Strony

niedziela, 26 lipca 2015

VALMONT [1989]




Każdy kto pamięta film NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI, jego liczne rimejki i przeróbki powinien być VALMONTEM zauroczony. Milos Forman nakręcił luźną adaptację tej słynnej powieści, która nic nie traci na swym uroku.



Fabuła oparta jest na intrydze, którą tak dobrze znamy z NIEBEZPIECZNYCH ZWIĄZKÓW Stephena Frears'a. Valmont wraz ze swą przyjaciółką "od serca" markizą de Merteuil szykują zamach na dziewictwo przyszłej panny młodej. Markiza dowiedziawszy się, że czystość dziewczęcia skala jej dawny kochanek postanawia pomścić zniewagę zakładając się z wicehrabią Valmontem o uwiedzenie przyszłej panny młodej.



VALMONT to gratka nie tylko dla fanów powieści "Niebezpieczne związki", ale też dla wielbicieli filmów kostiumowych, fanów lubujących się w podłych intrygach oraz fabułach z licznymi twistami. Z pewnością oglądając sercowe igraszki w VALMONCIE o nudzie nie będzie mowy. Kobiety dzielą się na te niewinne oraz na te złośliwe i mściwe. A mężczyźni ze swą niewymagającą prostotą poszukują świętej żony i diablicy w łóżku. Konstatacja jest jedna, nie ma gorszej zarazy, niż serce kobiety zdradzonej i poniżonej.



Filmy Milosa Formana to klasyka sama w sobie. Wysoka jakość łączy się z przyjemnością oglądania. W bonusie otrzymamy rewelacyjną obsadę, a w VALMONCIE błyszczy młodziutki duet - Colin Firth i Anette Benning.
Polecam!
Moja ocena: 7/10

sobota, 25 lipca 2015

IN AMERICA [2002]





NASZA AMERYKA nie jest filmem wybitnym. Jest ckliwy, sentymentalny, bazujący na podstawowych ludzkich emocjach. Temu filmowi przytrafiło się jednak spore szczęście. Za kamerą stanął Jim Sheridan, autor takich filmów, jak: MOJA LEWA STOPA, W IMIĘ OJCA, czy BOKSER. Obawiam się, że większość ze średniej jakości reżyserów stworzyłaby z tej opowieści kluchę nie do przełknięcia. NASZA AMERYKA to świetny przykład filmu, jak z pozoru banalnej historii można wyłuskać solidny dramat. Dramat, który doceniło grono mędrców z Akademii, dzięki licznym nominacjom do Oscara.



Historia, którą stworzył Sheridan opowiada o irlandzkiej rodzinie, która po ciężkiej chorobie syna i jego śmierci postanawia wyruszyć z Kanady do Nowego Jorku w poszukiwaniu lepszego życia. Ta przeprowadzka jest również potraktowana potrzebą zmiany otoczenia. Śmierć syna wywarła bowiem ogromny wpływ zarówno na małżeństwo, jak i dwójkę ich pozostałych dzieci.



Film bazuje na emocjach. Historia jest prosta, wzruszająca i nie wymuszająca na nas głębszych przemyśleń. Obserwujemy zmagania bohaterów z trudną codziennością, biedą i traumą. Wciąż powracające wspomnienia syna z jednej strony dopingują rodzinę do zmiany, z drugiej stopują. Pogodzenie się z jego śmiercią dla wszystkich będzie dla nich nie lada wyzwania oraz ogromną próbą.



Wprawdzie NASZA AMERYKA to nie jest dzieło wyróżniające się, ani najlepsze w kinematografii Jima Sheridana, jednak jest na tyle sprawnie i interesująco opowiedziane, że nie ma mowy o nudzie, a nawet taki alergik na ckliwość, jak ja, potrafi być z seansu zadowolony. Poza tym sporo świeżości i wysokiej jakości do filmu wnieśli aktorzy. Bardzo dobre kreacje od Paddy Considine i Samanthy Morton, jak i od ich uroczych, filmowych dzieciaczków.
Moja ocena: 7/10


piątek, 24 lipca 2015

ICH SEH, ICH SEH [2014]




Jedną z reżyserek filmu WIDZĘ, WIDZĘ jest scenarzystka filmów Ulricha Seidla i to on jest producentem tego obrazu. Jak zatem łatwo przypuszczać wpływ filmów Seidla powinien być odczuwalny. Ja jednak odczuwam w WIDZĘ, WIDZĘ wpływ twórczości Michaela Haneke. Brakuje tu bowiem formy dokumentalnej pielęgnowanej przez Seidla, za to następuję mocne, psychologiczne tąpnięcie, do którego powoli jesteśmy wprowadzani przez większość filmu.



Historia przenosi nas do domu nad jeziorem. Mieszkająca na odludziu kobieta, po operacji plastycznej, samotnie wychowująca synów, bliźniaków, diametralnie zmienia swoje usposobienie, co przeraża chłopców. Bliźniacy zaczynają wątpić w tożsamość ich matki. Podejrzewają, że zastąpiła ją jej bliźniaczo podobna przyjaciółka.



Gdyby oceniać ten film za ostatnie 10 minut jego trwania, byłaby to bardzo wysoka ocena. Każdy, kto przypomina sobie brutalność filmów Haneke, zwłaszcza pod kątek behawioralnym, przeistaczanie się niewinnych jednostek w złe wilki, z pewnością odnajdzie w końcówce tego filmu wiele satysfakcji. Jednak 10 minut filmów nie czyni z niego arcydzieła. Film się dłuży, jest monotonny, brakuje wprowadzenia i utrzymania napięcia jak ma to miejsce w filmach Haneke, interesujących charakterystyk postaci, jak u Seidla, czy nawet schizoidalnych pomysłów, jak chociażby u Lanthimosa i jego filmie KIEŁ.



Nie podobał mi się ten film, choć ostatnie jego minuty mocno poprawiły odbiór i ostateczną ocenę. Wiele się mówi o wpływie twórczości Seidla i Haneke na tę produkcję, jednak do poziomu filmów tych Panów brakuje mil całych. Osoby z nadmiarem cierpliwości, zainteresowanych złem pierwotnym, tkwiącym w człowieku mogą się z WIDZĘ, WIDZĘ spróbować. Ja jednak spodziewałam się o wiele więcej, niż otrzymałam.
Moja ocena: 5/10 [w tym +1 za zakończenie]

czwartek, 23 lipca 2015

CHILD 44 [2015]




Wprawdzie przeczytanie książki planuję od kilku miesięcy i wciąż nie mam na nią czasu, tak na film czekałam i jak tylko wpadł mi łapki znalazłam na niego czas. I już po 30stu minutach na moją głowę wylało się wiadro z zimną wodą. Kiepski to film, o mydle i powidle, a zapowiadał się tak fajnie.



Scenariusz powstał na kanwie powieści Toma Roba Smitha "Child 44". Film opowiada o losach funkcjonariusza radzieckich służb bezpieczeństwa z czasów Stalina, który nie tylko boryka się z podejrzeniami o zdradę i szpiegostwo swojej żony, ale również próbuje odnaleźć seryjnego mordercę, który w bestialski sposób morduje małych chłopców. Inspiracją dla postaci mordercy miał być "rzeźnik z Rostowa" Andriej Czikatiło. I nie ukrywam, że ten wątek interesował mnie w filmie najbardziej.



Oczekiwałam, że SYSTEM będzie thrillerem, dreszczowcem, trzymającym w ryzach widza i targającym jego emocjami. Liczyłam na solidne tąpnięcie i profesjonalne, pod każdym względem, zobrazowanie historii mordercy i odkrywania prawdy o jego przestępstwach. Cóż... nic z tego nie ma miejsca na ekranie. Film naszpikowany jest wielowątkowością, która nic ciekawego nie wnosi do tematu, a wręcz wypacza ideę powstania tego filmu. Widzimy romantyczne uniesienia głównego bohatera, jego małżeńskie rozterki, ucieczkę przed sowieckim, zbrodniczym systemem, a dopiero gdzieś w bonusie otrzymamy jego walkę z partyjną inercją w odnalezieniu mordercy.



Film jest mdły. Mamałyga bez wyrazu, której istotny punkt fabuły został rozmyty, zbagatelizowany i zaprzepaszczony. Z pewnością każdego zachwyci obsada. Zarówno drugi, trzeci, no i pierwszy plan to plejada światowych aktorów. Znajdziemy tu Nikolaja Lie Kaasa, Vincenta Cassela, Agnieszkę Grochowską, Paddy Considine'a, Noomi Rapace, Gary Oldmana, Fares Faresa, Joela Kinnamana czy Jason'a Clarke'a. Rozrzut jest niesamowity, jednak najsolidniejszą kreacją była ta od Toma Hardy. Być może miałam za wysokie oczekiwania, nie zmienia to faktu, że film zabiło przeniesienie środka ciężkości. Zamiast solidnego thrillera otrzymałam solidny dramat małżeński, a ten mnie mało interesował.
Moja ocena: 3/10

środa, 22 lipca 2015

HIGH HOPES [1988]

 

Miłośnikom kina nazwiska Mike'a Leigh nie trzeba przybliżać. Pozostałych zachęcam do obejrzenia filmów tego Pana, bowiem jest to wybitne, nieprzeciętne i mądre kino. Każdy z filmów Leigh niesie w sobie prawdę o człowieku. Człowieku zwykłym, przeciętnym, ze skazami. Obrazy oprawione w tragikomiczne historie sprawiają, że nawet najcięższy temat ogląda się nadzwyczaj przyjemnie, a każdy film kończy się myślą "czemu tak krótko?!".



Leigh od lat prezentuje brytyjski nurt kina społecznego, zaangażowanego i politycznie uwikłanego. Nie są to wprawdzie polityczne tyrady na temat, jednak w świecie jego bohaterów problemy społeczno-gospodarcze napędzają ich życie i nie ma możliwości by ich od nich oderwać. Podobnie jest w filmie WYSOKIE ASPIRACJE. Leigh przedstawia nam trzy grupy społeczne. Aspirujących dorobkiewiczów, nowobogackich oraz bohaterów materialnie ubogich.



Cała historia toczy się wokół seniorki rodu Benderów. Jej dzieci to ciekawy przekrój społeczny od kapitalistycznych dorobkiewiczów po zubożałego antymonarchistę i wielbiciela Marksa. Ich relacje są kołem napędowym tej historii. Niby nic wielkiego się nie dzieje, a jednak Leigh tak scharakteryzował bohaterów, byśmy z otwartą buzią i bananem na twarzy obserwowali kolejne ich perypetie, schizy i paranoje.



WIELKIE ASPIRACJE, jak większość filmów reżysera buduje genialny scenariusz, dialogi i charakterystyka postaci. Typy o nieprzeciętnych osobowościach z mega przeciętnym życiem. Historia mimo gorzkiego posmaku obudowana jest sporą dawką humoru. Głównie za sprawą bohaterów i ich osobowości, która nie tylko wydaje się przekoloryzowana, ale i irracjonalna, żałosna i na swój sposób tragiczna. Bohaterów zżerają niespełnione ambicje, wygórowane aspiracje i kompleksy, które wyparły myśl o tym co najważniejsze, o drugim człowieku.
Polecam ten film. Pierwsze kilkanaście minut może trącić monotonią, ale warto przeczekać. Po nich nastąpi lawina przekomicznych sytuacji i dramatycznych uniesień. Wyborne kino!
Moja ocena: 8/10

SHALLOW GRAVE [1994]




PŁYTKI GRÓB Danny Boyle'a poprzedza nakręcony później TRAINSPOTTING. Już w nim odczuwa się charakterystyczny styl Boyle'a - szybkie ujęcia, świetna ścieżka dźwiękowa i czarny humor, który tak dobrze znamy z TRAINSPOTTING. Tematyka wprawdzie o wiele lżejsza, jednak niepozbawiona momentów mrożących krew w żyłach. Oczywiście wszystko ze sporym przymrużeniem oka.



Kiedy trójka przyjaciół w końcu znajduje sobie współlokatora, nie spodziewają się, że będzie on uciekał przed gangiem z walizką pełną gotówki. Kiedy mężczyzna niespodziewanie umiera w wynajętym pokoju, sublokatorzy postanawiają przygarnąć osieroconą walizkę, a właściciela pochować. Wszystko utrzymane w wielkiej tajemnicy przed światem, drobiazgowo zorganizowane i przemyślane. Czy jednak do końca? Polecam przekonać się samemu.



Film przedstawia nam arcyciekawą historię kryminalną, niepozbawioną humoru i sporej dawki ironii. Przez większość filmu nie mogłam wyjść spod wrażenia, jak bardzo ułożony i rozsądny człowiek może zgłupieć na widok wielkiej kasy. Bohaterowie podejmują idiotyczne decyzje, sami wpadają we własne pułapki, a sposoby na przechytrzenie przeciwnika wydają się nie tylko irracjonalne, co żałosne, a wszystko motywowane jest żądzą pieniądza.



Czy można polecać filmy Danny Boyle'a?! Filmy Dany Boyle'a trzeba po prostu zobaczyć. I szczerze zachęcam. Wartka akcja, świetne zdjęcia i muza oraz bardzo fajne kreacje od młodego Ewana McGregora i zmieniającego się w szalejącego paranoika ułożonego księgowego, którego smakowicie zagrał Christopher Eccleston.
Moja ocena: 7/10

wtorek, 21 lipca 2015

MADAME BOVARY [2014]




Na przestrzeni lat powstało wiele filmowych adaptacji powieści Gustava Flauberta "Pani Bovary". Nie wszystkie błyszczały blaskiem swego literackiego odpowiednika, nie wszystkie były również tragiczne. Sophie Barthes znana z bardzo dobrego filmu COLD SOULS z 2009 roku postanowiła przedstawić nam swoją wersję życia MADAME BOVARY. I niestety nie jest to projekt zachwycający, wręcz żenująco słaby, zwłaszcza znając potencjał powieści, jak i reżyserki.



Każdy kto czytał Flauberta doskonale wie kim była Pani Bovary, jakie było jej życie i jakie miała wady, jakie zalety. Dla tych, którzy nie czytali nadmienię, że Bovary należy do typu kobiet tragicznych, uwikłanych w swe własne słabości, namiętności, pragnienia i niespełnione ambicje. Kobieta, która wyszła za mąż odkrywa nagle, że małżeństwo nie daje jej szczęścia. Szuka go więc w bogactwie i ramionach kochanków, powoli zatracając się w rozgoryczeniu i ułudzie.



Dodam tylko, że ci którzy oczekują wiernej adaptacji powieści Flauberta poczują się mocno zawiedzeni. Scenariusz zawiera wiele zmodyfikowanych wątków na potrzeby filmu. Wiele z wątków powieściowych w filmie w ogóle nie znajduje miejsca. Obraz Barthes wydaje się być wyjałowioną wizją życia Pani Bovary, a jej postać poznajemy jedynie powierzchownie, bez zagłębiania się w jej pogmatwaną duszę.



MADAME BOVARY to nie tylko słaby scenariusz. Choć zdjęcia francuskiej prowincji pozwalają nam na chwilowe zaparcie tchu, tak sama aura tego filmu niknie w koszmarnie dobranej obsadzie. Jedynym światełkiem jest tutaj Mia Wasikowski i trzecioplanowe role od Paula Giamatti i Rhys Ifansa. Aktorzy odgrywający role kochanków Bovary to kompletne aseksualne mątwy. Bardzo sobie cenię i lubię Ezrę Millera, jednak jest on bardziej wiarygodny w rolach psychopatów i zagubionych jednostek, niż w roli kochanka. A totalną porażką był wybór Logana Marshalla-Greena, topornego, niczym bal drewna na Dunajcu. 



Lubię filmy kostiumowe, a postać Pani Bovary idealnie wpasowuje się role dramatyczne, pełne niedomówień, niedoskonałości, jednocześnie intrygujące i zachwycające. Niestety ten film pozbawiłby ikry nawet łososia w czasie tarła. Mdłe to było, nijakie i bez wyrazu.
Moja ocena: 3/10

poniedziałek, 20 lipca 2015

THE DARK HORSE [2014]




Kino nowozelandzkiego reżysera Jamesa Napiera Robertsona poznałam przy okazji jego słabej produkcji I'M NOT HARRY JENSON. Do THE DARK HORSE przekonały mnie bardziej dobre oceny tego filmu, niż dorobek reżysera. I rzeczywiście można odczuć sporą zmianę. Film opowiada wyjątkowo dramatyczną historią w sposób niezwykle lekki, w pełni angażujący widza. 



Fabuła tego filmu oparta jest na etapie życia Genesisa Potiniego, maoryskiego mistrza szachowego, który po wypisaniu ze szpitala psychiatrycznego, gdzie leczył chorobę afektywną dwubiegunową, postanawia otworzyć szkołę szachową dla dzieci trudnych. Sam Potini jest człowiekiem z ogromnymi problemami, nie tylko ze zdrowiem psychicznym, ale także z jego własną rodziną. Brat traktuje go, jak piąte koło u nogi i niechętny mu bratanek, który lada moment ma zostać członkiem maoryskiego gangu. Potini na skutek konfliktów z bratem zostaje pozbawiony dachu nad głową, dzięki czemu w pełni poświęca się swojej pracy na rzecz problematycznych dzieci.



Historia wydaje się mało wyszukana, jednak sposób w jaki zobrazował ją Robertson buduje postać Potiniego, jako jednostkę o niezwykłej wręcz determinacji. Niezrażony trudnościami losu, własnymi ułomnościami prze do przodu, bo za tym parciem kryje się pomoc słabszym i być może zmiana ich beznadziejnego położenia na lepsze. Z drugiej strony THE DARK HORSE to obraz ukazujący nam kulturę nowozelandzkich Maorysów. Podobnie, jak w bardzo dobrym filmie ONCE WERE WARRIORS dostrzegamy grupę wojowników, silnych, zdeterminowanych, pielęgnujących kulturę, którą tak bardzo chcieli wytępić biali. W odróżnieniu jednak do Australijczyków, którzy ostatnio w swoich filmach sporo uwagi poświęcają kulturze Aborygenów i ich marginalizacji, Nowozelandczycy dość lakonicznie podchodzą do tematu Maorysów. Mimo to dostrzec można spory problem społeczny.



Wprawdzie tematyka może przytłaczać, sam film ogląda się wyjątkowo dobrze. Głównie za sprawą sprawnie poprowadzonej fabuły, humorystycznych scen i genialnej kreacji Cliffa Curtisa oraz znanego z rewelacyjnego filmu BOY James'a Rollestone'a. Kto więc nie boi się tematów trudnych, jest ciekawy świata i tego, jak żyją w nim inne kultury, polecam ten film. 
Moja ocena: 8/10

niedziela, 19 lipca 2015

TRUE STORY [2015]





TRUE STORY to jednocześnie historia oparta na faktach, jak i tytuł książki dziennikarza Michaela Finkela, którą napisał dzięki licznym wywiadom z Christianem Lango. Lango w bliżej nieokreślonych okolicznościach w bestialski sposób zamordował trójkę swoich małych dzieci oraz żonę. Mężczyzna na powiernika swoich tajemnic wybrał ulubionego przez siebie dziennikarza, którym był Finkel. 



TRUE STORY to pełnometrażowy debiut reżyserki Ruperta Goolda i niestety czuć w nim brak doświadczenia lub/i talentu. Film o wielkim potencjale, z ciekawymi postaciami i niesamowitą wręcz historią jest bez wyrazu, pozbawiony pazura i większych emocji. Brakuje w nim dramatyzmu, a bohaterowie ospale wplątują się w zastawione przez siebie sidła, stosując brudne gierki. Widz porusza się w oparach kłamstw i manipulacji. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie brak umiejętności budowania napięcia. Obraz jest jałowy, pretensjonalny, a dodatkowym minusem jest drewniany James Franco. Na jego tle rola Hilla wydaje się być jedynym światełkiem w tym nieprzyjaznym tunelu.



Historia relacji Lango i Finkela nie jest również wielce oryginalna i wyszukana. Przypomnijmy sobie rozmowy Trumana Capote z mordercami rodziny Clutterów, na podstawie których również powstała książka "Z zimną krwią". W obu tych historiach mordercy okazują się świetnymi manipulatorami, a ich audytorzy zbyt mocno spoufalają się, wpadając w pułapkę własnych ambicji, oczekiwań i projekcji. 



Nie jest to film najwyższych lotów, choć mogą zachwycać ujęcia, jak i solidna obsada. Nie są to jednak atuty, który windują TRUE STORY na wyżyny kinematografii. To kolejny przykład zmarnowanego potencjału. Moc płynąca z tej historii została kompletnie zaprzepaszczona, a szkoda. Ten film mógłby być thrillerem mrożącym krew w żyłach. W zamian otrzymaliśmy niemrawe dylematy zżartego przez ambicję dziennikarza, mordercę manipulatora z marnym ilorazem inteligencji, a w bonusie wylew małżeńskich żalów i dylematów. Szkoda czasu.
Moja ocena: 5/10

sobota, 18 lipca 2015

FAR FROM THE MADDING CROWD [2015]




Od razu nadmienię, że nie oglądałam wersji z 1967 roku i nie będę się do niej odnosić. Nie wiem więc czy coś tracę, czy nie, ale to co zobaczyłam wystarcza mi na tyle, by dać sobie spokój z wersją wcześniejszą. Przynajmniej na jakiś czas.
Thomas Vinterberg, reżyser utalentowany, którego znamy głównie z takich genialnych filmów, jak: FESTEN, SUBMARINO, czy POLOWANIE obrał sobie zupełnie inny temat, niż te do których zdążył nas przyzwyczaić w swoich wcześniejszych filmach. Nie wiem, czy jest to próba oderwania się od ciężkich i przytłaczających problemów, czy eksportowy towar, który ma mu otworzyć drzwi za wielką wodą. W przeciwieństwie do jego kolegi po fachu, Nicolasa Winding Refna, zarobkowa emigracja wyszła mu nadzwyczaj dobrze. Czy jednak lepiej od rodzimy produkcji? Nie sądzę. Jeśli mam wybierać Vinterberga duńskiego, czy w koprodukcji angielsko-amerykańskiej, wolę go ze skandynawskich klimatów.



Z DALA OD ZGIEŁKU to melodramat kostiumowy osadzony w wiktoriańskiej Anglii, którą tak dobrze znamy z powieści Jane Austen, czy Emilie Bronte. Bathsheba Everden, młoda, niezależna, o buńczucznej naturze dziewczyna, osierocona, w spadku otrzymuje olbrzymi majątek. Bathsheba oprócz swej niezwykłej silnej woli i konsekwencji ma jednak poważny problem. Wybory sercowe nie należą do jej mocnej strony i odrzucając krok po kroku solidnych kandydatów na męża wpada w ramiona fałszywego fircyka. 



Vinterberg nakręcił solidny melodramat, który z pewnością wzruszy niejedno damskie serce i podniesie znacznie ciśnienie. Emocjonalne rozedrganie, burza hormonów i niespełnionej miłości to filary, na których bazuje ta opowieść. Z jednej strony główna bohaterka może irytować swoim niezdecydowaniem, wygórowanymi oczekiwaniami i zbytnią pewnością siebie, z drugiej dostrzegamy w niej to co cechuje większość młodych, chęć przeżycia młodości pełną piersią, zanim ona całkowicie przeminie.



Od strony formalnej Z DALA OD ZGIEŁKU to wysokiej jakości kino. Piękne zdjęcia, urokliwe angielskie, wiejskie klimaty i cudowna muzyka Craiga Armstronga [MOULIN ROUGE, ELIZABETH, WIELKI GATSBY]. Bardzo dobrze wypadł również duet delikatnej Carey Mulligan z szorstkich Matthiasem Schoenaertsem. Drugi plan również nie zasypiał gruszek w popiele. Jednym słowem, jako antyfanka wszelkich romansideł i melodramatycznych pomp jestem tym filmem zauroczona. Może miał na to wpływ Vinterberg, a może po prostu moja miłość do wiktoriańskiej Anglii i angielskich wiejskich pejzaży.
Moja ocena: 7/10 [mocne 7,5]

piątek, 17 lipca 2015

STRANGERLAND [2015]




Australijska reżyserka Kim Farrant nie ma imponującego dorobku, a STRANGERLAND to moje pierwsze spotkanie z jej kinem. Australijskie kino ma się dobrze i choć STRANGERLAND nie jest filmem wybitnym, na tle serwowanej papki z holyłudu i tak wypada bardzo dobrze. Dla mnie jednak czegoś w nim brakowało.




Film można zaliczyć do gatunku thrillera. Reżyserka powoli odkrywa karty historii rodziny Parkerów i w miarę upływu czasu uzyskujemy coraz więcej informacji na temat przeszłości tej rodziny.
To mroczna opowieść o małomiasteczkowej społeczności i rodzinnych relacjach. Parkerowie stają przed rodzinnym dramatem i koniecznością rozwikłania zamiecionych pod dywan problemów, gdy z domu uciekają ich dzieci. Przerażeni rodzice zaczynają poszukiwania. Wokół australijskie pustkowia, palący żar z nieba, uciekający czas i skrywane rodzinne tajemnice.



Pierwsza połowa STRANGERLAND składa wiele obietnic. Ciekawie budowane napięcie i intrygująca przeszłość bohaterów zachęcają nas do seansu. Niestety nie na długo. Druga połowa filmu zaczyna się rozjeżdżać. Wkrada się monotonia, przewidywalność i dość toporne rozwiązanie akcji. Z pewnością sporym mankamentem jest czas trwania tego filmu. Wiele sekwencji jest niepotrzebnych, a pomysł z rozwiązaniem zagadki jest mocno niedopracowany.



Atutem filmu z pewnością jest warstwa techniczna. Piękne krajobrazy australijskich pustkowi, świetne zdjęcia oraz bardzo dobre kreacje aktorskie od Hugo Weavinga i Nicole Kidman. Nie jestem jednak zachwycona kreacją Josepha Fiennesa. Jego dramatyzm był drętwy i mało przekonywujący. STRANGERLAND to przykład filmu ze straconym potencjałem i nie sądzę bym zapamiętała go na dłużej, więc nie polecam.
Moja ocena: 5/10

wtorek, 14 lipca 2015

DO LOK TIN SI [1995]




Różnie u mnie bywa z filmami Wong Kar Waia. Nie zawsze treść jego filmów i sposób realizacji do mnie przemawia. Ostatni jego film WIELKI MISTRZ totalnie mnie zmasakrował. Kolejna historia o mistrzu Ip, tym razem absolutnie zbędna i mało wyszukana. Znalazłabym kilka pozycji, które mnie rozczarowały, ale też kilka które uważam za niezwykłe, np. POPIOŁY CZASU, czy SPRAGNIENI MIŁOŚCI. W przypadku UPADŁYCH ANIOŁÓW mam wiele wątpliwości, ale o tym za chwilę.



Historia, którą przedstawia nam Wong Kar Wai opowiada o czwórce bohaterów, wyrzutków, młodych niespełnionych. Bohaterowie przemierzają nocą zatłoczone ulice miasta w poszukiwaniu miłości, samorealizacji i celu. Zagubieni, zmarginalizowani, samotni. Ten zlepek scen z ich udziałem ma nas przybliżyć do chaosu, w którym bohaterowie na swój własny sposób próbują odnaleźć porządek.



UPADŁE ANIOŁY to przede wszystkim wizualny majstersztyk. Energiczne, wręcz teledyskowe ujęcia wypełnione muzyką przenoszą nas z miejsce na miejsce, a intensywność barw i szybkie kadrowanie zapiera dech w piersiach. Obraz poza efektownymi zdjęciami posiada też treść i to ona kompletnie do mnie nie przemawia. Wong Kar Wai posiada styl opowiadania, który nie zawsze jest dla mnie zachęcający. Przeciągane ujęcia, czasami kompletnie zbędne, chaotyczny scenariusz i miałkie dialogi wydają się być oderwane od warstwy wizualnej. I o ile tło audio-wizualne zachwyca, tak sama treść jest wydumana i kompletnie bez wyrazu.



Mimo wielu mankamentów polecam ten film. UPADŁE ANIOŁY zawiera w sobie mrok i piękno z ENTER THE VOID Gaspara Noe i buchającą energię z URODZONYCH MORDERCÓW Oliviera Stone'a. Gdyby tylko scenariusz nie był tak chaotyczny i poszatkowany film ten byłby arcydziełem.
Moja ocena: 5/10

poniedziałek, 13 lipca 2015

BREEZY [1973]





BREEZY to jeden z wcześniejszych projektów reżyserskich Clinta Eastwooda. Romantyczna historia o młodej hipisce Breezy, która zakochuje się w dużo starszym od siebie mężczyźnie. To historia o przełamywaniu barier, zarówno tych uczuciowych, jak i związanych z obyczajowością. Ale również opowieść o dwóch zagubionych duszach, które po latach tułaczki w końcu siebie odnajdują.


Nie jest to film łatwy w odbiorze i z pewnością inny od tych filmów, do których przyzwyczaił nas Eastwood. Z jednej strony romantyczna historia, z drugiej szorstka opowiastka o realiach lat 70-tych, obyczajach i samotności. Filmową dwójkę bohaterów, mimo kolosalnej różnicy wieku i światopoglądu, łączy wiele cech. Jedną z nich jest pragnienie uzupełnienia pustki, nadania życiu biegu i odnalezienie celu.


BREEZY to romantyczna historia, która mówi nam, że nigdy nie jest za późno na życiowe zmiany. Mówi nam również, że zbyt mocne uczepienie się norm społecznych i zasad, które przypominają nam o tym, co wypada a co nie, niekoniecznie dobrze wpływa na nasze samopoczucie. Można uśpić w sobie pragnienia, ale nigdy się ich nie wyrzec. A pod maską ułożonej natury chowa się dusza pełna bólu i zwątpienia. Film Eastwood mówi nam przede wszystkim, że nigdy nie jest za późno na miłość i nie powinno się jej odrzucać, nawet jeśli rozum mówi co innego. 



Nie jest to najlepszy projekt Eastwooda. Z pewnością inny, oryginalny i niepasujący do wizerunku aktora. Coś w tym filmie, mimo ciekawej historii, mnie jednak odrzuca. Brak chemii pomiędzy aktorami, zwłaszcza u aktorki wcielającej się w postać tytułowej Breezy. Odczułam fałsz w jej oczach, pewną sztuczność, która skłaniała mnie do jednej myśli, że wszystko to co widzę jest zwykłym podstępem. Brak autentyczności i chwilowe spowolnienia mocno podważyły moją ocenę. Wprawdzie nie jest to wysoki poziom Clinta, jaki znamy, ale nie ma też tragedii. Warto ten film obejrzeć, chociażby dla genialnej kreacji Williama Holdena.
Moja ocena: 6/10