Strony

poniedziałek, 30 listopada 2015

MUSARANAS [2014]




Uwielbiam horrory, w których prym wiodą kobiety. Łamią schematy, nie są ofiarami, a wdzięcznie odgrywają rolę krwawego mściciela. Podoba mi się to oderwanie od normy. Takie filmy, jak NURSE 3D, AMERICAN MARY, THE WOMAN, EXCISION, THE LOVED ONES, ODISHON, BEDEVILLED, PANI ZEMSTA i właśnie MUSARANAS reprezentują kobiety silne, stanowcze, drapieżne, które potrafią upomnieć się o swoje i odpłacić każdą niegodziwość. Ale jednocześnie są to kobiety niezwykle wrażliwe, które kiedyś ktoś bardzo skrzywdził, a które teraz nie potrafią się z tym pogodzić.



MUSARANAS to debiut pełnometrażowy hiszpańskich reżyserów Juanfera Andresa oraz Estabana Roela. Hiszpanie potrafią zrobić niezły horror, a wiemy od czasu REC, SIEROCIŃCA, KRĘGOSŁUPA DIABŁA, TESIS, czy chociażby SŁODKICH SNÓW. To właśnie aktor tego ostatniego filmu, Luis Tosar, zagrał w filmie Andresa równie antypatyczną postać.



Film opowiada o dwóch siostrach, które wcześnie straciły rodziców. Najstarsza z sióstr, Montse, wychowuje dużo młodszą od siebie siostrę [jej imienia nie poznamy]. Montse choruje na agorafobię. Dość często staje się ofiarą napadów złości i agresji, którą wielokrotnie rozładowuje na swojej młodszej siostrze. Montse jest pełna tajemnic, nieokiełznanej złości i uporczywego bólu. Pewnego dnia sąsiad prosi Montse o pomoc. Mężczyzna w życiu kobiet odegra ogromną rolę.



Duet Andres-Roel stworzył bardzo klimatyczny horror. Rewelacyjna atmosfera sprawiła, że byłam wprost przykuta do ekranu. Reżyserzy opowiedzieli tę historię tak, byśmy do końca nie byli w stanie rozwikłać tajemnicy, którą skrywa Monstse. Kobieta, która bardzo wcześnie musiała dorosnąć, której zabrakło rodzicielskiej miłości, i która skrywa ból dla nas niezrozumiały. Fabuła momentami przypomina filmową adaptację książki Stephena Kinga MISERY. Andresowi i Roelowi udało się jednak oderwać pępowinę i nakręcić naprawdę dobry, trzymający w napięciu i zaskakujący dramat o mocno krwawych zakończeniu.



Polecam ten film wszystkim tym, którzy lubią dość oryginalne rozwiązania w nietypowych gatunkowo filmach. MUSARANAS to nie tylko horror nastawiony na krwawe sceny. To przede wszystkim solidny scenariusz z mocną historią. Można odczuć inspirację kinem Carlosa Saury. To również genialne aktorskie kreacje. Zwłaszcza Macareny Gomez, która w swym szaleńczym opętaniu przypominała mi pamiętną MAY. Jestem ogromnie zaskoczona tym filmem i liczę, że Juanfer Andres i Esteban Roel na tym tytule nie poprzestaną.
Moja ocena: 8/10

sobota, 28 listopada 2015

VICTORIA [2015]




VICTORIA, film niemieckiego reżysera Sebastiana Schippera zbiera bardzo wysokie noty. Nic by w tym szczególnego dla mnie nie było, gdyby nie fakt, że ten film mi się nie podoba. Tę różnicę w opiniach uzasadniam inną wrażliwością. Przegadane filmy w stylu Richarda Linklatera nigdy nie były moją mocną stroną, to raz. Dwa, nie rozumiem w jaki sposób można zachwycać się głupotą, którą reprezentują filmowi bohaterowie.


Fabuła jest dość prosta. Młoda hiszpanka pracująca w Berlinie w dyskotece poznaje grupkę niemieckich chłopaków. Chłopacy namawiają samotną dziewczynę na imprezę. Ta początkowo oporna, szybko zmienia zdanie. Dziewczyna wbrew logice zgadza się pomóc nowym znajomym w szemranym interesie. Nie przeszkadza to tytułowej Victorii. Dziewczyna brnie w kłopoty, a ta świadomość jest dla niej równie obca, co śnieg dla Kameruńczyka. 



Film razi infantylnością bohaterów. Żaden racjonalnie myślący człowiek nie udzieliłby takiej pomocy obcym osobom. A i z pewnością przyjaciołom większość by odmówiła. Taką sytuację usprawiedliwiam wyłącznie zauroczeniem. Chemia chemią, ale to co odczynia bohaterka jest dla mnie kosmosem. Film jest jest również niepotrzebnie rozwleczony. Ponad dwugodzinny seans można by skrócić o godzinę. Zdecydowanie przesadzono z kadrowaniem. Ujęcia momentami ciągną się, jak makaron. Wprawdzie są sceny, które pieszczą oko, mimo to jest ich zdecydowanie niewiele.



Z pewnością zaskoczyła mnie doskonała gra aktorów. Trudności dodaje fakt, że film był kręcony jednym ujęciem. Aktorzy musieli więc nie tylko być skoncentrowani na swojej grze, ale też przygotowani na improwizację. Niestety film nie spełnił moich oczekiwań. Prawie półtorej godziny bleblania, by w ostatnich 40stu minutach, w końcu, rozkręciła się akcja. Film traktuję wyłącznie jako ciekawostkę i z pewnością nie zostanie w mojej głowie na dłużej. 
Moja ocena: 5/10

środa, 25 listopada 2015

THE 33 [2015]




Nie znam za bardzo twórczości meksykańskiej reżyserki Patricii Riggen. Obejrzałam tylko jeden jej film, POD JEDNYM KSIĘŻYCEM i nie przypominam sobie by zrobił na mnie jakieś kolosalne wrażenie. Dobry dramat, który szybko wchodzi i o którym jeszcze szybciej się zapomina. Podobna sytuacja ma miejsce z jej najnowszym filmem 33. Różnica polega jedynie na tym, że ilość patosu, ckliwości i rozmemłania w 33 wywindowała Riggen w kosmos.



Jeśli ktoś ma dobrą pamięć to z pewnością pamięta katastrofę górniczą w kopalni złota w Chile, która miała miejsce w 2010r. Podczas tąpnięcia, 700 metrów pod ziemią uwięzionych zostało 33. górników. I to właśnie o tym zdarzeniu mówi fabuła. Obserwujemy skutki tego dramatu, jak i próby wydobycia nieszczęśników na powierzchnię ziemi.



Film jest poprawny w każdym calu. Całkiem przyzwoita obsada, która trzyma w ryzach jałowy scenariusz. Dobre zdjęcia. Bardzo dobre, wręcz realistyczne efekty. Cóż więc się nie klei?! Ano dialogi, ujęcie postaci i ujęcie samego problemu. Po filmach katastroficznych spodziewamy się rzetelnej informacji o tragedii, jej powodów i prób rozliczenia - kto zawinił, dlaczego i czy znaleziono odpowiedzialnych za błędy. Film Riggen skupia się za bardzo, jak na moje standardy, na podłożu emocjonalnym. Za dużo tu wyrywania włosów rozpaczających kobiet, wycia i wrzasków. Wprawdzie istotnym jest, że to dzięki interwencjom rodziny przyspieszono próby wydobycia górników na powierzchnię, jednak poświęcenie temu zdarzeniu połowy filmu jest przesadą. Nie podobało mi się również ujęcie postaci, które były z metra cięte. Od razu rysuje się nam przywódca stada, a cała reszta niewiele ma do powiedzenia i to dosłownie. Co najgorsze natomiast, to fakt, że Riggen nie podjęła żadnych prób rozliczenia tej tragedii. Napomknęła jedynie półgębkiem, że górnicy zostali dosłownie wy...ani przez koncern górniczy. I jedyny wniosek, jaki rysuje się po obejrzeniu tego filmu to taki, że biedny człowiek to przedmiot, który jak się zużyje, to się go pozbywa.


33 to film łopatologiczny, nie wnoszący nic do tematu dramatów katastroficznych i realizujący problem po łebkach. Ilość ckliwości, rozpaczy i histerii jest niepotrzebna. Jest to jeden z tych filmów, które z pewnością zapomnę po tygodniu. I o ile technicznie film pozostaje bez zarzutu, o tyle tak przedstawiona historia kompletnie do mnie nie przemawia.
Moja ocena: 5/10

wtorek, 24 listopada 2015

CHINMOKU [1971]




Sięgnęłam po japońskie MILCZENIE z błahego powodu. W 2016 roku będzie miała miejsce premiera nowego filmu Martina Scorsese MILCZENIE BOGA, który jest niczym innym, jak remakem filmu Masahiro Shinody. Nie pierwszy raz Scorsese sięga po kino azjatyckie i nie pierwszy raz kręci jego remake. O ile wersji z Hong-Kongu słynnego THE DEPARTED jeszcze nie widziałam, o tyle teraz tego błędu nie chcę popełnić.



Każdy, kto liznął choć trochę japońskiej historii będzie wiedział o czym ten film jest. Przenosimy się więc do XVI wieku. Okres schizmy w Kościele. W Europie skłóceni katolicy z protestantami, a za wielką wodą w odizolowanej od świata Japonii trwają od lat próby chrystianizacji. Misjonarze europejscy, którzy ponieśli klęskę nawracania możnowładztwa próbują oddolnie chrystianizować chłopów i kupców. Akcja filmu toczy się w czasach rozłamu Kościoła. To również okres, w którym protestanccy kupcy zaczęli podburzać możnowładców Japonii, strasząc ich jednocześnie najazdem misjonarzy i podbojem Japonii. Takim obrotem spraw zaniepokojony szogun wydał dekret zakazujący wyznawania religii chrześcijańskiej i nakazujący wszystkim misjonarzom opuszczenie Japonii. Film opowiada o Ojcu, który mimo wiszącej nad jego głową kary śmierci, podejmuje próbę nawracania chłopów japońskich, narażając na szwank nie tylko swoje życie.



Film Shinody można odczytywać dwojako. Mamy tu obraz krwawych władców, którzy z werwą i zacietrzewieniem wyłapują kolejnych chrześcijan, poddając ich licznym, zmyślnym torturom. MILCZENIE bardzo dobrze oddaje okres nagonki na chrześcijan i obawy przed zmianą sił w już nie tak odizolowanej od świata Japonii. Z drugiej strony, obserwujemy dokładnie to, co ma miejsce teraz na świecie, głównie w krajach arabskich. To usilne uszczęśliwianie ludzi, czymś co jest bardzo odległe od ich kultury i mentalności. Shinoda budując postać księży uwypukla irracjonalną decyzję o chrystianizacji, co skutkuje śmiercią wielu niewinnych osób i co z góry skazane jest na porażkę. Dostrzegamy też słabość ludzką. Pod świętymi słowami, krzyżykami na szyi kryje się zwykły człowiek, którym rządzą słabości, co rewelacyjnie uchwycił w scenie końcowej. 



Oglądając MILCZENIE nie opuszczało mnie pytanie, po co?! Proces chrystianizacji równał się z procesem rozszerzania wpływów i pazerności kolonijnej władców europejskich. I dzięki bogu, nie ważne któremu, że Japonia zatrzymała napór Kościoła Katolickiego. Dzięki temu jest to jeden z niewielu krajów na świecie z tak oryginalną, nieprzeciętną i wyjątkową kulturą oraz tradycją. I choć film przez pierwsze pół godziny może nużyć, to warto poczekać. MILCZENIE to bardzo dobry, wielowymiarowy obraz o ludziach, ich odmiennościach, słabościach i o tym, że na siłę nikt nikogo jeszcze nie uszczęśliwił.
Moja ocena: 8/10

niedziela, 22 listopada 2015

EN CHANCE TIL [2014]




Można powiedzieć, że DRUGA SZANSA to film obowiązkowy dla wielbicieli kina. Za kamerą oscarowa reżyserka Susanne Bier, znana z genialnych filmów sprzed lat. Scenariuszem zajął się uznany reżyser duński, którego znamy min.z JABŁEK ADAMA, Anders Thomas Jensen. A przed kamerą śmietanka duńskich aktorów. Cóż chcieć więcej?! 



Jensen napisał przejmujący scenariusz o małżeństwie, które staje przed ogromną próbą. Kiedy umiera ich synek, Andreas bojąc się o życie swojej żony pogrążonej w głębokiej depresji podmienia swoje dziecko parze narkomanów, zabierając ich zdrowego syna. Andreas tłumaczy tę decyzję bardzo rozsądnie. Para narkomanów nie potrafiąca zająć się sobą, w nieustannym amoku, kłótniach i bójkach nie jest w stanie wychować małego dziecka.



Historia jest niezwykle przejmująca. Obserwujemy skutki depresji poporodowej, niezrozumienia i zamknięcia się przed innymi. Ciężko ogląda się film, w którym ofiarami są dzieci, ale jeszcze ciężej, gdy są to skutki zaniechania, czy popełniania błędów. To również obraz o miłości rodzicielskiej. O tak silnym pragnieniu dziecka, które doprowadza do najgłupszych i najbardziej niemożliwych rozwiązań. Czasami irytuje postawa bohatera, jednak Jensen zbudował niesamowicie przejmującą historię, w której ocena winnego nie jest jednoznaczna.



Susanne Bier popełniła w swojej karierze kilka bardzo dobrych filmów [BRACIA, TUŻ PO WESELU, W LEPSZYM ŚWIECIE]. Znając jej dorobek muszę przyznać, że DRUGA SZANSA mimo tak silnego oddźwięku jest filmem przeciętnym. Solidnym, ale nie absorbującym. Trudno mi oceniać postawę bohatera z punktu widzenia jego tragedii, jednak odczytałam w jego zachowaniu pewną sztuczność i nielogiczność. Pewne zachowania musiały być wymuszone w celu zbudowania odpowiedniej dramaturgii. Mimo to, zbyt one były czytelne, jak dla mnie. Cała reszta to jak najbardziej solidny film. Bardzo dobre kreacje aktorskie. Nie zrobił na mnie wrażenia Coster-Waldau, choć jego rola to pole do popisu. Zachwycił natomiast Nikolaj Lie Kaas, to najbardziej charakterystyczna i jednocześnie najbardziej wpadająca w pamięć kreacja aktorska.
Moja ocena: 6/10 [mocne 6,5] 

sobota, 21 listopada 2015

THE FINAL GIRLS [2015]





THE FINAL GIRLS to zabawne połączenie PIĄTKU 13-GO z BOHATEREM OSTATNIEJ AKCJI. To nic innego jak pastisz kina grozy z lat 80-tych. Wszystko tutaj jest przekoloryzowane. Od postaci zaczynając na scenografii kończąc. Ubawiłam się świetnie. Sporo tutaj nie tylko sytuacyjnego humoru, ale i zabawnych dialogów. Kilka postaci jest niemożliwie groteskowych, więc o ból przepony nie trudno.



Pierwsza część filmu toczy się w czasach współczesnych. Młodziutka Max to córka znanej, drugorzędnej aktorki, która wsławiła się rolą naiwnej nastolatki w trzeciorzędnym camperze. Max straciła matkę w wypadku samochodowym. Po latach jej znajomi zapraszają ją na noc z filmem, w którym wzięła udział jej matka. Gdy w kinie wybucha pożar, Max wraz z przyjaciółmi w tajemniczy sposób przenoszą się do lat 80-tych, wprost do akcji wyświetlanego na kinowym ekranie horroru.



THE FINAL GIRLS to żaden horror. Strachu tu nie uświadczymy, a jedynie solidnie się ubawimy. Reżyser znany z filmów komediowych skupia naszą uwagę na przerysowanym scenariuszu. Można uznać, że wszystko w tym filmie jest wyolbrzymione. Ma to jednak sens. Fabuła filmu w filmie to typowy, schematyczny camper. Domek w środku lasu i szalejący brutal z maczetą, pragnący pomścić swe krzywdy. Gdyby nie groteskowe postaci, czy przekomiczne dialogi, film byłby jednym z wielu i zginąłby niezauważenie. 



Miałam sporo obaw przed seansem. Na szczęście zniknęły po 15-stu minutach trwania filmu. Nie jest to film wymagający, ze złożoną, dramatyczną fabułą. Ma być zabawnie i jest zabawnie. Może razić durnota, ale z drugiej strony ten film ma być właśnie bezmyślny. Durny i zabawny i taki też jest. Fajnie też dobrano obsadę. Długo nie widziałam Malin Akerman i choć jej rola zdecydowanie nie należy do wymagających i tak świetnie się ją oglądało. Duże zaskoczenie w duecie Alia Shawkat i Nina Dobrev. Mam wrażenie, że producenci wygrzebali te aktorki z podziemi. Jeśli więc szukacie mało skomplikowanej rozrywki, to ten film szczerze Wam polecam.
Moja ocena: 7/10 

piątek, 20 listopada 2015

TIME LAPSE [2014]




Co łączy takie filmy, jak TIME LAPSE z PRIMER, ANOTHER EARTH, czy SOUND OF MY VOICE? To przede wszystkim niski budżet oraz oryginalny, futurystyczny scenariusz. Choć TIME LAPSE nie jest filmem, aż tak dobrym, jak wspomniane tytuły, ale z pewnością wszystkie są warte uwagi. Chciałabym dodać do tego zestawu jeden z moich ulubionych, niesamowicie oryginalnych sajfiaczy - UNDER THE SKIN, jednak budżet tego filmu pochłonąłby budżety wspomnianych wyżej projektów.




TIME LAPSE Bradleya Kinga opowiada o trójce przyjaciół, którzy przypadkiem odkrywają u swego sąsiada ogromną maszynę. Ta maszyna to aparat fotograficzny, który robi zdjęcia zdarzeniom z następnego dnia. Bohaterowie decydują się go wykorzystać, jednocześnie ukrywając mroczną prawdę, jaka się za nim kryje. Perpetuum mobile przyniesie bohaterom sporo kasy z hazardu, ale jednocześnie zwróci uwagę brutalnego bukmachera.




Film Kinga to zabawa gatunkiem. To swoisty mix science-fiction z thrillerem. Do połowy film naprawdę trzyma fason. Ciekawa fabuła, tajemnicza aura i nieprzewidywalność. Niestety w momencie odkrywania kart tej historii, coś zaczyna zgrzytać. Fabuła robi się coraz bardziej zagmatwana, bohaterowie zaczynają irytować, a zakończenie okazuje się najprostrzym wyjściem z możliwych.



Mimo to polecam ten film fanom ciekawych historii bez udziału znanych aktorskich nazwisk. Często zdarza się, że filmy niskobudżetowe trącą amatorszczyzną. W tym przypadku realizacja stoi na wysokim poziomie, a aktorzy również nie przynoszą wstydu. Szkoda jednak, że film od drugiej połowy zaczyna się rozłazić i dławić z braku pomysłu. Szkoda, bo historia jest naprawdę oryginalna i ciekawa.
Moja ocena: 5/10 [mocne 5,5]

wtorek, 17 listopada 2015

HEIST [2015]





Na pierwszy rzut oka HEIST prezentuje się rewelacyjnie. Sam tytuł sugeruje, że będzie to kolejne heist movie, a w nim De Niro, a za kamerą Mann. No jak nie patrzeć, pierwsze skojarzenie to genialny film HEAT. Wprawdzie za kamerą nie ten sam Mann, ale nazwisko obliguje. Film niestety oprócz motywu rabunkowego niewiele ma wspólnego z HEAT. Słabe, wtórne i schematyczne do bólu. 



Scott Mann ma doświadczenie w kinie akcji. Już wcześniej kręcąc TURNIEJ z 2009r. dał przedsmak swoich umiejętności. Nie jest to reżyser na miarę swego imiennika, jednak przyznaję, że jego akcyjniakom nie brakuje wigoru. TURNIEJ był filmem przeciętnym, choć niezłym. I niestety tę samą manierę zastosował w HEIST.
Fabuła HEIST jest ckliwa niczym najbardziej łzawy melodramat. Vaughn pracuje w kasynie. W przeszłości współpracował dość blisko ze swym brutalnym pracodawcą Popem. Kiedy poznał kobietę i urodziło mu się dziecko Vaughnowi rura zmiękła i z bycia żołnierzem Pope'a przekwalifikował się na krupiera w jego kasynie. Jego szczęście nie trwało jednak długo. Vaughnowi poważnie zachorowała córka. Chcąc przedłużyć jej życie Vaughn zmuszony będzie okraść swego szefa.



HEIST to klasyczne kino rabunkowe. Mamy kradzież, a potem pół filmu to pogoń za króliczkiem. Sam motyw rabunkowy nie jest wyszukany, więc fani złożonych intryg poczują się zawiedzeni. Ten film to prosta łupanka, która bazuje na emocjach widza. Dobry, empatyczny i wrażliwy Vaughn, który mimo woli zmuszony został do kradzieży kontra jego zbirowaci kompani. Końcówka niestety nie jest lepsza. Sama nie wiem, czy ten film miał być wyciskaczem łez, czy solidnym akcyjniakiem.



Mimo słabego scenariusza, wielu luk logicznych, idiotycznej charakterystyki bohaterów [patrz: motyw z policjantką i jej postawa wobec kryminalistów -WTF?!] film ogląda się dość gładko. Nie ma w nim jednak nic, co wyrastałoby ponad przeciętność. Nawet aktorstwo było miałkie. De Niro nie wyszedł ze swych manier, wychudzony Morgan wił się w swym psychiczny rozdarciu niczym piskorz w sieci i drętwy niczym dwutygodniowe ciało nieboszczyka - Dave Bautista. Jeśli ktoś ma ciśnienie na mało wymagające kino akcji, to HEIST jest świetną propozycją. Poza tym, ad kosz!
Moja ocena: 5/10

poniedziałek, 16 listopada 2015

LISTEN UP PHILIP [2014]





Moje pierwsze spotkanie z filmem Alexa Rossa Perry i dość trudne. DO CIEBIE, PHILIPIE nie jest łatwym filmem. To film o związkach, relacjach międzyludzkich, ale też o poznawaniu siebie. Poruszamy się w środowisku intelektualistów. Philip to młody, zdolny i bardzo ambitny pisarz. Wielu podziwia jego talent, jednak jego osobowość to przeciwległy biegun. Philip to po prostu kawał krnąbrnego skurczybyka. Wielki narcyz w niewielkim ciele. Philip swoją osobowością niszczy wszystko i wszystkich wokół. Bardzo zadufany w sobie, egocentryk, który za każdym razem jak otworzy usta zasługuje na solidnego sierpowego.



Perry stworzył mikroświat, którego centrum jest Philip. Wokół niego, niczym satelity krążą bliskie mu osoby. Jego dziewczyna, którą traktuje jak podnóżek. Uznany pisarz, starszy człowiek, bardzo zblazowany i cyniczny, którego Philip szanuje i słucha, choć niekoniecznie powinien. Oraz wiele innych osób, które kiedyś wkroczyły lub wkraczają w świat Philipa. Problem w tym, że świat Philipa toczy permanentną wojnę. Philip walczy z ludźmi, ale też z samym sobą. 



DO CIEBIE, PHILIPIE to bardzo przytłaczający i przygnębiający film o toksycznych relacjach. To również obraz o przyjaźni, a raczej o grze dwóch dorosłych osób opartej na wymianie. Bohaterowie tego filmu są bardzo antypatyczni, zwłaszcza mężczyźni. Jedynie kobiety w tym filmie symbolizują ciepło, miłość i zdrowy rozsądek.
Powiem szczerze, że był to ciekawy film. Choć teatralność i mnogość dialogów może niektórych zmęczyć, głębia wynikająca z poruszonej problematyki jest intrygująca. Na marginesie dodam, że Jason Schwartzman stworzył tutaj niezwykle dramatyczną postać. Pozytywnie zaskoczyła mnie również Elisabeth Moss. Jej drugoplanowa rola była o wiele bardziej wyrazista od innych filmowych bohaterek. Szkoda, że ten film nie odbił się szerokim echem. Myślę, że warto poświęcić na niego swój czas, do czego zachęcam.
Moja ocena: 6/10 [mocne 6,5]

niedziela, 15 listopada 2015

MISTRESS AMERICA [2015]




Noah Baumbach to reżyser, którego wielu porównuje do Woody Allena. Jego filmy osadzone w realiach Nowego Jorku. Bohaterowie neurotyczni, zagubieni i często nieprzystosowani do dorosłego życia. Przytłaczająca rzeczywistość, traumatyczne przeżycia, czy po prostu nadwrażliwość, która skutecznie oddziela bohaterów od tłumów. Jak widać nie trudno o konotacje z Allenem, mimo to twórczość Baumbacha pozbawiona jest egzaltacji i wybujałego neurotyzmu, który tak charakteryzuje filmy Allena.



Obejrzałam prawie wszystkie filmy Baumbacha i tylko FRANCES HA nie przypadła mi do gustu, a bohaterka trafiła mi na wyjątkowo czuły nerw. O dziwo niedaleko FRANCES HA do MISTRESS AMERICA. Nowy film Baumbacha również porusza problem skomplikowanych, niedojrzałych trzydziestolatek. Jednak tym razem kontrastuje go z młodych, ambitnym pokoleniem. Historia przyjaźni młodej studentki z o dekadę starszą od niej koleżanką ukazuje nie tylko różnicę pokoleniową. Bohaterki mimo różnicy wieku posiadają inną wrażliwość. Dla jednej z bohaterek sufit jest podłogą dla drugiej. Gdy jedna błąka się w chmurach, druga chce stąpać mocno po ziemi. Baumbach bardzo dobrze uchwycił te kontrasty, w które wplótł sporo inteligentnego humoru.



Współpraca Baumbacha z Gerwig zaowocowała dość solidnym filmem, czego nie mogłam powiedzieć o FRANCES HA. Bohaterki są bardziej przyziemne, nieoderwane od rzeczywistości, a mimo to pełne wewnętrznych sprzeczności. Konflikt jaki rysuje się na tym tle wynika tylko i wyłącznie z porażek jednej, a sukcesu drugiej. Bohaterki są zatem postaciami jak najbardziej ludzkimi. Posiadają wszystkie te cechy, jakich można spodziewać się po osobach w ich położeniu. Nie ma tu zbędnego zadufania, egzaltacji, czy wyolbrzymiania problemów tam, gdzie ich nie ma. Muszę przyznać, że obraz trzydziestolatki w MISTRESS AMERICA bardziej do mnie przemówił, niż ten z FRANCES HA.



Polecam ten film osobom poszukującym lekkiego, dość gorzkiego, ale niepozbawionego życiowej ironii i humoru filmu. Gerwig nie irytuje, sporo postaci w tym filmie jest naprawdę zabawnych, a sam historia, choć wydaje się z czapy i tak jest bardziej rzeczywista, niż ta z FRANCES HA.
Moja ocena: 7/10

sobota, 14 listopada 2015

I SMILE BACK [2015]




I SMILE BACK to przejmująca opowieść o kobiecie cierpiącej na stany maniakalno - depresyjne. Laney to piękna, młoda kobieta, która teoretycznie ma wszystko. Przedsiębiorczy mąż zapewnia byt jej i jej dwójce dzieci. Żyją na tyle dostatnio, by Laney nie musiała pracować, poświęcając swój czasy wychowaniu dzieci. Czy taka idylla zaspokoi potrzeby Laney? 



Laney cierpi najprawdopodobniej na chroniczną depresję. Gdy ją poznajemy przechodzi ciężki etap w swoim życiu. Jej pęd ku autodestrukcji przejawia się w alkoholizmie, narkotykach i nadpobudliwości seksualnej. Laney nie ma oporów by mieć kochanka, ćpać i popijać tabletki uspakajające litrami alkoholu, gdy obok śpi rodzina. Z zewnątrz jej życie wygląda idealnie. Kochający mąż, piękny dom i radosne dzieci. Wewnątrz Laney jest wrakiem, który dawno temu osiadł na dnie i tylko od czasu do czasu ktoś podejmuje się próby wydobycia go na powierzchnię. Cierpienie i autodestrukcyjne zapędy bohaterki mają jednak swoje podłoże. Jest nim bolesne dzieciństwo spowodowane odejściem ojca i braku z nim kontaktu.



I SMILE BACK nie jest łatwym filmem. Najbliżej mu do pamiętnego dramatu z Sandrą Bullock 28 DNI. Te dwie bohaterki łączy problematyczna przeszłość i pęd ku nadużywaniu używek. Nie czują oporów przed niszczeniem siebie i najbliższych osób. Obserwujemy zmagania bohaterki I SMILE BACK w walce z chorobą i nie można zarzucić jej braku chęci w wyrwaniu się z jej szpon. Problem w tym, że człowiek jest istotą niezwykle złożoną. Zrozumienie, oparcie i wytrwałość najbliższych jest w wyleczeniu choroby bohaterki najważniejsze. Problem pojawia się, gdy owego wsparcia brak lub jest ono nieodczuwalne.



Największe wrażenie, oprócz przejmującej historii, zrobiła na mnie Sarah Silverman. Aktorka, satyryczka, stand-uperka. Ciężko wyobrazić sobie aktorkę dramatyczną z takim backroundem. Jednak Sarah podołała. Wywlekła z siebie najmroczniejsze i najcięższe emocje, stając się niezwykle przekonywującą Laney. Sarah wprawdzie miała doświadczenia z rolą dramatyczną w TAKE THIS WALZ była ona jednak niewspółmierna do tej w I SMILE BACK. Zaimponowała mi swoją aktorską dojrzałością. Film zaskakuje również prowadzeniem narracji, zdjęciami i... zakończeniem, co w tego typu filmach jest niezwykle trudne, ponieważ bardzo łatwo można wpaść w banał. I powiem szczerze, że dziwią mnie dość przeciętne oceny na portalach filmowych. Dla mnie to jedna z ciekawszych pozycji kina niezależnego o tak mocnym, dramatycznym zacięciu. Polecam!
Moja ocena: 7/10

piątek, 13 listopada 2015

YOUTH [2015]




Paolo Sorrentino to jeden z moich ulubionych reżyserów. Po WIELKIM PIĘKNIE miałam wyostrzony apetyt na więcej. I o dziwo nie miałam wielkich oczekiwań wobec MŁODOŚCI. Zdawałam sobie sprawę, że powtórzyć WIELKIE PIĘKNO będzie samobójstwem, a jednocześnie wielkim trudem. Podeszłam więc do nowego filmu Sorrentino z otwartą głową. I ku zaskoczeniu już pierwsza scena była powtórką WIELKIEGO PIĘKNA.
Obejrzałam wszystkie filmy Sorrentino i z wielkim bólem uznaję MŁODOŚĆ za najsłabszy. Może właśnie dlatego, że reżyser czerpał garściami z poprzedniego filmu.



Zarówno WIELKIE PIĘKNO, jak i MŁODOŚĆ dotykają tego samego problemu, jakim jest starość. Dwaj wiekowi bohaterowie zamknięci w kurorcie w szwajcarskich Alpach próbują reanimować uczucia, jakie towarzyszyły im do momentu, w którym dotknęli starości. Czerpanie życia pełnymi garściami skończyło się na podglądaniu kochającej się pary, czy podziwianiu nagiego ciała pięknej kobiety. Życie, jako aktywność, odeszło bezpowrotnie. Pozostały wspomnienia i uczucia, które przywołują utraconą młodość.
Mam wrażenie, że bohaterowie nie do końca potrafią pogodzić się z przemijaniem. Znamienna jest tu scena reżysera z jego muzą. Kiedy uświadamia sobie, że jego czas już dawno przeminął, a jego próby powrotów są niestrawnymi, odgrzewanymi kotletami, których już nikt przełknąć nie może. 
Sorrentino dotknął bardzo trudnego tematu. Mam wrażenie, że bohaterowie to osoby, mimo osiągniętego sukcesu, niespełnione. Kiedy osiąga się wszystko, dotyka najwyższych szczytów, a przed sobą nie ma już celów, ściganie się z własną doskonałością jest pogonią za iluzją. 



MŁODOŚĆ to film genialny pod kątem technicznym. Szwajcarskie spa, które przywołuje w pamięci powieść Tomasza Manna "Czarodziejska góra". W filmie Sorrentino jak w powieści, czas płynie inaczej. Myślę, że czas jest tutaj zjawiskiem kluczowym. Bohaterowie są zawieszeni w czasie, zamknięci w enklawie pozbawionej ograniczeń. Żyją wspomnieniami, próbują pogodzić się z własnymi, fizycznymi ułomnościami, uleczyć rany, ale i ugłaskać zbliżająca się śmierć.
Sorrentino uchwycił to miejsce, jak zwykle w swoich filmach, wprost bajecznie. Przecudowne kadry. Niektóre z nich statyczne, niczym w filmie Ulricha Seidla RAJ: NADZIEJA. Każde z ujęć mogłoby być osobnym obrazem. Ten, kto oglądał filmy Sorrentino, zauważy również motyw tańca, który tak często pojawia się w jego filmach. Przepiękna ścieżka dźwiękowa, która otula ten film, niczym chmury otulają filmowe Alpy. No i aktorstwo, które jest na niezwykle wysokim poziomie. Genialna scena Fonda-Keitel, chyba najlepsza, najbardziej dramatyczna z całego filmu.



To co jednak nie podobało mi się w MŁODOŚCI, to megalomania. Mam wrażenie, że Sorrentino udławił się sukcesem WIELKIEGO PIĘKNA, tworząc dzieło pompatyczne. MŁODOŚĆ porusza wprawdzie istotne problemy, które z pewnością dotkną wkrótce nas wszystkich i przed którymi ucieczki nie ma, jednak sama poetyckość napompowana genialnymi zdjęciami, nie czyni tego filmu zaskakującym. Niestety Caine wypadł tu niczym słabszy brat genialnego Toni Servillo. Jego postać to mniej cyniczna twarz Jepa z WIELKIEGO PIĘKNA. Boli mnie powielanie wzorców z WIELKIEGO PIĘKNA, zarówno w ujęciach [co widać na pierwszy rzut oka], jak i w budowaniu scen. I uważam, że niezmiernie niesprawiedliwe byłoby oceniać całość wyłącznie za stronę wizualną, stąd dość surowa ocena.  
Moja ocena: 6/10 [gdybym miała oceniać wyłącznie za zdjęcia 8/10]

czwartek, 12 listopada 2015

THE STANFORD PRISON EXPERIMENT [2015]

 

Eksperyment w Stanford był w kinie poruszany wielokrotnie. Zarówno w filmie dokumentalnym, jak i fabularnym. Do najbardziej znanych należy EKSPERYMENT z 2010 roku z Adrienem Brody i Forestem Whitakerem. Jest to jednak słabszy brat bliźniak niemieckiego pierwowzoru z 2001 pod tym samy tytułem z Moritzem Bleibtreu. Nachodzi więc pytanie, po co nam kolejny film o eksperymencie doktora Zimbardo? Można by uznać ten film za zbędny, jednak z wymienionych wyżej tytułów, obraz Alvareza to najwierniejsze odtworzenie szokujących zdarzeń, które miały miejsce na początku lat 70-tych.



W 1971 roku na Uniwersytecie Stanford dr Philip Zimbardo przeprowadził eksperyment na grupie studentów, ochotników. Losowo podzielił ich grupę na więźniów oraz strażników więziennych. Eksperyment polegać miał na symulacji życia w więziennych warunkach oraz obserwacji relacji międzyludzkich. Miał on trwać 14 dni. Jednak na skutek dramatycznych wydarzeń Zimbardo zmuszony był przerwać swój eksperyment 6. dnia.



Obraz Kyle Patricka Alvareza nie burzy dotychczas wypracowanych wniosków na temat zachowań studentów w ekstremalnych dla zwykłego, uczciwego człowieka, warunkach. Film jest dość wiernym przebiegiem wydarzeń, które miały miejsce w ciągu tamtych dni. Wizerunek Zimbardo został tutaj mocno ochłodzony. Psycholog, który utracił swoją obiektywność i dał się wciągnąć w brutalną grę. Mężczyzna zafiksowany na wynik, bez znaczenia na skutki. Dopiero jego przebudzenie w końcówce usprawiedliwia jego postępowanie, jednak w moich oczach, nie do końca. 



Możemy się zastanawiać i rozwodzić, jakim cudem kilkunastu zdrowych, inteligentnych, ułożonych i kulturalnych mężczyzn przeistoczyło się w bezduszne i mściwe bestie, a reszta w bezwolne ofiary. Możemy usprawiedliwiać ich zachowanie zamknięciem, które potęguje w człowieku poczucie osaczenia. Możemy odwoływać się do psychologii tłumu i powielania wzorców. Nie zmienia to faktu, że władza i brak oporów wybudza w człowieku najbardziej mroczne zachowania. 
Eksperyment Zimbardo rewelacyjnie pokazał różnice w mentalności, charakterze i wrażliwości ludzi. Od buńczucznych rewolucjonistów odpornych na manipulacje do jednostek wrażliwych, posłusznych, czy łatwo podporządkowujących się. 



Polecam ten film. Świetna obsada złożona z młodych obiecujących aktorów. Bardzo dobrze dobrana ścieżka dźwiękowa, która buduje napięcie. Może film ten nie jest tak brutalny, jak poprzednie filmy o Stanfordzkim eksperymencie, jednak jest on o wiele bardziej realistyczny. Poczucie niesprawiedliwości, inercji, strachu i przede wszystkim bezsilności jest tutaj wyeksponowane. Wobec takich postaw, zachowań nie można przejść bezboleśnie. Możemy zastanawiać się nad sferą moralną, czy etyczną tego eksperymentu, jednak to co fascynuje, oprócz złożoności ludzkiej natury, to pytanie, które pozostaje po seansie: jak byśmy zachowali się będąc w skórze bohaterów?
Moja ocena: 8/10