Strony

środa, 16 marca 2016

CONCUSSION [2015]




Kolejna biografia okraszona dość ciekawym tematem. Z pewnością obraz ten zburzył spokój w wielu amerykańskich rodzinach. Futbol w USA jest świętością, a film WSTĄRZ skutecznie tę świętość obnaża. Reżyser Peter Landesman opowiedział nam historię o odkryciu pewnej zależności między śmiercią zawodników, a urazami głowy, które są następstwem wieloletniej gry w amerykański futbol. Choroba, która następuje jest na tyle groźna, że niewiele z jej ofiar jest w stanie przeżyć.



Historia porusza etap z życia nigeryjskiego neuropatologa Dr Benneta Omalu. Podczas autopsji jednego z byłych futbolistów odkrywa chorobę nazwaną później "przewlekłą traumatyczną encefalopatią". Jej objawy to następujące problemy z percepcją, agresja i próby samobójcze. Kiedy Omalu nagłaśnia tę chorobę spotka się z ogromną krytyką i nagonką korporacji zwanej NFL. Wyniki jego badań nie tylko zagrażają zawodnikom, ale przede wszystkim biznesowi, jakim stał się amerykański futbol.



Dr Bennet Omalu reprezentuje typ człowieka - idealisty, wierzącego w amerykański mit sprawiedliwości, ciężkiej pracy i sukcesu. Ciężko mu jest uwierzyć, że za USA, które go przyjęły i które tak idealizował, stoi pieniądz, korupcja i kłamstwo. Nie złamie się pod naciskami, uparcie dążąc do prawdy. Nad presję, szantaż i przekupstwo stawia swoje ideały oraz szacunek do drugiej osoby. I to dzięki takiej postawie problem PTE, po wielu perturbacjach, został przedstawiony opinii publicznej.



WSTRZĄS jest filmem przejmującym, dobrze opowiedzianym, z zaskakująco dobrą kreacją Willa Smitha. Nie jest to jednak obraz wybitny. Jest to świetny film na raz. Płynący z niego morał i amerykański patos w końcówce nie zrażają, a dają do myślenia. Cieszy fakt, że są jednostki, dla których prawda stoi ponad wszystkim. Smuci natomiast znaczenie pieniądza, które, niestety, dla większości jest ważniejsze, niż dobro innych. 
Moja ocena: 7/10

wtorek, 15 marca 2016

THE LADY IN THE VAN [2015]





Minęło prawie 10 lat od ostatniego filmu angielskiego reżysera Nicholasa Hytnera. Widziałam dwa jego filmu CZAROWNICE Z SALEM oraz MĘSKĄ HISTORIĘ i śmiało mogę je Wam polecić. Muszę przyznać, że po seansie z DAMĄ W VANIE, Hytner utrzymuje wysoki poziom swoich filmów, mimo upływu czasu. Historia przedstawiona w jego filmie, oparta na faktach, to wzruszająca historia o kobiecie, którą los mocno doświadczył. To też film, który daje nam do zrozumienia, że każdym człowiekiem stoi historia i każdemu należy się szacunek. Dziwi mnie tylko brak nominacji do Oscara dla Maggie Smith. Jej genialna kreacja jest niezwykle poruszająca i stanowi ogromną wartość dodaną filmu DAMA W VANIE.



Historia opowiada o niespotykanej przyjaźni młodego mężczyzny z bezdomną starszą Panią. Bohaterem jest autor scenariusza DAMA W VANIE, Alan Bennett, który pewnego dnia poznaje ekscentryczną starszą kobietę, mieszkającą w obskurnym vanie. Pewnego dnia kobieta postanawia przenieść swój dobytek na podjazd Alana. Jej ekscentryczna osobowość i mocno specyficzny styl bycia przez 15 lat będą umilały życie pisarza.



Alan Bennett ukazuje nam niezwykle unikalną stronę człowieka, jaką jest bezinteresowność. Bohater mimo niechęci do starszej kobiety, jej wyglądu, braku higieny i momentami odrażającego stylu życia potrafi wznieść się ponad własne ograniczenia i po prostu jej pomóc. Sam tłumaczy się lenistwem, ale czy każdy z nas zgodziłby się, by starsza kobieta zanieczyszczała nam podwórko przez 15 lat? Film ten opowiada również o człowieku i jego przeszłości. To historia o bezlitosnym losie, o wrażliwości podatnej na załamania, o tym jak łatwo nam przychodzi wydawanie sądów, często niesłusznych i bolesnych, nie znając historii, która za tym osądem się kryje. 



DAMA W VANIE to bardzo mądry film. Ludzka życzliwość, ciepłe słowo i uśmiech potrafią dać więcej, niż pieniądze. To również opowieść o przyjaźni ponad podziałami. Alan Bennett w swoim opowiadaniu karci naszą próżność, wyniosłość i łatwość osądzania. Oglądając ten film nabiera się pokory, nie ma bowiem nic gorszego niż pogarda, za którą stoi zwykła ludzka małostkowość.
Polecam ten film. Historia w niej opowiedziana jest niezwykła. Mimo mocno gorzkiego odcienia, film ten ma jednak pozytywny wydźwięk. Człowiek nabiera otuchy, bowiem są jeszcze ludzie na tym świecie, dla których drugi człowiek, a nie pieniądz, jest najwyższą wartością.
Moja ocena: 7/10

czwartek, 10 marca 2016

EL ABRAZO DE LA SERPIENTE [2015]




Nominowany do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny W OBJĘCIACH WĘŻA to moje pierwsze spotkanie z kinem Ciro Guerry. Film ten, jak i turecki MUSTANG to z pewnością filmy, które na tę nominację zasłużyły. Te dwa filmy różnią się nie tylko stylistyką, ale przede wszystkim tematyką. O ile MUSTANG dobitnie ukazuje nam negatywny rys islamu, o tyle ten argentyński dramat wraca do czasów konkwistadorów, masakr i wyniszczania kultury, która stanowiła o naszej różnorodności. Guerra czerpie pełnymi garściami z kina Francisa Forda Coppoli i jego CZASU APOKALIPSY. Jednak najbardziej odczuwalny jest wpływ wczesnych obrazów Wernera Herzoga, jego AGUIRRE, GNIEW BOŻY, czy FITZCARRALDO. Stylistycznie natomiast przywołuje w pamięci nie tak odległy w czasie, brazylijski film Miguela Gomesa, TABU.



Historia Ciro Guerry opowiada nam o dwóch etnografach, podróżnikach. Amerykanin Richard Evan Schultes przybywa do Amazonii śladami swego wielkiego, niemieckiego poprzednika Theodora Koch-Grunberga. Obaj Panowie spotykają na swej drodze rdzennego mieszkańca tych ziem, szamana Karamakate. Mężczyzna jest ogniwem łączącym podróżników z kulturą i tradycją wyniszczoną przez konkwistadorów. Głównym ich celem jest jednak znalezienie mitycznej rośliny, zwanej yakruną.



Poszukiwanie magicznego ziela przez obu etnografów, których różniło nie tylko pochodzenie, ale czas, ukazuje nam przeogromne spustoszenie, jakiego dokonał biały człowiek w na terenach Ameryki Południowej. Nie tylko pod kątem zasobów naturalnych, ale głównie z powodu szaleńczego wyniszczania dżungli w poszukiwaniu drogocennego kauczuku. Biali zniszczyli jednak coś bardziej cennego, niż kauczuk. Unicestwili cywilizację, która miała monumentalny wpływ na kulturę świata. Eksterminacja rdzennych Indian, sprzeniewierzenie ich kultury, tradycji, unicestwienie języka, religii, czy unikalnej wiedzy o przyrodzie. Taki krajobraz rysuje nam obraz Ciro Guerry. Ojczysta ziemia Karamakate to kontynent skąpany we krwi, terrorze i anihilacji. Ta spokojna, zielona kraina spojona jest strachem, cierpieniem, wyzyskiem i religijnym dogmatem. Ciężko ogląda się ten obraz. Jest to bolesne świadectwo jakie zostawił po sobie biały człowiek.



W OBJĘCIACH WĘŻA to film hipnotyczny. Monochromatyczne tło dodatkowo wyostrza nam odbiór. Piękno dżungli, jego żywa zieleń, fauna i flora nie jest tu najważniejsza. W takiej konwencji ciężko skupić się wyłącznie na cierpieniu bohaterów, na ich walce o ocalenie kultury, języka i wierzeń, które jak wiemy doskonale zostały wyplenione przez białych i religię chrześcijańską. Ten film to przede wszystkim świadectwo o ludziach, którym zabrano miejsce na ziemi, których oderwano od przodków i samoświadomości. To hołd złożony tym, którzy mimo przeszkód potrafili znaleźć w sobie siłę, by kontynuować dzieło swoich antenatów. Przepiękne, mądre i niezwykle bolesne kino.
Moja ocena: 8/10

wtorek, 8 marca 2016

DEMON [2015]




Złośliwi mogą mówić, że DEMON został wypromowany przez śmierć jego reżysera, Marcina Wrony. Myślę, że wbrew malkontentom, ten film sam sobie świetnie radzi i bez takiego rozgłosu. Zaskakująco dobra, jak na kino polskie, realizacja, świetne zdjęcia, bardzo dobra ścieżka dźwiękowa i aktorstwo wystarczają, by nawet słabe momenty przeszły niemal niezauważalnie. Szkoda, że Wrona nie nakręci więcej filmów, bo w maglu polskich, młodych reżyserów, on wybijał się ponad przeciętność. Pozostaje nam DEMON, CHRZEST i MOJA KREW, by pamięć o Marcinie Wronie nie przeminęła. Polecam te filmy, bo to jedne z lepszych produkcji polskich ostatnich lat.



DEMON opowiada nam mroczną historię o mężczyźnie, którego opętał duch, dybuk. Żaneta poznaje Piotra w Anglii, ale to w wiosce dziewczyny planują wesele i przyszłe życie. Kiedy Piotr odkopuje szkielet ludzki, jego osobowość radykalnie się zmienia. Doznaje dziwnych wizji, słyszy głosy, przez co uchodzi za chorego psychicznie.



Wrona nakręcił mroczny, wciągający film. Odnajdziemy tutaj wiele zapożyczeń z WESELA Smarzowskiego, jak i WESELA Wyspiańskiego. Zarówno bohaterowie, jak ich perypetie stanowią wyrazistą inspirację. Odnajdziemy tutaj oniryczną atmosferę łączącą kulturę żydowską ze staropolską, ale i współczesny, ostry cynizm. Autorzy nawiązują do historii przedwojennej, do kultury żydowskiej i ciemnej historii Polski tamtych czasów. To one staną się spoiwem pomiędzy bohaterem, a jego tajemniczym znaleziskiem. 



DEMON nie jest klasycznym horrorem i zastanawiam się, czy w ogóle horrorem jest. Końcówka zahacza o kino mistery, a całość buduje nam dość mroczny, tajemniczy thriller. Marcin Wrona bardzo dobrze odnalazł się w tym trudnym gatunku. Niepokój był odczuwalny, a tajemnicza fabuła nadawała historii ostrego smaczku. Nie obyło się jednak od dłużyzn, choć na tle tego gatunkowego misz maszu szybko odszedł w niepamięć. Podobał mi się ten film z dwóch powodów. Jest to jedna z niewielu dobrych, polskich produkcji, które zahaczają o gatunek horroru. Głównie jednak podobał mi się ze względu na profesjonalną produkcję, która w niczym nie odstaje od zagranicznych kolegów. Warto więc poświęcić te kilkadziesiąt minut na seans z filmem Wrony, zwłaszcza, że nie będziemy już mieli okazji zobaczyć nowy film tego reżysera.
Moja ocena: 7/10

wtorek, 1 marca 2016

SECRET IN THEIR EYES [2015]



Juan Jose Campanella w 2009 roku nakręcił nagrodzony Oscarem film SEKRET JEJ OCZU. Po latach Billy Ray, autor poprawnego filmu BREACH, zdecydował się wyreżyserować remake tego argentyńskiego poprzednika. Nie często remake'i są na tyle dobre, by uchwyciły geniusz swych poprzedników i z pewnością film Billy Raya do takich filmów się nie zalicza. I tylko nachodzi mnie jedno pytanie: po co?! Nie widzę sensu w kręceniu remake'ów filmów zaliczanych już do klasyków. Sama już nie wiem, czy to pragnienie kasy, które świerzbi producentów, czy zwykła leniwość amerykanów wynikająca z niechęci do czytania i to nie tylko napisów filmowych. Ten film jest zbędny. Ten film zatracił cały potencjał, który niósł i wybił ponad przeciętność film Campanelli.



Historia tego filmu nie odbiega znacząco od pierwowzoru. I tu znajdziemy motyw zabójstwa i zgwałcenia młodej dziewczyny. I ponownie, zacięty detektyw postanawia znaleźć zabójcę. Zajmie mu to wiele lat, a fakty jakie odkryje będą szokujące. Ci, którzy oglądali oryginał z pewnością odnajdą się w tej fabule. Ci, którzy go nie oglądali niech dadzą sobie po prostu spokój i sięgną po wersję Campanelli z 2009r.


Pierwsze co rzuca się w oczy to bardzo dobra obsada. Wzrok zbitego psa, jaki prezentuje nam Chiwetel Ejiofor niczym nie odstępuje od tego z 12 YEARS SLAVE. Jest na tyle monotematyczny, że aż żałosny. Nicole Kidman nie byłaby sobą, gdyby nie grała równie oziębłej, dystyngowanej kobiety, jaką znamy z wielu filmów. No i Julia Roberts, którą albo oszpecili, albo tak faktycznie wygląda bez makijażu. Ona jako tako trzyma poziom tej aktorskiej miazgi, choć jej rola jest mocno okrojona. Generalnie nie ma w tym filmie nic, co by przykuwało uwagę, a co tak fantastycznie sprawdziło się w przypadku pierwowzoru.


Sama nie wiem, czy to wina scenarzysty, czy przeciętnego reżysera. SEKRET W ICH OCZACH to nic innego jak marna kopia perfekcyjnego oryginału. Ani fabuła, ani aktorstwo, ani twist nie robią wrażenia. Przeniesienie tej historii do czasów walki z terroryzmem dodatkowo dobiło gwóźdź do tej butwiejącej trumny. Skąd pomysł połączenia tej tragedii z walką z terroryzmem, nie mam pojęcia. Ten mix jednak wyszedł bardziej komicznie, niż tragicznie. I jeszcze raz napiszę, jeśli widzieliście oryginał - dajcie sobie spokój z filmem Billy Raya. Po prostu szkoda czasu. Jest masa lepszych produkcji. Jeśli jednak nie oglądaliście, to również olejcie tę produkcję, natomiast sięgnijcie po oryginał z 2009 roku Juana Jose Campanelli pt. EL SECRETO DE SUS OJOS.
Moja ocena: 4/10

piątek, 26 lutego 2016

THE DUKE OF BURGUNDY [2014]

 

Peter Strickland to niezwykle oryginalny reżyser. Jego filmy - KATARIN VARGA, czy BERBERIAN SOUND STUDIO nie należą do filmów łatwych w odbiorze i nie każdemu mogą się podobać. Jest w nich jednak pewien urok i niepowtarzalna stylistyka, która jest natychmiast rozpoznawalna w każdym kolejnym filmie. Reżyser czerpie pełnymi garściami z filmów giallo, które niepokoją i potrafią nieźle zamącić w głowie. W jego filmach odnajdziemy wpływy Davida Lyncha oraz włoskich reżyserów takich jak, Lucio Faluci, Sergio Martino, czy Dario Argento. Filmy Stricklanda cechuje mroczny klimat, przepiękne zdjęcia i niesamowita, hipnotyzująca ścieżka dźwiękowa. Tych cech z pewnością nie jest pozbawiony jego najnowszy film, THE DUKE OF BURGUNDY.



Film opowiada o dwóch kobietach i ich wzajemnym związku - starszej miłośniczce entomologii i jej młodszej kochance. Obie panie łączy dość specyficzna relacja. Ich związek cechuje poniżanie i sado-masochistyczne gierki. Strickland kreśli nam dziwny odcień miłości. Miłości polegającej na uzależnieniu, upokarzaniu oraz uzależniającej fascynacji.


THE DUKE OF BURGUNDY nie jest filmem łatwym. Jego wydłużone kadry, skąpe dialogi i mroczna atmosfera mogą zniechęcać. Akcja w filmach Stricklanda nie jest zbyt energiczna. Jednak znając styl jego filmów, warto przeczekać, aż się ona rozwinie. Fabuła w filmach Stricklanda jest również nietuzinkowa, a zachowanie jego bohaterów oryginalne i niekonwencjonalne. Autor skupia się na psychologii postaci. W przypadku filmu THE DUKE OF BURGUNDY postaci są niezwykle złożone i skomplikowane. Targają nimi, na przemian, uczucie osaczenia, znudzenia i pożądania, które w sado-masochistycznych zabawach nabiera zupełnie innego wymiaru.


Ciężko polecić film Petera Stricklanda, bowiem trzeba lubić klimat jego filmów. Wszystkich, którym podobały się jego wcześniejsze produkcje, THE DUKE OF BURGUNDY z pewnością przypadnie do gustu. Świetne kreacje aktorskie, genialna muzyka i hipnotyzujące dźwięki oraz cudowne, węgierskie lokacje. Może nie jest to film najlepszy w dorobku reżysera, jednak jak najbardziej zasługujący na uwagę. THE DUKE OF BURGUNDY to kino nietuzinkowe i jedyne w swoim rodzaju. Na tle mdłych produkcji z pewnością jest to ciekawa odskocznia. 
Moja ocena: 6/10

czwartek, 25 lutego 2016

L'ENLEVEMENT DE MICHEL HOUELLEBECQ [2014]




Muszę przyznać, że poprzedni film Guillaume Nicloux ZAKONNICA z 2013 roku potworni mnie wynudził. Obawiałam się, że podobna sytuacja będzie miała miejsce w przypadku historii o porwaniu słynnego francuskiego pisarza Michela Houellebecqa. Jakże miłe było jednak zaskoczenie. Genialna komedia o intelektualiście, który znalazł wspólny język z troglodytami.



W 2011 roku świat obiegła sensacyjna wiadomość o zniknięciu jednego z najsłynniejszych, współczesnych pisarzy francuskich Michelu Houellebecq. Jak zapewniał jego agent, pisarz nie pojawił się na spotkaniu z czytelnikami, co nie było w stylu Houellebecqa. Pisarza nie zastano w jego domu, ani nie odbierał telefonu. Nie da się ukryć, że postać Houellebecqa oraz jego poglądy, z którymi się nie krył, były mocno kontrowersyjne. Pisarz został porwany przez trzech mięśniaków, którzy przetrzymywali go dla okupu. Nie jest to jednak klasyczny dramat z porwaniem w tle. Będziemy świadkami genialnego kabaretu, w którym występuje intelektualista i miejscowe karki.



Film PORWANIE MICHELA HOUELLEBECQA spotkało się z podzielonymi opiniami. Jedni uważają ten film za nudne, rozwleczone flaki w oleju, drudzy dopatrzyli się przyjemnej satyry. Ja przyłączam się do tej drugiej grupy. Zobrazowany przez Nicloux pisarz to niezwykłe pole do popisu. Houellebecq kompletnie nie przejął się losem zakładnika. Wręcz przeciwnie. Trójka rosłych osiłków wyrwała pisarza z matni, która z pewnością nie była dla niego komfortowa. Nagabywanie przez fanów, nudne spotkania autorskie, zbliżający się remont mieszkania, masa zobowiązań, które przytłaczały autora, a jednocześnie wprawiały jego życie w marazm. Porwanie odmieniło ten stan. Nagle pisarz nabrał ochoty na życie. Sielska sceneria, wizyty miejscowej prostytutki, alkoholowe libacje wystarczyły, by Houellebecq ponownie poczuł wiatr w żaglach. Cała ta historia mimo swego dość tragicznego wymiaru jest niezwykle absurdalna. Co jednak najważniejsze ten absurd jest tak nakreślony, by widz zrywał boki ze śmiechu.



Polecam ten film, choć zdaje sobie sprawę, że nie wszystkim przypadnie do gustu. Ja w pełni kupuję tę historię. Świetna postać Houellebecqa, któremu do życia potrzebna jest wyłącznie paczka fajek i zapalniczka. Pisarz kopci jak smok, chleje za dwóch, zaprzyjaźnia się ze swoimi oprawcami, a przy tym potrafi zachować trzeźwość myślenia. Człowiek, którego poglądy nie dla każdego są akceptowalne, niczym Bukowski, obrazuje świat, który nas otacza w mało przyjemnych barwach. Nie zmienia to faktu, że zarówno jego fizis, jak i sposób bycia są tak pozytywnie zakręcone, że nie sposób nie polubić tego życiowego malkontenta.
Jeszcze raz polecam. PORWANIE MICHELA HOUELLEBCQA to przesympatyczna opowieść o zderzeniu dwóch światów. Światów bardzo różnych, a mimo to posiadających wspólny mianownik. Masa kolorowych postaci oraz histerycznie zabawnych dialogów. 
Moja ocena: 8/10

poniedziałek, 22 lutego 2016

TANGERINE [2015]

 

Reżyser filmu MANDARYNKA, Sean Baker lubuje się w kinie niskobudżetowym. Jakiś czas temu miałam przyjemność oglądać jego wcześniejszy film STARLET z 2012 roku. Całkiem przyjemne, niszowe kino o przyjaźni międzypokoleniowej. I choć na niewiele liczyłam po seansie MANDARYNKI, równie niewiele otrzymałam. Film momentami wydawał się absurdalny, wyrwany z rzeczywistości, przerysowany i przejaskrawiony. Było w nim coś zabawnego, ale i żenującego. Może przyczyną była rzucająca się w oczy inspiracja kinem Harmony Korine'a, za którym nie przepadam. MANDARYNKI obrazując amerykańskie ulice zbliża się do jego produkcji. 



Film Bakera opowiada o jednym dniu z życia prostytutek. Transwestyta Sin-Dee po powrocie z więzienia dowiaduje się, że jej chłopak - alfons, zdradza ją z jedną ze swych dziewczyn. Sin-Dee postanawia odszukać dziewczynę, by doprowadzić do konfrontacji z chłopakiem. Drugą linią fabularną jest przypowiastka o niewiernym taksówkarzu, który zdradza żonę z transwestytami. 



MANDARYNKA to film brudny, nieprzyjemny dla oka. Ulice Los Angeles przepełnione wszelkiej maści brudem. Relacje międzyludzkie zredukowane do wymiany płynów i sado-masochistycznych zależności. Obraz przepełniony jest chaosem. Chaotyczne zachowania bohaterek wzmagają to wrażenie. Kamera nie jest statyczna. Wydaje się, jakby dotrzymywała kroku swym zwariowanym, życiowo zwichrowanym bohaterom. I niestety kręcenie zdjęć z komórki nie pomagało w skupieniu. 



Z pewnością nie jest to film wybitny, choć ma swoje momenty. MANDARYNKĘ budują komiczne komentarze, ale też kolorowi bohaterowie. Irytuje świat, którego doświadczamy na ekranie. Nie utożsamiam się z bohaterami i dość daleko mi do ich punktu widzenia. Zbyt ekspresyjne, wręcz karykaturalne zachowanie, czy kloaczne dialogi nie bardzo mi pasowały. Zgodzę się, że film jest niezwykle naturalny i przedstawia świat bohaterów, który jest przejmująco zepsuty i brudny. Mimo to realizacja nie do końca do mnie przemówiła.
Moja ocena: 6/10

sobota, 20 lutego 2016

AFERIM! [2015]




Z pewnością historia XIX-sto wiecznego niewolnictwa w Rumunii będzie dla wielu osób czymś egzotycznym. Zgodnie z wołoskim kodeksem karnym z 1811r. każdy Cygan rodził się w tych czasach niewolnikiem. Cyganie łatwo nie mieli, w czasie II Wojny Światowej masowo eksterminowani w obozach koncentracyjnych. Monopol na niewolnictwo nie tylko w kinie posiedli murzyni, natomiast żydzi w temacie nazistowskich obozów koncentracyjnych. Ci potomkowie indyjskich koczowników nie tylko zostali surowo potraktowani przez los, ale i dzisiaj nie mają na tyle mocnego PR, by móc się przebić.
Nie znam wielu filmów o Romach. Polska PAPUSZA i teraz AFERIM to historie, które zapadną w pamięć. Reżyser Radu Jude próbuje rozliczyć przeszłość tą niechlubną, rumuńską historią, pełną bólu i cierpienia, wyostrzoną przez monochromatyczne kadry. Na szczęście zmiękcza ją humor, nietuzinkowe postaci i dialogi, które zaznaczyły swoje miejsce w tej niezwykle ciekawej i zabawnej historii dzięki czemu AFERIM ogląda się wyśmienicie. Dziki Zachód przeniósł się na Dziki Wschód, czego AFERIM jest świetnym przykładem.



Kino rumuńskie przeżywa swój renesans. Tacy reżyserzy, jak Cristi Puiu [ŚMIERĆ PANA LAZARESCU], Silviu Purcarete [UNDEVA LA PALILULA], Calin Peter Netzer [POZYCJA DZIECKA], Cristian Mungiu [4 MIESIĄCE, 3 TYGODNIE I 2 DNI], czy właśnie Radu Jude, wyznaczyli nowe standardy w kinie europejskim. Bardzo ubolewam, że kino polskie nie jest w stanie dosięgnąć tego poziomu. Zwłaszcza, że kulturowo naprawdę do Rumunii nam niedaleko.



Opowieść Radu Jude przypomina klasyczne amerykańskie westerny. Oto stróż prawa Constandin wraz ze swym dorastającym synem przemierza okoliczne wioski w poszukiwaniu zbiega. Zbiegiem tym jest Cygan, który zbiegł swemu Panu, tamtejszemu bojarowi. Zaznaczyć należy, że Cyganie byli własnością bojarów i bez ich pozwolenia nie mieli prawa opuścić miejsca zamieszkania.



Radu Jude w AFERIM łączy wiele skrajnych emocji. Zobrazowana XIXsto wieczna Wołoszczyzna to kraina cierpieniem i krwią płynąca. Miejscowi bojarzy nie szczędzą batów, rózg i tortur na swych cygańskich niewolnikach. Jude rysuje nam Wołoszczyznę zaściankową, intelektualnie zubożałą. Nawet kler potrafi objawiać prawdy, które są nie tylko absurdalne, ale i sprzeczne z religijnym miłosierdziem. Ludzkie umysły wypełnione są zabobonami, gusłami, opowieściami wyssanymi z palca. Brak edukacji daje się tutaj mocno we znaki, a wszechobecna głupota zatacza coraz szersze kręgi.



AFERIM mimo dość cierpkiego rozdźwięku niesie wszędobylski humor. Nie znajdziemy tutaj poprawności politycznej, bo takowej w XIX wiecznej Rumunii nie było. Dostaje się tutaj każdemu... dzieciom, kobietom, klerowi i wszystkim tym, którzy są odmiennej narodowości. Przekleństwa gonią przekleństwa, prawda kole w oczy, króluje zawiść, kłamstwo i nielojalność, a uprzedzenia rasowe i nacjonalizm wiodą prym. Film Radu Jude pod tym kątem jest genialny. To co nas śmieszny, paradoksalnie dzisiaj groziłoby publiczną kastracją. Bombowe dialogi rozładowują złość, a śmiech pojawia się przez łzy. I choć dodatkowej ostrości dodaje AFERIM czarno-biała konwencja, to i tak po seansie widz pozostaje z bananem na twarzy. Polecam ten film, bo to zaiste, perełka i chętnie do tego filmu powrócę.
Moja ocena: 8/10

środa, 17 lutego 2016

MUSTANG [2015]




Jestem zachwycona tureckim filmem MUSTANG nominowanym w tegorocznych Oscarach w kategorii film nieanglojęzyczny. Turecka reżyserka-aktorka Deniz Gamze Erguven stworzyła niezwykłe dzieło. To jej debiut pełnometrażowy, mądry, zrównoważony, poruszający. Erguven nakręciła film bez stosowania zmyślnych środków przekazu, bez zbędnej symboliki, prosty, ale z tak wielkim ładunkiem emocjonalnym, że nie sądzę, bym w najbliższym czasie powróciła do tego filmu. Cieszę się, że tematyka pozycji kobiety w świecie islamskim powraca. Pojawiła się już w kinie w filmach niemiecko-tureckiego reżysera Fatih Akina [GEGEN DIE WAND], czy w filmie Feo Aladaga DIE FREMDE. To filmy bolesne i ciężkie i aż dziw, że takie praktyki mają miejsce w nowoczesnej Europie.



Deniz Gamze Erguven podjęła się wielkiego wyzwania. Turczynka, która opowiada o losie kobiet na tureckiej prowincji, kreśli nam sytuację piątki sióstr. Piękne dziewczyny wychowywane przez babkę i wujka. W tej rodzinie nie ma wolności. Kobiety wychowywane są na żony i służące. Każdy przejaw wolności jest karany, a dom bohaterek jest ich więzieniem. Świat w filmie MUSTANG to świat męski, w którym mężczyźni mają przyzwolenie na wszystko. W tym świecie nie ma miejsca dla kobiet. Turcja oczami Erguvena to kraj zakłamany. Pod fasadą nowoczesności, dążenia do Unii Europejskiej kryje się przegniłe jabłko, które zatruwa życie kobiet, traktując je jak niewolnice. Nie ma miejsca na nowoczesność w kulturze muzułmańskiej. W tym filmie ta religia jest złem, przez które cierpi miliony dziewczyn i kobiet nie tylko w Turcji, ale i na całym świecie.



MUSTANG to film prosty w przekazie. Tę trudną tematykę Erguven ubrała w konsekwentny, klarowny sposób. Nie ma tu miejsca na symbolikę. MUSTANG pokazuje nam świat kobiet wyraźnie i bez cudzysłowów. Nie oznacza to, że film ten jest ciężki i trudny w odbiorze. Jedyny ciężar filmu MUSTANG tkwi w jego fabule. Deniz Erguven ten trudny temat przekazuje nam w niezwykle lekki sposób. Mimo dramatu, który ma miejsce na ekranie, film ten ogląda się wyjątkowo dobrze. MUSTANG jest filmem pochłaniającym.



Polecam ten film. Z większości filmów, które obejrzałam nominowanych do Oscara w kategorii film nieanglojęzyczny MUSTANG wychodzi na prowadzenie. To przemyślane dzieło, które ma za zadanie uzmysłowić nam fakt, że Europa nie jest wolna od bólu i cierpienia ludzi na tle religijnym. Filmy, które przywołałam na początku, jak i MUSTANG, to filmy, które wyraźnie mówią nam o losie kobiet żyjących pod rygorem islamu. Ciężko ogląda się takie historie, zwłaszcza gdy wizerunek Turcji, to wizerunek kraju nowoczesnego. Nic bardziej mylnego, co dobitnie nam pokazała Deniz Gamze Erguven w swoim pełnometrażowym debiucie reżyserskim.
Moja ocena: 9/10

poniedziałek, 15 lutego 2016

KRIGEN [2015]




Duński reżyser Tobias Lindholm jest głównie znany z rewelacyjnych scenariuszy. Napisał je do takich filmów, jak POLOWANIE, SUBMARINO, czy PORWANIE z 2012r. Ten ostatni również wyreżyserował. Podobna sytuacja ma miejsce w filmie nominowanym do Oscara w kategorii nieanglojęzycznej - KRIGEN. Historie jego filmów w głównej mierze dotykają sfery moralnej i etycznej. Zarówno w POLOWANIU, jak i właśnie w KRIGEN sytuacje, które mają miejsce nie podlegają jednoznacznej ocenie. Wielowymiarowość jego scenariuszy jest ogromna. Świat, który tworzy nigdy nie jest czarno-biały. A ferowanie wyrokami często przysparza o niemały ból głowy. Sam film mnie jednak nie urzekł, a z pewnością nie jest tak dobry, jak wspomniane na początku tytuły.



Akcja KRIGEN ma miejsce podczas wojny w Afganistanie. W jednej z wiosek stacjonuje duńskie wojsko, na którego czele stoi młody dowódca oddziału Claus Pedersen. Claus ma wszelkie zadatki na lidera. Jego decyzje są przemyślane, a każda akcja, której się podejmuje ma przede wszystkim chronić jego żołnierzy. Sytuacja zmienia się, gdy podczas jednej z akcji decyzją Clausa zbombardowana zostaje cywilna osada. Claus chcąc ochronić swoje życie i swych żołnierzy podjął ryzyko, za które przyjdzie mu słono zapłacić.



Lindholm rysuje nam dwa punkty widzenia, które ocenić nie jest łatwo. Z jednej strony dostrzegamy ułomność ludzką, która skutkuje nieodpowiedzialnymi decyzjami, dzięki którym śmierć ponoszą niewinne osoby. Z drugiej zaś strony, musimy zdać sobie sprawę, że trwa okres wojny, w którym przypadkowe ofiary, zwłaszcza wśród ludności cywilnej, nie są niczym nadzwyczajnym. Lindholm zadaje nam więc pytanie, co jest ważniejsze?! Życie swoje i swoich kompanów, czy życie ludności cywilnej? KRIGEN nie daje nam na te pytanie odpowiedzi. To widz musi podjąć decyzje, co jest w takiej sytuacji mniejszym złem.



Atutem tego filmu jest scenariusz i jego wielowymiarowe moralne dylematy. Z tego Lindholm słynie i to robi dobrze. Kuleje jednak realizacja. O ile sceny wojenne robią wrażenie, cały film miażdży monotonia. Może, gdyby film ten nie trwał dwóch godzin przyjemność z jego oglądania byłaby większa. Niestety wymęczył mnie ten film, choć aktorzy stawali na uszach, by oddać dramatyczną sytuację, w której znaleźli się filmowi bohaterowie. Mimo to, chętnie poczekam na kolejny scenariusz Tobiasa Lindholma. Jako jeden z niewielu potrafi bardzo dobrze zarysować nam ironię życia w codziennych sytuacjach.
Moja ocena: 5/10 [mocne 5,5]

niedziela, 14 lutego 2016

ANOMALISA [2015]




Takie animacje jak MARY & MAX, czy FANTASTYCZNY PAN LIS Wesa Andersona na długo pozostają w pamięci. Nie tylko ze względu na swoją piękną fabułę, ale na wizualne aspekty. Te dwa filmy reprezentują gatunek animacji zwanej poklatkową. Żadne komputerowe wygibasy, jedynie precyzja, naturalizm i ciężka praca. To wyjątkowe filmy. Przepiękne w swojej strukturze, ale i mądre. Do mojej ulubionej dwójki dodaję ANOMALISĘ - najnowsze działo autora wielu błyskotliwych scenariuszy do filmów, które odniosły ogromny sukces oraz reżysera obrazu SYNEKDOCHA, NOWY JORK. Ta animacyjna perełka powstała przy współpracy Kaufmana z twórcą wielu animacji poklatkowych Dukem Johnsonem.



ANOMALISA to quasi dystopiczny traktat o technokratycznej rzeczywistości. Główny bohater Michael Stone przyjeżdża do Cincinnati na konwent, w którym będzie głównym mówcą. Autor poczytnego poradnika dla pracowników obsługi klienta przeżywa życiowe rozczarowanie. Upadające małżeństwo i przyziemna, schematyczna praca sprawia, że bohater przestał odnajdywać siebie. Kiedy poznaje Lisę, Michaleowi świat staje u stóp. Przez krótką chwilę uwierzy, że nie zmieniając siebie zmieni swoje życie. Lisa ma być przepustką do nowego świata. Świata, w którym zerwie z przyziemnością, schematyzmem, w którym Lisa będzie powiewem świeżości w skostniałej rzeczywistości. Ułuda i idylla nie trwa wiecznie, a neurotyzm Michaleowi szybko da się we znaki.



Charlie Kaufman swoim scenariuszem kreśli nam ponury obraz rzeczywistości. Świata, w którym postępująca uniformizacja i rutyna zniszczyły ostatnie przebłyski indywidualizmu i kreatywności. To świat technokratyczny, w którym dominuje ślepe podporządkowywanie się narzuconym normom. Michael jest człowiekiem zdystansowanym, który oczekuje od życia więcej, niż może mu ono dać. Jest w nim pełna doza obłudy. Poszukiwanie pasji, namiętności, erotycznego spełnienia, które ma mu dać namiastkę życia, które utracił. Michael popadł w pułapkę codzienności, rutyny, z której wprawdzie nie potrafi się wydostać, ale podejmuje próby. Ważny przy tym jest jego związek z kobietami, które wydają się nie spełniać jego oczekiwań.



ANOMALISA bezbłędnie oddaje świat i ludzi, którzy nas otaczają. Przybieranie wielu masek, pod którymi ukrywa się rzeczywiste emocje. Szukanie spełnienia w ryzykownych działaniach, gdy życie wydaje się mdłe i nijakie. Podejmowanie prób przebudzenia się z letargu, który oferuje nam życiowa rutyna. Świat zamieszkują pozbawione emocji, posłuszne roboty, praca-dom-dom-praca, brak zainteresowań, pasji. Michael Stone, bohater ANOMALISY jest ostatnim romantykiem, któremu może nie zawsze się udaje, ale przynajmniej podejmuje próby, by coś zmienić.
Polecam. Przepiękna animacja dla dorosłych, która skłania do myślenia.
Moja ocena: 7/10 [mocne 7,5]

sobota, 13 lutego 2016

GRANDMA [2015]





Paul Weitz jest reżyserem znanym głównie z filmów komediowych. Takie obrazy jak AMERICAN PIE, MEET THE FOCKERS, IN GOOD COMPANY nie są komediami wybitnymi. O dziwo Weitz, który również pisze scenariusze, lepiej wypada w słodko-gorzkich komediach. BEING FLYN z Robertem De Niro i Paulem Dano to wart uwagi dramat, który ukierunkowuje pracę Paula Weitz na nowe tory. Podejmuje się trudnych, rodzinnych tematów, które staną się kanwą słodko-gorzkiej komedii GRANDMA. Paul Weitz tym filmem osiągnął szczyt prostoty. Cudowny ironiczno-cyniczny obraz o trudnych relacjach rodzinnych, ale też o różnicy pokoleń, starości, która w tym obrazie nabiera nowego, pozytywnego wymiaru.



GRANDMA to historia o starszej kobiecie, poetce, która swoją pisarską karierę już dawno sprowadziła na manowce. Brak weny twórczej, śmierć jej kobiety i związek z młodszą dziewczyną, który również chyli się ku upadkowi. Gdy kobieta pozostaje sama, w jej życie wkracza wnuczka. Niezapraszana, niespodziewana, prosi o pomoc finansową na aborcję. To zdarzenie nie tylko stanie się przyczynkiem do wielu zabawnych historii, których celem jest znalezienie pieniędzy. To również swoisty dramat, który zbliży do siebie skłóconą rodzinę.



GRANDMA to przykład filmu, którego ogromnym atutem jest prostota. Czy można nakręcić bardzo dobre kino, bardzo mądre kino, bardzo interesujące kino, które trwa raptem 76 minut? Przy tych trzygodzinnych wypocinach, dwugodzinnych standardach, taka sytuacja wydaje się wręcz niemożliwa. Od lat zadaje sobie pytanie, co się stało z kinem 90-cio minutowym, bo doba nam się nie wydłużyła, by nagle kręcić historie o życiu rozwlekłe i długie. Paul Weitz ubrał tę prostą, słodko-gorzką historię w krótką opowieść drogi, o rodzinnych niesnaskach i wzajemnym zrozumieniu, dzięki czemu jest tak fascynująca i pochłaniająca. 



GRANDMA to kino niezależne. Złożone z prostego scenariusza, którego kanwą jest podróż w poszukiwaniu pieniędzy na aborcję. Znajdziemy tutaj masę ciekawych dykteryjek, kolorową główną postać i niezwykle proste przesłanie. Zadziwiająca jest również obsada. Rewelacyjny drugi plan zaskakuje jak przysłowiowy Filip, który wyskoczył z konopi. Wszystko to ubrane raptem w 76 minut pięknych zdjęć, ironii, sarkazmu wynikającego z życiowego doświadczenia, ale też życiowej mądrości. Jak słusznie stwierdziła bohaterka, "I like being old, young people are stupid". Nic dodać, nic ująć, cięty język bohaterki jest w tym filmie genialną pointą. Kino małe, niskobudżetowe, tzw.niezależne ma się dobrze i jest świetną odskocznią od długich, tłustych, napompowanych kasą, drętwych blockbusterów. GRANDMA jest tego bardzo dobrym przykładem. Polecam.
Moja ocena: 8/10