Moda na odgrzewane kotlety w holyłudzie trwa i ma się dobrze. POLTERGEIST to kolejny przykład wskrzeszenia, a właściwie odświeżenia i uwspółcześnienia klasycznego horroru zaraz po CARRIE Briana De Palmy. Kolejna próba zmierzenia się z klasykiem i kolejna, horrendalna wtopa.
Nikomu nie będę polecała tej wersji opowieści o rodzinie, która w poszukiwaniu nowego miejsca do życia wpakowuje się w niezłe tarapaty. Odsyłam wszystkich do oryginału z 1982 roku. Nowa wersja niewiele różni się od oryginału, nie licząc obsady, a ta mimo kilku dobrych nazwisk wypadła wyjątkowo słabo. Każda minuta w trakcie seansu był istnym bólem. Z pewnością moja znajomość oryginału dobiła parę gwoździ do tej trumny, ale i reżyser nie postarał się by wybić się poza klisze gatunku. Wprowadzenie nowoczesnych technologii miało odświeżyć przedpotopowy w dzisiejszych czasach scenariusz. Okazało się jednak, że wypadły irracjonalnie.
Nie wiem co napisać o tym filmie, by nikogo nie obrazić, jednak od dłuższego czasu nie widziałam tak słabego, głupiego i beznadziejnego filmu. Lubię horrory i parę momentów jeżących włos było, ale parę to zdecydowanie za mało w oceanie absurdów, nudy, klisz i braku pomysłu na film. Czułam, że rewelacji nie będzie, ale że będzie taka kicha, to się nie spodziewałam. Z pełną świadomością remake POLTERGEIST razem z CARRIE to największe pomyłki ostatnich lat.
Moja ocena: 2/10
Kurdę.. a chciałam iść na to do kina.. Jednak sobie odpuszczę. To nie pierwsza recenzja krytycznie oceniająca ten film.. szkoda. Podejrzewam że odrobinę pozmieniać fabułę i może wyszłoby coś przyzwoitego..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
marność nad marnościami - wszystko marność
OdpowiedzUsuń