To będzie bardzo krótki wywód.
W przypadku reżyserów, którzy popełnili kilka naprawdę dobrych filmów za młodu, etykieta przykleja się tak mocno, że nie ważne jakie gówno nakręcą i tak będzie zajebiste. Podobnie jest właśnie z dyskusją, którą znalazłam przypadkiem na fejsie odnośnie autobiografii Arniego "miszczu koksu" Szwarcenegera. Jego tankowanie za młodu jest usprawiedliwiane poprzez pryzmat jego późniejszych aktorskich sukcesów. Nie znoszę hipokryzji. Gówno zawsze śmierdzieć będzie, niezależnie od tego ilu odświeżaczy w między czasie użyjemy.
Do czego piję... reżyser BATTLE ROYALE Kinji Fukasaku (Tora! Tora! Tora! (1970),
Gunki hatameku motoni ), którego dorobku zawodowego kalać się nie powinno, jest tylko człowiekiem. I tak jak każdy człowiek, popełnia błędy. Dla mnie BATTLE ROYALE jest właśnie takim błędem.
Opisowe bla bla bla (można ominąć) ... :
"Film ukazuje niedaleką przyszłość, w której co roku wylosowana zostaje 9
klasa. Wszyscy uczniowie w czasie wycieczki z okazji zakończenia szkoły
zostają uśpieni i porwani, a następnie wysłani na wyludnioną wyspę,
gdzie dowiadują się, co ich czeka. Zostają wyposażeni w żywność i
wszelkiego rodzaju broń (każdy dostaje jedną sztukę). Po
rozpakowaniu torby z ekwipunkiem może się okazać, że ktoś dostał kuszę,
a inny metalową pokrywkę od garnka. Ponadto na szyjach mają zamocowane
dziwnie wyglądające metalowe opaski. Jak się okazuje biorą udział w
krwawej grze, w której ich obowiązkiem i jedyną szansą na przeżycie jest
zabijanie innych. Mają na to trzy dni. Reguły gry są proste. Jeśli po
trzech dniach zostanie więcej niż jedna osoba, obroże eksplodują.
Dzieciaki nie mogą się oddalić z wyspy. Nie mogą też pozostawać długo w
jednym miejscu, gdyż co godzinę jeden z sektorów, na które zostaje
podzielona wyspa, jest ogłaszany za zagrożony. Pozostanie w nim również
grozi wybuchem."
Fabuła filmu wydaje się być interesująca. Z pewnością jednak nie zdziwi się nikt, że nie jest ona jakoś szczególnie oryginalna. Motyw polowania na ludzi poruszono w kinie wielokrotnie: THE TOURNAMENT, THE CONDEMNED, SURVIVING THE GAME, GAMER, RUNNING MAN, DEADLY PRAY, HUNGER GAMES . I pewnie można by poszukać jeszcze paru tytułów, pytanie tylko po co?
Nie rozumiem zachwytów nad tym filmem. Powiem szczerze, to była dwugodzinna męczarnia. I gdyby nie walający się trup od czasu do czasu, wiałoby nudą, jak na mszy niedzielnej. I może Tarantino wzorował się w KILL BILL'u na jednej lub na dwu scenkach z filmu. Ale co z tego ?? Czy z tego powodu mam piać w zachwyty ? Może w 2000r. sceny rozczłonkowywania, bezsensownego mordowania siebie nawzajem, krwi przelewającej się hektolitrami, czy rozłupywania czaszek toporkiem robiły wrażenie. Dzisiaj niestety już nie. I gdyby tylko reżyserowi chodziło o taką jałową rąbankę, to może było by miło, ładnie i przyjemnie. Ale niestety nie... postanowił jeszcze ubrać dzieło w motywy ideologiczne i po wymieszaniu wyszedł z tego makabryczny pasztet podszyty warstwą filozoficzną.
Niestety z filmami, i nie tylko z resztą, jest tak, że albo temat i obraz jest na tyle uniwersalny, że nie traci na autentyczności z wiekiem... albo... jak w przypadku BATTLE ROYALE, ani temat nie jest uniwersalny, ani obraz na tyle oryginalny, by mógł przetrwać próbę czasu.
Na szczęście był jeszcze cwaniak japońskiego kina Takeshi Kitano. Bez niego ten film byłby mdłą pulpą. I o ile na początku denerwowało mnie, że plakat filmowy jest tak skonstruowany, jakby to on miały być autorem filmu, o tyle po seansie absolutnie mnie to już nie dziwi. Jak zwykle z miną pokerzysty zagrał mega chujka i jak zwykle wyszło mu to z taką gracją, że aż ciarki przeszły po plecach. I to chyba jedyny plus, oprócz paru krwawych scenek, jaki mogę przypisać temu obrazowi. Może gdybym cofnęła się w czasie, to byłabym bardziej zaskoczona i wstrząśnięta... na nieszczęście dla reżysera, me gały za dużo już widziały i tym razem absolutnie bez szału, a mało tego, z nudą. A jeśli ktoś już się uparł na BATTLE ROYALE to polecam mangę, ta przynajmniej jest wywalona w kosmos.
Moja ocena: 4/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))