Kino nowozelandzkiego reżysera Jamesa Napiera Robertsona poznałam przy okazji jego słabej produkcji I'M NOT HARRY JENSON. Do THE DARK HORSE przekonały mnie bardziej dobre oceny tego filmu, niż dorobek reżysera. I rzeczywiście można odczuć sporą zmianę. Film opowiada wyjątkowo dramatyczną historią w sposób niezwykle lekki, w pełni angażujący widza.
Fabuła tego filmu oparta jest na etapie życia Genesisa Potiniego, maoryskiego mistrza szachowego, który po wypisaniu ze szpitala psychiatrycznego, gdzie leczył chorobę afektywną dwubiegunową, postanawia otworzyć szkołę szachową dla dzieci trudnych. Sam Potini jest człowiekiem z ogromnymi problemami, nie tylko ze zdrowiem psychicznym, ale także z jego własną rodziną. Brat traktuje go, jak piąte koło u nogi i niechętny mu bratanek, który lada moment ma zostać członkiem maoryskiego gangu. Potini na skutek konfliktów z bratem zostaje pozbawiony dachu nad głową, dzięki czemu w pełni poświęca się swojej pracy na rzecz problematycznych dzieci.
Historia wydaje się mało wyszukana, jednak sposób w jaki zobrazował ją Robertson buduje postać Potiniego, jako jednostkę o niezwykłej wręcz determinacji. Niezrażony trudnościami losu, własnymi ułomnościami prze do przodu, bo za tym parciem kryje się pomoc słabszym i być może zmiana ich beznadziejnego położenia na lepsze. Z drugiej strony THE DARK HORSE to obraz ukazujący nam kulturę nowozelandzkich Maorysów. Podobnie, jak w bardzo dobrym filmie ONCE WERE WARRIORS dostrzegamy grupę wojowników, silnych, zdeterminowanych, pielęgnujących kulturę, którą tak bardzo chcieli wytępić biali. W odróżnieniu jednak do Australijczyków, którzy ostatnio w swoich filmach sporo uwagi poświęcają kulturze Aborygenów i ich marginalizacji, Nowozelandczycy dość lakonicznie podchodzą do tematu Maorysów. Mimo to dostrzec można spory problem społeczny.
Wprawdzie tematyka może przytłaczać, sam film ogląda się wyjątkowo dobrze. Głównie za sprawą sprawnie poprowadzonej fabuły, humorystycznych scen i genialnej kreacji Cliffa Curtisa oraz znanego z rewelacyjnego filmu BOY James'a Rollestone'a. Kto więc nie boi się tematów trudnych, jest ciekawy świata i tego, jak żyją w nim inne kultury, polecam ten film.
Moja ocena: 8/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))