Zima, nawet ta niekalendarzowa, ma to do siebie, że wszystkie dni wyglądają równie szaro, buro i nijako. I żeby nie zwariować od czasu do czasu lubię zapodać sobie typowego mózgojeba, który postawi monotonię na równe nogi.
No i bingo, jak to mawiają ospali i ociężali amerykanie.
CHŁOPIEC I JEGO PIES to nie prezentacja Animal Planet. To post apokaliptyczna wizja świata, w którym panuje chaos i anarchia znana większości z filmów MAD MAX, Droga (2009) czy
Ksiega ocalenia
(choć mogłabym wymienić dużo dużo więcej). A prawo dżungli sieje żniwo, jak nigdy przedtem. W tym burdelu zastanej rzeczywistości są dwa światy. Na ziemi, gdzie zasady obowiązują i owszem, z tymże każdy ma swoje. I pod ziemią. Ten świat jest ciekawostką. Myślę, że jest to lustrzane odbicie amerykańskiego snu. W którym wszyscy są uśmiechnięci, zdrowo wyglądający, szczęśliwi i przyjaźni. Gdzie dobrobyt i dostatek jest wzrocem godnym pozazdroszczenia. Problem w tym, że ta fasada, to stół na połamanych nogach. Pod ułudą, kryje się utopia, a prawda jest totalitarna. Nic tak nie spina tych ludzi do kupy i nie utrzymuje porządku, jak twarde trzymanie za wszarz. I jak w Balladzie o Januszku: jak ci się nie podoba, to karcerek. W filmie uroczo zwany farmą.
A na ziemi... życie, lub jego ersatz, kwitnie. Brud, piach pustyni i głód. Główni bohaterowie Vic vel Albert i jego pies, próbują znaleźć ziemię obiecaną, która znajduje się za wzgórzami. Vic to typ młodego, jurnego chłopaka, którego prostota rozumowania jest wprost proporcjonalna do sztachety w płocie. Zapomnij o zawiłościach w konstrukcji pojmowania świata. To typ buszmena. Jeść, spać i pozbyć się nadmiaru spermy, która uwiera. I tak w poszukiwaniach kolejnej samicy natrafiają na cwaną laskę, która seksapilem zrobi wodę z mózgu bohaterowi. I nie ufaj kobiecie - to nie tylko przesłanie, a kluczowy temat filmu. Choć styl ma boski, smaku nie ma za grosz ;-))).
Poza tą dwójką niezaprzeczalnym mistrzem drugiego planu jest pies, zwany Blood. Geniusz, mędrca i przewodnik swego głupiutkiego pana. To istota o iście diabelskich umiejętnościach. Posiada zdolności telepatyczne, dzięki którym porozumiewa się z Vic'iem. I dzięki nim utrzymuje to oryginalne stadko przy życiu. Ukształtował się między nimi specyficzny rodzaj symbiozy. Pies to mózg operacji, a jego Pan to narzędzie do wykonywania przebiegłych planów. Nie da się ukryć, że żaden z nich w pojedynkę nie miałby racji przetrwania. To typ spod znaku: nie oceniaj książki, po okładce, bo liczy się wnętrze. Zapchlony, śmierdzący kundel, którego nogą by nikt nie tknął, jest księgą i zbiorem mądrości, z którego Vic czerpie pełnymi garściami. Nie mówiąc o tym, że jego węch jest nie tylko narzędziem ułatwiającym przetrwanie, ale kluczem do wyszukiwania lasek swojemu Panu. Z czego ten korzysta niemal z uporem maniaka :-)
Film jest rewelacyjny. Są pewne dłużyzny, które bym wycięła. Niestety w pełni je rozumiem. Bez nich film trwałby 60 minut. Za to te dialogi.... mistrzostwo świata. Zawsze byłam fanką ironii, a im starsza się robię, tym bardziej zamienia się ona w ostry cynizm przemieszany z sarkazmem. Aż strach co będzie za parę lat. Anyway.... dialogi, zwłaszcza psie, to mój niedościgniony wzór. Absolutnie komiczne, prześmiewcze, demaskujące głupotę, kulawość losu, okrucieństwo świata i bezmyślność ludzką. Jestem fanką Blood'a od dzisiaj. Bukowski miał w sobie ten rodzaj nonszalancji i cynizmu, który mi pasował i który odpowiadał mi osobowościowo. Lecz w tym przypadku Blood przerósł moje oczekiwania i nadał nowego wymiaru. W świecie bez nadziei na lepsze jutro, w którym nie masz pewności, czy dożyjesz śniadania, czy się nim staniesz, ironia i cynizm jest lekarstwem. Na zło, smutek, samotność, depresję... Bez niej bohaterom pozostałoby tylko wygrzebać pazurami dziurę w pustyni, wystrugać z desek skrzynię i zabić ją gwoździami od wewnątrz, połykając przy tym własny język.
Szkoda, że reżyser L.Q. Jones poprzestał na tym tytule. Po takim obrazie, aż prosi się o więcej.
Moja ocena: 9/10
Właśnie obejrzałem i zrecenzowałem. Film super :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń