Wiedziałam, że ten moment kiedyś nastąpi. Swego czasu zaczytywałam się reportażami o porwaniach przez somalijskich piratów. I tylko czas liczyłam, kiedy ktoś "mądry" stwierdzi, że to dobry materiał na film.
Długo nie trzeba było czekać. Tym "mądrym" okazał się duńczyk Tobias Lindholm. Czy to nazwisko coś komuś mówi ? Mnie samej nie za wiele.
Z Lindholm'em spotkałam się przy okazji genialnego filmu Submarino. Wprawdzie nie był on jego reżyserem, ale napisał bardzo mocny i solidny scenariusz, dzięki któremu film po prostu rozwalił mnie na łopatki. A w tym roku okazuje się, że swoimi scenariuszami nas po prostu zasypie. I tak mamy wspomniane PORWANIE, a za chwilę na wielki ekran wchodzi
Polowanie
z boskim Mikkelsen'em.
PORWANIE to jedna z tych niespiesznych historii, która ma bardziej porażać swoją strukturą i psychologicznym napięciem, niż wartką akcją. Lindholm genialnie wyszedł z opałów. I faktycznie jego opowieść porwania statku przez somalijskich piratów, jest powolna, statyczna i nie daje wielu doznań w postaci wizualnego efekciarstwa. Ale emocje... emocjom nie ma końca.
Z pewnością jest to dramat, a już na samo wspomnienie o piratach, porwaniach, okupach i zakładnikach wizualizuje się w naszych głowach epos na miarę następnego Bond'a, tudzież kolejnego action movie z wszędobylskim Willis'em. Nic jednak z tych rzeczy.
Losy porwanego statku widzimy z dwóch perspektyw. Perspektywy zakładników i prezesa firmy - właściciela statku. I na tych dwóch płaszczyznach rozgrywa się dramat. Akcja toczy się praktycznie w pomieszczeniach zamkniętych. Jest to bardzo teatralne ujęcie. Klaustrofobiczne ujęcia kajut, na przemian zastępowane zamkniętymi pomieszczeniami biurowymi. Jednak największy dramat nie odgrywa się na metrach kwadratowych owych pomieszczeń, a w głowach głównych bohaterów.
Z jednej strony widzimy chłodne, racjonalne, pozbawione emocji, wykalkulowane podejście właściciela firmy. Z drugiej tragizm, emocje i dramat zakładników na statku. Przetrzymywanie ich w nieludzkich warunkach, w brudzie, smrodzie i upale kontrastowane jest świeżo upranymi koszulami i klimatyzowanymi salami.
Oglądając ten film człowiek zaczyna się zastanawiać ile jest wart dla swojej firmy i ile jest ona w stanie poświęcić dla niego w razie niebezpieczeństwa ? Odpowiedź jest smutna i pewnie każdy zdaje sobie z niej sprawę. Pieniądz jest najważniejszy. Można zrozumieć podejście prezesa firmy, który negocjuje z piratami przez cztery miesiące zbijając cenę, tylko dla zasady. By nie stać się kurą znoszącą złote jajo dla tego typu sytuacji. Czy jednak faktycznie nie ma innego wyjścia ?
Negocjacje finalnie oczywiście odnoszą sukces. Bowiem negocjatorzy grają wyłącznie na zmęczenie przeciwnika. Jak jednak sam proces osiągnięcia sukcesu odbija się na psychice załogi statku ? Czy miara sukcesu firmy, jest miarą sukcesu jej pracownika ? Okazuje się, że nie... Czy dramat załogi, jest dramatem firmy ? Oczywiście, że nie... Reżyser nie oszukuje nikogo. O ile prezes firmy postawił sobie za punkt honoru uwolnienie swoich ludzi, nie oznacza to wcale, że taki sam cel przyświeca pozostałym właścicielom firmy. Bowiem kasa, wynik, kasa, wynik, kasa.... to jedyny cel, a człowiek/jednostka to tylko środek, który można zastąpić i niech się nikt nie łudzi, że tak nie jest :-)))
Aspekt korporacyjny, jest jednym dodatkiem do fabuły. Patrząc na film, a właściwie na postać Kucharza, ogarnęła mną melancholia ... jak bardzo można złamać człowieka. To raz... a dwa ... jak bardzo przywiązujemy się do symboli ... Tym symbolem w filmie jest obrączka, która stała się de facto przyczyną tragedii. Czy wartość emocjonalna przedmiotu jest większa od ceny ludzkiego życia ? Co jest ważniejsze, to co nosimy w sobie, czy to co na sobie ?
Powiem szczerze, nigdy nie przywiązywałam wielkiej wagi do rzeczy i symboli, dlatego też podejście głównego bohatera jest dla mnie nieakceptowalne. Nie wiem też, tego reżyser już nam nie pokazał, na ile sam bohater poradził sobie z tą tragedią i na ile potrafi z tym ciężarem iść przez życie. Z pewnością nie będzie to łatwe. Kucharz w filmie jest przykładem człowieka, który został autentycznie złamany. Jego słabość i kruchość natury została obnażona. Te traumatyczne wydarzenia kompletnie zmiażdżyły jego psychikę. Jak potoczą się jego losy możemy się tylko domyślać. Jednak mimo wielu tragedii, życie toczy się swoim torem bez końca, a czas jest najlepszym remedium na wszystko.
Na uznanie zasługuje Johan Philip Asbæk. Bardzo dobrze zagrał rolę Kucharza. Emocjonalna jazda bez trzymanki. Jego postać można porównać do żółwia. Na zewnątrz twarda skorupa, a wnętrze jest delikatną powłoką, którą bardzo szybko można zniszczyć. Kwestia odpowiedniego podejścia. Jego postać jest pełna emocji i dramaturgii na bardzo wysokim poziomie.
Sam film jest bardzo dobry. Jednak zdaję sobie sprawę, że nie trafi do każdego. Sposób prowadzenia akcji może być lekko nużący. To nie jest film, po którym można się spodziewać wybuchających zegarków i rakiet dalekiego zasięgu roztrzaskujących obiekty w oka mgnieniu. To psychologiczna walka między oprawcą i jego ofiarami. Ja wyszłam z seansu bez szwanku. Jeśli dawka emocjonalna filmu jest w stanie wzburzyć moje emocje oraz niesie za sobą masę konsternacji, to jestem w stanie zaakceptować każdą dawkę fizycznej monotonii.
Moja ocena: 7/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))