterze nadzieję i upragniony spokój. Jak się potem okaże nie na długo. Stygmatyzm, jaki może narzucić na jednostkę społeczeństwo niebywale zasmuca i zatrważa. Z jednej strony jesteśmy wolni, z drugiej narzucone normy ograniczają możliwości i związują ręce.



WIELKIE OCZY to przede wszystkim przepiękny wizualnie film. Kolory i nasycenie barw przypominają nam, że film ten rzeczywiście wyszedł spod ręki Burtona. Reżyser niezwykle ciekawie opowiedział tę biografię, która absolutnie nie nuży, a zachęca do poznania dalszych losów bohaterów. No i kreacje aktorskie, to istotna wisienka na tym filmowym torcie. Genialna i subtelna, jak zwykle, Amy Adams oraz jej filmowy partner, omamiony odtwórczym szałem i kompleksami, piekielnie dobry Christoph Waltz. Ten film sprawił, że chce mi się czekać na kolejne obrazy Tima Burtona. Polecam!
Moja ocena: 8/10



THE YAKUZA [1974]




Większość z nas Sydneya Pollacka pamięta, jako reżysera genialnej TOOTSIE, TRZECH DNI KONDORA, czy POŻEGNANIA Z AFRYKĄ. Pollack równie dobrze radzi sobie, jako aktor. Zagrał w wielu świetnych produkcjach. Niestety od pewnego czasu niekoniecznie jego filmy mnie zachwycały. Sięgnęłam więc po klasyk o japońskiej Yakuzie. Czy Amerykanin może stworzyć film, w którym oddaje ducha tamtejszej kultury? Okazuje się, że świetnie daje sobie radę, choć sam film do najprostszych nie należy.



YAKUZA to dramat sensacyjny, w którym w rozgrywki między bossami japońskiej i amerykańskiej mafii wplątuje się osoba postronna. Harry Kilmer poproszony przez swego przyjaciela z wojska, szefa amerykańskiej mafii, wyrusza do Japonii, by tam odbić porwaną córką kolegi. Ów przyjaciel nie wywiązał się z transakcji z Yakuzą, za co został srogo ukarany. Harry, który lata temu stacjonował w Japonii ma zadanie odświeżyć dawne znajomości, by pomóc w odzyskaniu dziewczynki. Sprawa jednak mocno się komplikuje, gdy wychodzą na jaw kłamstwa i machlojki jego amerykańskiego przyjaciela.



Obraz Pollacka to nie tylko sensacja, walka o wpływy, gangsterskie porachunki, strzelaniny i wymachiwanie mieczami. Reżyser porusza dość ważki problem, jakim są twarde zasady i kodeks etyczny. Kontrastuje to z dwiema przeciwległymi kulturami - zachodnią i wschodnią. Jak się okaże, granice wytyczone nie zależą od szerokości geograficznej, ukształtowania terenu, czy kultury, ale od nas samych. Od tego, jakimi jesteśmy ludźmi, jakie wartości nam wpojono i jak silny kręgosłup moralny nam zaszczepiono.



Pollack na przykładzie bohaterów ukazuje nam chorobę współczesnej cywilizacji. Zacierająca się granica między dobrem, a złem i rozluźnienie wartości, cnót, które w dawnych czasach czyniły człowieka godnym. Honor, przyjaźń, lojalność po grób oraz bolesna czasami szczerość to cnoty, wartości niezbywalne, a jednak... w filmie rewelacyjnie pokazano, jak łatwo te wartości zastąpić chciwością, obłudą i zakłamaniem. W obrazie YAKUZA wartości stają się krystaliczne. Kultywowanie wartości, przestrzeganie zasad, szacunek do przeciwnika, a nawet wroga stoją tu na równi z honorem. U Pollacka czarny jest kolorem czarnym, a biały białym, a szarości przynależą do kultury zachodniej.



Polecam! Nie jest to wprawdzie obraz żywiołowy. Na genialne sceny walki będziemy musieli trochę poczekać. Jednak zarysowane różnice między kulturą wschodu i zachodu są najwyższą wartością tego filmu i dają nam wiele powodów do przemyśleń. Oczywiście kreacje aktorskie są wyjątkowe, ale o tym świadczą już same nazwiska.
Moja ocena: 7/10

piątek, 27 marca 2015

KILL ME THREE TIMES [2014]




Film Kriva Stendersa klimatem oddaje stare dobre brytyjskie filmy gangsterskie, a nawet wczesne produkcje Guya Ritchie. To zabawna komedia pomyłek zanurzona w morderczych porachunkach, zaborczej miłości i zdradzie. Można powiedzieć, "przecież to już było", jednak utrzymany w humorystycznej konwencji film nie tylko jest łatwy do przełknięcia, ale i miły dla oka.




Akcja toczy się w cudownie wakacyjnej, słonecznej Australii. Rozrzucona w czasie fabuła powoli zbliży nas do sedna sprawy, którą jest zdradzony mąż, zadłużony po uszy szwagier z małżonką oraz wynajęty prywatny detektyw vel zabójca na zlecenie. Trzonem tej opowieści, jak to zwykle bywa, są pieniądze i nadszarpnięta męska duma. Jeśli do tak wybuchowej mieszanki dodamy zwykłą ludzką głupotę i pazerność, nie ma co liczyć na solidne rozwiązanie, a komicznym wypadkom nie będzie końca.



Obraz z pewnością nie jest klasycznym filmem gangsterskim. Jest to komediowy twór, który między kadrami przemyca nam brutalność przestępczego światka. Dostajemy jej wprawdzie niewiele, bo dopiero w scenach końcowych z arterii tryska krew, jak z hydrantu. Myślę jednak, że zamysłem reżysera nie była brutalność, a komediowy sznyt oparty na absurdach i ludzkiej głupocie i ten cel osiągnięto w stu procentach.
Jeśli więc poszukujecie niezobowiązującej komedii z kryminalnym wątkiem, do tego uroczych zdjęć i fajnych kreacji aktorskich, to KILL ME THREE TIMES spełni Wasze oczekiwania. Ja z pewnością nie wrócę już do tego filmu, ale seans uważam za udany.
Moja ocena: 7/10

COMET [2014]




Jak nie znoszę filmów romantycznych i melodramatów, tak COMET mnie absolutnie zauroczył. Niebanalne, bardzo oryginalne podejście do rozwlekłego tematu miłości. Obraz ma coś w sobie z hiszpańskiego ABRE LOS OJOS, amerykańskiego 500 DAYS OF SUMMER, a całość okraszona jest iście "linklaterowskimi" dialogami z jego miłosnej trylogii BEFORE... . Nie jest to film łatwy w odbiorze, jest niczym łamigłówka, labirynt umysłu bohatera, w który nas zaprasza, a wyjście musimy już znaleźć sami.



Konstrukcja fabuły jest w miarę prosta. Oto pewien młody mężczyzna poznaje piękną, młodą dziewczynę, w której zakochuje się w mgnieniu oka. Od tego momentu reżyser Sam Esmail rozpoczyna swój żmudny proces dochodzenia do sedna wszystkich związków. Buduje sześcioletni cyklu życia związku bohaterów, przez który skrupulatnie nas prowadzi. Zaczyna standardowo od momentu fascynacji, a kończy tak, jak to zwykle bywa, rozstaniem. Nie jest to jednak typowa historia związkowa. Ma w sobie sporą dawkę magii, tajemniczości, skrywa klucz, który otworzy nam drzwi do prawdy o tej parze. Narracja prowadzona jest urywkowo. Jesteśmy rozrzuceni między etapami, niczym puzzle i to my musimy złożyć ten obrazek w całość. Wprawdzie bohaterowie podpowiadają nam, rzucając słowa klucze, ale całe sedno tkwi wyłącznie w naszej wyobraźni.



Cudownie skonstruowany film. Przepiękne zdjęcia, które symbolizują pragnienie bohaterki o związku, jako obrazie, w którym nie ma początku, środka i końca. Plastyka ujęć jest niezwykła. Zabawa kolorami i światłem zachwyca. Strona wizualna tego filmu jest nadzwyczajna. Kolejną perełką jest ścieżka dźwiękowa Daniela Harta. Dodaje kolorytu, dodatkowo ubarwia i urozmaica oparty wyłącznie na dialogach film. COMET nabiera bowiem barw teatralnych. Dialogi i sceny rozpisane są na filmową dwójkę bohaterów, a ożywieniem obrazu staje się właśnie wspomniana muzyka i zdjęcia.



Polecam ten film. Jest to jedna z bardziej niebanalnych produkcji o banalnym temacie miłości, jakie do tej pory przyszło mi oglądać. Ciekawie ujęta perspektywa obranego tematu przez reżysera, audio-wizualna perełka z bardzo fajnymi kreacjami duetu Justin Long - Emmy Rossum.
Moja ocena: 7/10

czwartek, 26 marca 2015

THANKS FOR SHARING [2012]




Już liczyłam na to, że po WSZYSTKO W PORZĄDKU "odbrażę się" na Stuarta Blumberga. Liczyłam, że powróci do łask po bardzo przeciętnej DZIEWCZYNIE Z SĄSIEDZTWA i ZAKAZANYM OWOCU. No cóż... temat wybrał sobie zacny i solidny, jednak nie do końca przekonująco go zobrazował. Nadmiar schematów i przewidywalności zabił ten obraz, a szkoda... potencjał jest spory.



Trudne jest życie seksoholika w świecie, w którym gołe tyłki i cycki, naturalne, czy też napompowane silikonem, wyzierają swoim wielkim okiem, jak zdziwiony łoś na autostradzie. To z lewego rogu, to z prawego, to w sklepie, to w restauracji, w szpitalu, czy publicznej toalecie. Seks jest wszędzie, bo seks to doskonały produkt, który sprzedaje się lepiej, niż śmierć, czy produkty dziecięce. Fenomen jest niezbywalny. Choć każdy umiera, tak jak każdy uprawia miłość, tak seks mimo upływu lat i rozluźnienia obyczajowego nadal łechce nasze instynkty. I jak ma sobie w tej sensualno-seksualnej rzeczywistości poradzić człowiek, który choruje na seksoholizm? O ile wódkę można minąć wielkim łukiem, o tyle minispódniczek w upalny dzień raczej nie sposób.



Z takimi właśnie dylematami borykają się bohaterowie. Obserwujemy ich zmagania z chorobą, postępy w dwunastu małych kroczkach, upadki i ponowne odbijanie się od dna. Każdy z nich ma swoje szczególne powody, dla których znajduje się w grupie dla seksoholików. Każdy ma swoje ułomności, ale dzięki wspólnemu wsparciu, zrozumieniu i akceptacji starają się sobie pomóc nawzajem, by tę okrutną chorobę przezwyciężyć. Jak wiele determinacji i samozaparcia walka z nią wymaga jest dla mnie niepojęte.



Obraz jest pod każdym kątem poprawny. Potrafi zarówno wzruszyć, wkurzyć, jak i rozbawić. Wprawdzie autor ślizga się po emocjach, jak pingwin po lodzie, ale nie można zarzucić mu braku staranności. Wyborna obsada stawia ten film na nogi. Może nie jestem w niebo wzięta, zabrakło mi katharsis, a i banał zamiast morału dotykał mnie zbyt boleśnie, MIĘDZY NAMI SEKSOHOLIKAMI to film na wskroś poprawny, który wierzę, że może się wielu bardzo podobać.
Moja ocena: 6/10

PEEPING TOM [1960]




PODGLĄDACZ bez wątpienia należy do filmów klasycznych, które wywarły spory wpływ na późniejsze dzieła w swym gatunku. Połączenie thrillera z dramatem psychologicznym do dziś jest moim ulubionym gatunkiem filmowym. PODGLĄDACZ porusza nie tylko problem wojeryzmu i fascynacji strachem, problem pogłębiającej się psychozy bohatera i obłędu, ale także kontynuuje tematykę, którą znamy z PSYCHOZY Hitchcocka, czy trylogii apartamentowej Polańskiego.


Głównym bohaterem jest introwertyczny Mark Lewis. Bohater pracuje w studio filmowym, a jego wielką fascynacją jest utrwalanie emocji na taśmie filmowej. Mark niczym łowca porusza się niepostrzeżenie po mieście wypatrując swego obiektu filmowego. Sprawy zaczną się jednak komplikować, gdy Mark wejdzie w bliższą komitywę z młodą współlokatorką. Dziewczyna wybudzi w nim emocje, które wyparł, a które przywrócą w nim człowieczeństwo.



Reżyser wbrew pozorom stworzył niezwykle aktualny film. Czy rzeczywiście podglądactwo Marka to problem tak odosobniony? Czy włączając telewizor nie jesteśmy w choć małym stopniu częścią osobowości bohatera? Wszędobylska kamera, która relacjonuje najbardziej dramatyczne zdarzenia, osobiste tragedie i odziera intymność ze swej subtelności. W pewnym stopniu kontynuacją tematu podjętego przez Powella jest niedawno oglądany NIGHTCRAWLER. Fascynacja śmiercią, strachem, ekstremalnymi emocjami i zdarzeniami przez lata uległa spłaszczeniu. O ile bohater stał się niewolnikiem własnych słabości, chorobliwą jednostką szukającą rozładowania swoich emocji, o tyle dzisiaj jego fascynacja stałaby się produktem rynkowym. Jest to dość bolesna konstatacja, ale nasze przyzwolenie na zatarcie granicy prywatności w mediach wynika z naszej własnej chęci podglądactwa, zainteresowania życiem innych. Oczywiście to co, zaprezentował Michael Powell w PODGLĄDACZU jest formą ekstremalną, poniekąd jednak nieodosobnioną. 



Film może nie zrobił na mnie piorunującego wrażenia, jednak napięcie budowane jest stopniowo. Sposób opowiadania fabuły również zachęca widza, by bliżej przyjrzeć się filmowym zdarzeniom. Wprawdzie liczyłam na więcej, finalnie nie uważam czasu z PODGLĄDACZEM za stracony.
Moja ocena: 7/10

wtorek, 24 marca 2015

AFFLICTION [1997]




Paul Schrader głównie znany jest ze swych scenariuszy do filmów Martina Scorsese WŚCIEKŁY BYK, TAKSÓWKARZ, czy OSTATNIE KUSZENIE CHRYSTUSA. Tym razem stanął za kamerą, by samodzielnie przenieść swój scenariusz na ekran. Z pewnością brakuje mu polotu i umiejętności Scorsese, mimo wszystko Schrader to pierwszorzędny scenarzysta, który umiejętnie tworzy wielowymiarowe historie, a swym bohaterom nadaje wyjątkowej głębi.



PRYWATNE PIEKŁO to historia Wade'a Whitehouse'a, opowiadana z perspektywy jego brata. To on prowadzi narrację i przeprowadza nas przez prywatne piekło bohatera. To historia o przemocy w rodzinie. O wpływie alkoholizmu ojca na charakter i dalsze życie jego synów i córki. Jak niszczycielską moc posiada ów trunek w rękach nieodpowiedzialnego człowieka. Jak uzależniające jest to ścierwo, gdy mu się na to pozwoli.



Wade jest małomiasteczkowym policjantem. Znany ze swej wątpliwej reputacji i wybuchowej natury. Piastowane przez niego stanowisko wymusza jednak na nim odpowiedzialność. Mieszkańcy go szanują i doskonale znają jego przeszłość. To miejsce, w którym nic nikomu nie umknie niepostrzeżenie. Życie prywatne Wade jest wystawione na próbę. Problemy z byłą żoną, córka która go nie akceptuje i stary ojciec, który mimo wieku nadal jest podłym sukinsynem. Wszystkie te problemy, jak i przyziemny ból zęba sprawią, że Wade popadnie w paranoję. Pożywką dla niej jest śmiertelny wypadek miejscowego bogacza, w którym bohater upatrywał będzie spisek.



Schrader stworzył głębokie studium upadku bohatera naznaczonego trudnym dzieciństwem. W obiektywie dostrzegamy, jak ogromny wpływ miał na  niego ojciec alkoholik i tyran. Dostrzegamy podświadomy pęd ku autodestrukcji bohatera. Mimo nienawiści wobec ojca bezwiednie kroczy ścieżką, którą on mu przez lata wytyczał.
PRYWATNE PIEKŁO to ciężki, psychologiczny dramat wokół którego duszna atmosfera unosi się niczym bardzo gęsta mgła. Pętla, która zaciska się na szyi bohatera jest oznaką zbliżającej się tragedii. Schrader doskonale oddał zależność między ojcem i synem. Obudował ją kryminalną otoczką, która stanie się zarzewiem upadku bohatera. Nie jest to z pewnością łatwy w odbiorze film, ale oprócz bardzo dobrego scenariusza niesie go piekielnie dobra kreacja duetu Nicka Nolte i James'a Coburne'a [Oscar za rolę drugoplanową].
Polecam! Kawał klasycznego kina obyczajowego, mocnego dramatu z kryminałem w tle oraz rewelacyjną obsadą.
Moja ocena: 7/10 [mocne 7,5]

MURDER BY DEATH [1976]




Robert Moore stworzył smakowity pastisz detektywistyczny. Bogaty i z lekka zepsuty Jegomość zaprasza na kolację do swego mrocznego zamczyska samą śmietankę detektywistyczną z całego świata. Znajdzie się tam angielski bufon, belgijski fircyk, amerykański arogant i orientalny znawca chińskich przepowiedni. Uroku doda również podstarzała Pani detektyw, skóra zdjęta z Panny Marple. Owi zacni łamacze morderczych łamigłówek biorą udział w grze przygotowanej przez znudzonego bogacza, Pana Twaina. W trakcie kolacji zostanie zamordowany jeden z uczestników, a ten który zdemaskuje mordercę otrzyma sowitą nagrodę.



ZABITY NA ŚMIERĆ to przede wszystkim genialny pastisz drwiący z postaci znakomitych detektywów, które przeszły przez karty książek i do dziś stanowią kanwę dla wielu filmów. Moore naśmiewa się nie tylko z ich wątpliwych umiejętności odnalezienia sprawcy po nitce z mankietu, ale i z ułomności wynikających z ich natury i narodowych stereotypów. Kpi sobie z angielskiej flegmy, francuskiego zamiłowania do win i jedzenia, prostactwa Amerykanów, czy niechęci do przystosowania się chińczyków. Obrywa się wszystkim, a dialogi aż kipią absurdalnym humorem, sarkazmem i cynizmem.



Obraz ten to nie tylko przekomiczne dialogi, świetny scenariusz, to przede wszystkim genialne kreacje aktorskie. Przy tej okazji można by napisać rozprawkę, jak to Alec Guiness genialne wywracał oczami, jako ślepy kamerdyner, Peter Sellers seplenił połamaną angielszczyzną grając chińczyka, a Peter Falk udawał kretyna nie z tej ziemi. Wszyscy aktorzy dali popis swych umiejętności, a wisienką na torcie jest udział Trumana Capote w roli zepsutego i znudzonego próżnym życiem milionera.
Polecam! Ten film to nie tylko wyśmienita rozrywka, która rozładuje każde napięcie, ale i wielka gratka dla każdego kinomana.
Moja ocena: 8/10

niedziela, 22 marca 2015

SAAM GAANG [2002]; JIAO ZI [2004]; SAAM GAANG YI [2004]




Rozpoczynam serię z azjatyckim horrorem z cyklu EXTREMES. SAAM GAANG zawiera 3 nowele filmowe, za które odpowiedzialni są znani reżyserzy kina azjatyckiego. I tak za nowelę "Memories" odpowiedzialny jest koreański reżyser klasycznego już horroru OPOWIEŚĆ O DWÓCH SIOSTRACH Jee-woon Kim. Segment "The Wheel" należy do Tajlandczyka Nonzee Nimibutr'a, a nowelę "Going Home" stworzył chiński reżyser Peter Chan.
Wszystkie nowele są od siebie niezależne i opowiadają dość mroczne historie. "Memories" porusza temat zaborczej miłości, "The Wheel" opowiada o opętaniu, a "Going Home" to mistyczna opowieść o wielkiej miłości. Wszystkie części łączy śmierć w różnych odcieniach i formach, w odmienny sposób motywowana, ale równie brutalna i okrutna.
Gdybym miała wybrać moją ulubioną nowelę, to z pewnością wybrałabym opowieść Jee-Woon Kima. Utrzymane napięcie i niedopowiedzenie od samego początku do końca pobudza ciekawość i intryguje. Muszę przyznać, że zakończenie jest wielce zaskakujące. Świetny klimat i bardzo fajny pomysł na fabułę.
Całość oceniam jednak na 6/10


JIAO ZI to kolejna odsłona cyklu EXTREMES. Reżyser Fruit Chan stworzył wyborne kino. Nie jest to może horror w czystym tego słowa znaczeniu, ale powiew grozy, barbarzyństwa i okropieństwa sięga tu zenitu.
Genialna historia muszę przyznać. Sporo już widziałam, ale pomysł na fabułę jest wręcz rewelacyjny. Oto pewna dama posiadła sekret wiecznej młodości. Jest wiekowa, jednak gdy na nią spojrzymy starość ominęła ją wielkim łukiem. Kluczem do sekretu są jej pierożki. Pewnego dnia zgłasza się do niej przebrzmiała gwiazda małego ekranu, która chcąc ratować swe podupadające małżeństwo decyduje się na kurację odmładzającą.
Co jest więc takiego szczególnego w pierożkach bohaterki? Recepta na nie wywodzi się ze starożytnych Chin, a kluczem do niego są ludzkie płody.
Polecam ten film fanom ekstremalnych jazd. Cudowny obraz z piekielnie dobrą ścieżką dźwiękową i zdjęciami. Film ogląda się wyśmienicie. Nie ma tutaj przesadnej brutalności, ale i film nie jest go całkowicie pozbawiony. Fruit Chan umiejętnie dawkuje nam powiew grozy, robi to skutecznie, acz subtelnie. Z pewnością jedyne obrzydzenie, jakie będziemy w stanie osiągnąć będzie efektem naszej wyobraźni.
Cudeńko!!! Perełeczka.
Moja ocena: 9/10



SAAM GAANG YI to ostatnia z serii Extremes. Ponownie spotykamy się z trzema nowelami, których autorami są Takashi Miike, Chan-wook Park oraz Fruit Chan. Myślę, że fanom kina azjatyckiego same nazwiska wystarczą za zachętę.
Każdy z reżyserów stworzył swoje własne mini dzieło opowiadające historie niestworzone. O ile w pierwszej części Extremes mieliśmy do czynienia z różnymi odsłonami śmierci, o tyle w tej autorzy pojechali po bandzie i stworzyli kino tak odjechane, że momentami zwoje skręcały mi się w rulonik. Kwintesencją historii makabrycznej i pokręconej jest nowela Takashi Miike o dwóch siostrach, pod tytułem "Box". Jednak mnie najbardziej przypadła do gustu groteska "Cut", o zbyt dobrym reżyserze, którego autorem jest Chan-wook Park.
W przypadku segmentu Fruit Chan'a spotykamy się ponownie z byłą ginekolożką serwującą ludzkie płody, z którą mieliśmy do czynienia w filmie JIAO ZI. Tym razem jest to wersja skrócona z kompletnie innym zakończeniem. Polecałabym jednak zapoznać się z wersją pełnometrażową, ciekawsza i rozbudowana o wątek zdrady, no i moim zdaniem zakończenie duużo lepsze.
Moja ocena: 7/10