Powoli zabieram się za rekonesans filmów australijskiego reżysera Rolfa De Heera. Niedawno oglądałam kontrowersyjny BAD BOY BUBBY o upośledzonym mężczyźnie, więzionym latami przez matkę. Niezwykle denerwujący film, ale dobry. Na tyle dobry, by ciekawość poprowadziła mnie trochę dalej. Padło na KRAINĘ CHARLIEGO, ostatni film De Heera. W kolejce już czekają następne jego projekty i już mogę stwierdzić, że reżyser nie stroni od mocnych, ciężkich i przytłaczających tematów.
KRAINA CHARLIEGO to rekwiem dla wolności. Opowiada o starym aborygenie, Charliem, który żyjąc w rezerwacie nie może pogodzić się z dominacją białych. Akcja ma miejsce współcześnie, jednak doskonale widać, jak źle i podle traktowani są rdzenni mieszkańcy Australii.
Rolf De Heer prowadzi spokojną i z lekka monotonną narrację. Przedłużające się ujęcia rekompensowane są urokliwą scenerią. Nie krajobrazy jednak zdobią ten film. Burzy krew i powala treść płynąca z KRAINY CHARLIEGO. Miejsce, które należało do autochtonów, a które przemocą zostało im odebrane. Życie, które musieli pozostawić na cześć i chwałę ucywilizowania i upodobnienia się do białej, panującej rasy. Ludzie zepchnięci na margines. Pozostawieni sobie, uciemiężeni serią nakazów i zakazów. Jaki wpływ miała polityka Anglosasów na aborygenów De Heer wyraziście rysuje. Alkoholizm, narkomania, apatia, depresja i totalna desperacja. A wszystko z tęsknoty za utraconą wolnością.
I tutaj De Heer pokazuje nam dwa skrajne obrazy wolności. Dostrzegamy, że człowiekowi do bycia wolnym niewiele potrzeba. Przestrzeń, życie w harmonii z naturą, poszanowanie drugiego człowieka. Nie potrzebne są do tego pieniądze. Ta wolność jest samowystarczalna. Ci ludzie żyją z ziemi i dla ziemi, a jedyne prawo jakie noszą jest to kantowskie, moralność zakorzeniona w nich samych. Z drugiej strony widzimy wolność białych. Możesz robić, co chcesz pod warunkiem, że jesteś posłusznym obywatelem, oddanym systemowi, dla którego żyjesz, a on w zamian cię karmi i daje poczucie bezpieczeństwa zbudowanego na grząskim gruncie. Ta wolność jest obwarowana systemem nakazowo-zakazowym, iluzoryczna i to przeciwko niej krew Charliego burzy się i buntuje.
KRAINA CHARLIEGO to cudownie mądry i krystaliczny w przekazie obraz. Nie trzeba wspinać się na intelektualne wyżyny, by dostrzec sedno tej historii. Narzucanie innym narodom, kulturom, społecznościom jednego słusznego, z punktu widzenia silniejszego, światopoglądu prędzej, czy później skończy się rewolucją. Jej skutki odczuwamy i dziś.
Moja ocena: 7/10 [mocne 7,5]