Co roku zapodaję sobie przed tzw.Halloween odpowiednią dawkę grozy. Staje się to już powoli moją nową, świecką, a właściwie pogańską, tradycją. Wprawdzie nie jestem fanką świąt zapożyczonych, mamy swoje własne odpowiedniki przecież, sama idea oglądania horrorów przed świętem zmarłych strasznie mnie rajcuje. Może nie jestem ich specjalnym fanem, tudzież frikiem, jednak lubię ten gatunek filmów. Tak po prostu.
Problem w tym, że im dalej w las tym ciemniej. Im więcej horrorów obejrzę, tym więcej klisz dostrzegam, tym więcej jestem w stanie przewidzieć, co skutkuje tym, że coraz mniej się boję. Więc strachy odkładam na lachy. W tym roku skłonię się głównie w kierunku horroru psychologicznego... jadącego po mózgu, niczym ferrari po torze w Le Mans. Odkrywanie nowych podgatunków horroru okazuje się o wiele większą frajdą, niż ciągłe zatapianie się w rutynę, która w końcu tworzy banał.
I tak po kolei, jak bozia przykazała, będę Wam prezentować tytuły filmów, przed którymi może nie trzeba chować się pod łóżko, ale z pewnością spojrzymy przez prawe ramię. Oddech grozy czuć bowiem na plecach.
REPULSION
Dlaczego WSTRĘT ? Najprostsza odpowiedź, bo nie widziałam :-) Najsensowniejsza, bo w głowie zatrajkotało mi DZIECKO ROSEMARY i nikt tak, jak Polański nie oddaje klaustrofobicznego uczucia strachu. Gra świateł, budowanie napięcia i pogmatwane postaci, przy powoli tasowanej akcji, to jego główne atuty.
Historia to typowe studium psychozy. Główna bohaterka, pomieszkuje u swej siostry w Londynie. W przeciwieństwie do niej, Carol jest niesamowicie introwertyczna. Siostra jest dla Carol całym światem, a jej przywiązanie do niej jest nienaturalne. Niczym małe dziecko, które boi się być opuszczone przez matkę, tak i ona nie chce dzielić się miłością siostry z nikim. Jest zazdrosna o mężczyzn. Chce ją mieć na wyłączność. Kiedy jej siostra z kochankiem wyjeżdża za granicę w podróż jej dramat wewnętrzny jeszcze bardziej się pogłębia.
To wspaniale zbudowane, powolne przeistaczanie się spokojnego człowieka w absolutnie zagubioną, histeryczną jednostkę. Jednostkę aspołeczną. Stroniącą od świata. Wręcz przed nim uciekająca. Zamknięcie w czterech ścianach, które miało początkowo stanowić jej enklawę, staje się jej nemezis. Tutaj budzą się bowiem jej upiory, tutaj ścigają ją mroczne sny, tutaj nie ma granicy między jawą a snem. Jej wizja świata ulega tak znacznemu zniekształceniu, że uniemożliwia jej normalne funkcjonowanie. Ściany zaczynają oddychać, żyć swoim życiem, gdy ona powoli gaśnie przytłoczona swym szaleńczym obłędem.
Polański genialnie buduje efekt grozy światłocieniem i muzyką. Dokładnie tak, jak czynił to w DZIECKU ROSEMARY. WSTRĘT przy tym staje się swoistym do niego preludium.
Co istotne, kino lat 60-tych rządzi się swoimi prawami, z pewnością nie znajdziemy tutaj makabry. Wszystko jest szczelnie przysłonięte tajemnicą. Tytułowy WSTRĘT maluje się wyłącznie na twarzach aktorów. I tutaj Polański zostawia widzowi niesamowicie potężne pole do snucia hipotez. Wyobraźnia pracuje na wysokich obrotach, a bohaterka coraz bardziej pogrąża się swym świecie strachu.
Trochę mam wątpliwości, co do roli Deneuve, która nota bene, jak na swój wiek zagrała bardzo dojrzale. Nie pasuje mi jednak do tej roli. Jej umiejętność przekazywania emocji trochę utrzymana jest na smyczy. Jakby nosiła w sobie wewnętrzną blokadę przed całkowitym otwarciem się na kamerę. Mówiąc jaśniej, maluje emocje na półśrodkach... widać w tym strach, ale nie przerażenie. Widać tu złość, ale nie wściekłość. Widać tutaj miłość, ale nie zaborczość. I tak dalej i tak dalej. No ale cóż, wiemy dobrze, że Polański ma ogromną słabość do pięknych kobiet, a to jedyna rzecz, której braku Deneuve nie można zarzucić.
Moja ocena: 7/10
THE BROOD
Cronenberg jest mistrzem świrusów. Co to za filmidło, czacha dymi. Oglądając ten film zastanawiałam się, kto ma bardziej pojechane po bani, autor, czy jego bohaterowie ;-) Nie zmienia to faktu, że są świetni. Obłędnie świetni :-) Obraz jest tak wielowarstwowy i poryty, że aż trudno mi go opisać.
To kolejny film o wściekłości i obłędzie. Brak tutaj granic. Główna bohaterka Nola, to pacjentka w klinice psychiatrycznej, w której przechodzi nowoczesną psycho-plazmatyczną terapię. To rodzaj naukowego eksperymentu, w którym pacjenci uczą się wyrażać swój gniew przez lata mocno tłumiony. Nola jest oczkiem w głowie profesora kliniki, który chroni ją bezwzględnie przed bodźcami świata zewnętrznego. A w tym świecie zostawiła męża i małą córeczkę, z którą może się spotykać w weekendy. Gdy jej mąż znajduje sińce na ciele ich córki postanawia rozwikłać przyczynę ich powstania. A pierwszy ślad prowadzi do Noli.
Cronenberg podobnie jak Polański nie dywaguje nad źródłem gniewu, złości i nienawiści. Podobnie, jak Polański przedstawia skutki i efekty końcowe obłędu. W przeciwieństwie do głównej bohaterki WSTRĘTU, złość Noli nie jest wyłącznie destruktywna. Nola przeistacza ją, nadaje jej nowy wymiar, cały czas mając nad nią pełną kontrolę. Buduje mechanizm obronny, wydając z siebie zdeformowane stwory, na które przekierowuje cały swój gniew i nienawiść. To one mają moc niszczycielską. Są uosobieniem zła, które w niej tkwi.
Film staje się przez to pewnego rodzaju przenośnią na chorobę dwubiegunową. Na nieumiejętność dostosowania się i wpasowania w normy społeczne. W bycie matką, żoną. To freudowski konflikt pomiędzy id a ego. Wyparcie, usunięcie i wymazanie wspomnień, czy wyobrażeń, które przypominają bohaterce o doznanym bólu i lęku. Jednak podświadomość, która powinna być uśpiona, u Noli toczy równolegle swoje własne życie.
Cronenberg kładzie główny nacisk na tłumioną przez lata emocję, która potrafi wybudzić się najmniej oczekiwanym momencie w sposób okrutny i zły. W swój własny pokrętny sposób, próbuje nam uświadomić, że na każdy ból i cierpienie powinno się reagować bezzwłocznie. Zanim zasklepi się w nas parszywa, ropiejąca rana. Stawia jednak w opozycji córkę Noli, która będąc świadkiem makabrycznych wydarzeń najprawdopodobniej powtórzy dolę swojej matki.
Ten bardzo ciekawy projekt jest niesamowicie przemyślany. Porusza bardzo wiele kluczowych dla życia jednostki problemów. Wielowarstwowość postaci jest tutaj zasadnicza. Spełnienie roli matki, czy kobiety wobec rosnących w społeczeństwie oczekiwań. Trudny proces wychowania dzieci. Umiejętnie dobrana psychoterapia, czy udział psychoterapeuty w tym żmudnym procesie, który nieumiejętnie prowadzony może skończyć się tragicznie.
Obraz jest naprawdę dobry. Przerażający. I jednocześnie mądry. Cronenberg jednak tę mądrość ukrywa w wielu alegoriach i wątkach pobocznych. Pod przykrywką makabry dla niektórych może być ona niedostrzegalna. Nie zmienia to faktu, że jest to bardzo oryginalny i niepowtarzalny film z rewelacyjnymi kreacjami aktorskimi.
Moja ocena: 8/10