Strony

czwartek, 28 czerwca 2012

WHORES' GLORY

Dobrych dokumentów nigdy dość.
Świeżym okiem rzut na najstarszy zawód świata. Autor zabiera nas w podróż do burdeli w Tajlandii, Bangladeszu i Meksyku, gdzie okiem obserwatora snuje narrację z poziomu bohaterek o pieskim życiu dziwki. Trzeba przyznać, że miejsca które obrał reżyser są porażające swoją obskurnością. Same bohaterki szczerze i bez fałszu opowiadają i pokazują to, czego zazwyczaj klienci nie usłyszą i nie zobaczą.
Konstatacja jedna. Niezależnie gdzie i w jakim miejscu logika i sens jest ten sam. Pieniądze i bieda. Dwa motywatory i jedyne silniki napędzające kobiety do życia, które czasami świadomie, a czasami zupełnie nieświadomie obierają.
Smutna i beznadziejna rzeczywistość, w której bohaterki to mięso do zaspakajania podstawowych potrzeb, a faceci to zepsuci do szpiku kości hedoniści. Takie zwierzątka na dwóch nóżkach :-)
Czy chwała dziwkom ? Pytanie za co ? Może za to, że czasami los wybiera za nie sam. Nikt w końcu nie decyduje o miejscu swojego urodzenia i swoich rodzicach. Życie to syfiasta breja i chwała tym, którzy mimo przeciwności wciąż potrafią utrzymać się na jej powierzchni.
Moja ocena: 7/10

wtorek, 26 czerwca 2012

WANDERLUST

Judd Apatow wypuścił z rąk kolejną komedię, która ma bawiąc gorszyć i gorsząc bawić. Wyszło nad wymiar przeciętnie.
Autorzy wyśmiali dość modny ostanio trend zdrowego życia, żywienia itp.itd. Trawo żerni, wieczni z niedożywienia malkontenci i podcierający się liśćmi homeopato-lekomani nie mają tu co szukać :-)) Eco lifestyle zaczyna nas pożerać żywcem i fajnie, że ktoś chwyta się tej tematyki w kinie. Nie ma oczywiście co liczyć na zmiany światopoglądowe w komedii od Judd Apatow 'a. Dyndające penisy i aseksualne gołe tyłki wystarczająco odwrócą naszą uwagę od problematyki :-)).
Są momenty naprawdę zabawne, ale bledną one w cieniu dość monotonnej i tendencyjnej historii. Można sobie pyknąć seansik do kolacji, ale bez spięcia, jak się go ominie.
Moja ocena: 5/10 (choć powinnam obniżyć za wypikselowane cycki Aniston :-))


niedziela, 24 czerwca 2012

SZTOS 2

Nic tak nie potrafi mnie upodlić, jak polski film.
Co tu pisać. Tragedia. Marność nad marnościami. Po co to ? Dla kogo ? I z czym do ludzi ?
Żenujące odkopywanie trupa, który truchłem waniajet już od kilometra.
Zaprawdę nie rozumiem, co autor miał na celu. I nie chcę zrozumieć.
Takich filmów powinno się zabronić, a każdemu kto kupuje na nie bilet do kina powinni dorzucać dwa bilety w gratisie w ramach zadośćuczynienia.
Strasznie chamski i prostacki scenariusz. Sposób realizacji przypomina czasy, w których akcja się toczy. Kuźwa... żeby mikrofon wchodził kadr ? :-)) Dżizas, nawet nie chcę myśleć w jakiej epoce jest nasza kinematografia, ale epoka wczesnego Gierka, to i tak niezły komplement.
A wisienką na torcie jest Szyc...gdyby słowa mogły rzygać, wylałyby się z ekranu pełną żółcią :-))
Szanujcie swój czas i omijajcie dla własnego zdrowia.
Moja ocena: 1/10


sobota, 23 czerwca 2012

MIENTRAS DUERMES

Jaume Balagueró autor [Rec] , czy  [Rec] ² udowodnił, że jest wrzechstronnym reżyserem i nie pozwala się zaszufladkować.
Genialny, rewelacyjny i fascynujący film o psycholu, który ma tak poprzekładane w głowie, że śmiało można go postawić w prostej linii z Gacy'm, Damer'em, czy Gein'em. Sposób postępowania i manipulowania ofiarą można zaliczyć do klasyków. Ofiara jest osaczana i unicestwiana jak mucha w sieci. Nie ma możliwości wyzwolenia. Piękny i przerażający obraz spaczonej jednostki, która funkcjonowanie w społeczeństwie odczytuje jako odwieczną walkę, w której ludzkość to wróg.
Rewelacyjnie zagrał Luis Tosar. Typowa osobowość psychopaty w jego wydaniu jest imponująca. Z goła przeciętny obywatel, który w swojej mózgownicy posiada nieograniczone pokłady zła, agresji, kompleksów i nienawiści.
Wstrząsający obraz, wobec którego nie można przejść obojętnie. Film wydobywa niesamowitą ilość emocji. Po prostu nie można spokojnie siedzieć przed ekranem w trakcie seansu. Takie poruszenie zdarza się w filmach niezmiernie rzadko, więc tym bardziej warto sięgnąć po ten tytuł. Bezsenność gwarantowana :-)
Moja ocena: 9/10

piątek, 22 czerwca 2012

REPRISE

Debiut kinowy Joachim Trier 'a. W porównaniu z ostatnio oglądanym OSLO, 31. AUGUST raczej zawiódł niż zachwycił.
Historia dwóch przyjaciół, którzy pragną zostać pisarzami i tylko jednemu z nich udaje się odnieść sukces na tym polu. Niestety zwodnicza sława jest tak ogromnym ciężarem dla głównego bohatera (Lie), że kończy on w szpitalu ze zdiagnozowaną psychozą.
Ciężki temat, jeszcze bardziej niż w przypadku drugiego filmu Trier'a. Do tego dość zagmatwana tematyka. W pewnym momencie się pogubiłam. Nie wiem już, czy to dramat, czy komedia, bo trzeba przyznać, że poczucie humoru jest świetne, a i dramatyzm znaczny.
Autor po raz kolejny porusza masę wątków. Z jednej strony przedstawiony jest problem dojrzewania i wchodzenia w dorosłość, z drugiej dość szeroko poruszony wątek przyjaźni.
I tak jak w przypadku OSLO, 31.AUGUST mamy do czynienia z niezłym montażem i zdjęciami. Również i tu prowadzona jest narracja, która opowiada losy bohaterów z różnych perspektyw. Daje nam możliwość poznania ewentualnych opcji życia bohaterów i ich analizy. Jest to naprawdę fajne rozwiązanie, bo kto z nas nie chciałby znać odpowiedzi na przereklamowane, a jakże życiowe "co by było gdyby ?".
Po raz kolejny widzimy Anders Danielsen Lie i po raz kolejny gra on wielce złożoną i skomplikowaną postać. Widać, że świetnie czuje się w tych rolach i równie dobrze mu one wychodzą.
Całość jednak jest zbyt zagmatwana i niejednoznaczna. I tak jak w OSLO, 31.AUGUST mogłam bez problemów zidentyfikować się z bohaterami i sytuacjami, w których się znaleźli, o tyle tutaj miałam z tym ogromny problem. Jednak tendencja u Trier'a jest raczej wzrostowa, więc liczę na to, że jego następny film będzie jeszcze lepszy od poprzednika.
Moja ocena: 6/10


czwartek, 21 czerwca 2012

OSLO, 31. AUGUST

Jest to mój pierwszy film norweskiego reżysera Joachim Trier 'a i nie mogę doczekać się, by jak najszybciej nadrobić zaległości. Zrobił na mnie ogromne wrażenie i zaraz po SMUKKE MENNESKER zaliczam ten tytuł do najlepszej deprechy roku :-)).
Nie będę ukrywała, że klimaty depresyjne i psychotyczne to moje ulubione. I nie dziwi fakt, że w krajach o największym odsetku popełnianych samobójstw wychodzą one najlepiej. Wydaje mi się, że skandynawów trochę nastraja do tego przygnębiająca pogoda,  która w miejscu mojego zamieszkania, niezależnie od pory roku jest równie depresyjna, zimna i wietrzna, co w Skandynawii.
Film jest sceną z jednego dnia życia 30-latka, który wychodzi z ośrodka dla narkomanów na rozmowę kwalifikacyjną. Po latach ćpania, postanawia rozliczyć się z przeszłością i rozwiązać sprawę przed którą latami uciekał w narkotyki. Anders, bo o nim mowa, odwiedza znajomych, przyjaciół i obserwuje, jak wiele stracił i jak wiele go ominęło przez lata narkomaństwa. Dla bohatera te wizyty, wcale nie są łatwe. Jest to rodzaj zarówno pożegnania przed ostatecznym wydarzeniem, jak i konstatacja nad życiem, które go ominęło, ale też którego mieć nie będzie.
Ogromny smutek i tragedia przelewa się przez ten film. Bohater pogrążony w swojej depresji nie chce i nie widzi przyszłości dla siebie. Nie przyjmuje motywacji i zachęt do podjęcia walki. Całkowicie przekonany o bezsensie swojej sytuacji, nie widzi dla siebie przyszłości. Jest jakby wyrzucony poza przestrzeń, w której funkcjonuje społeczeństwo. Zupełnie nie wpisuje się w jego ramy. Jest sam. Choć całkowicie wolny, samotny. Nadmierna swoboda i tolerancyjne wychowanie rodziców w jego mniemaniu są przyczyną wszelkich niepowodzeń. Przez lata zatracenia skutecznie odsunął wszystkich od siebie, a zbudowanie czegoś nowego jest dla niego nadmiernym wysiłkiem, którego nie chce podjąć. Anders jest dla mnie postacią całkowicie i kompletnie tragiczną. I mimo całej mojej niechęci do narkomanów muszę pochylić się nad tą postacią i całkowicie oddać mu swoje współczucie. Nie identyfikuję się z bohaterem, ale jego przygnębienie i samotność jest zarażająca. Cały czas zastanawiam się, jak potoczyłoby się życie Andersa, gdyby społeczeństwo było bardziej życzliwe, a dawni przyjaciele bardziej wyrozumiali. Nie znamy przeszłości bohatera, ale może na tą życzliwość i wyrozumiałość, tak sobie skutecznie zapracował, że nic już w zamian od ludzi żądać nie powinien ?
Całość jest utrzymana w typowo norweskim, surowym klimacie. Zdjęcia ostre. Autor najwyraźniej jest zwolennikiem Dogmy, ponieważ często kamera prowadzona jest "z ręki". Jesteśmy obserwatorami, którzy śledzą i podążają za głównym bohaterem. Jesteśmy współuczestnikami jego życia. Dzięki temu możemy jeszcze bardziej "wejść" w postać.
Genialna rola Anders Danielsen Lie. W jego oczach ukryty był cały dramatyzm postaci. Postawa ciała, ruchy, wszystko wpasowywało się rewelacyjnie zarówno w postać, jak i sytuację.
Film jest trudny i z pewnością dla osób lubiących depresyjne klimaty. Początek filmu jest dość monotonny, nużący i opatrzony niepotrzebnymi dłużyznami, ale efekt końcowy rekompensuje.
Moja ocena: 8/10

środa, 20 czerwca 2012

A.C.A.B.

Tak właściwie to trudno mi powiedzieć o czym ten film tak właściwie jest. Porusza masę wątków i tak do końca nad żadnym się na dłużej nie pochyla. Film opowiada historię policjantów prewencyjnych, ich problemy i dylematy. Trochę przypomina w konstrukcji francuski POLISSE , jednak całkowicie nie oddaje jego klimatu.
W dość znacznej skali poruszono tu problem nacjonalizmu narodowego, który dość mocno i głęboko zakorzeniony jest w historii Włoch. Autor nie na długo jednak pozostaje przy tej tematyce i niczym perszing przenosi nas w emocjonalne i rodzinne perturbacje głównych bohaterów. Jednocześnie uświadamiając widza, jak ciężka i brutalna jest praca policjanta użerającego się na co dzień z całą maścią przerużnych żuli, kiboli, bezdomnych i dziwek. No cóż...nikt nikogo nie trzyma nigdzie na siłę, więc takie mazgajstwo jest trochę irytujące. Ale nie da się ukryć, że nie jest to przyjemne i łatwe zajęcie.
I tak jesteśmy praktycznie przez cały seans przerzucani z jednego tematu na drugi, bez spójnej korelacji. I tylko gały wybałuszam ze zdziwienia, bo nie bardzo można się połapać w czym jest problem. Czy w nielegalnych imigrantach ? Czy z rządem, który z masową imigracją nie może sobie poradzić ? Czy z rosnącym uwielbieniem do boskiego Duce ? Może w ludziach, ich kompleksach i neurozach ? A może to cały system jest pojebany i wprowadźmy anarchię, bo idealizm jest przereklamowany :-)))
Sama już nie wiem, jestem totalnie ogłupiała. Nawet bohaterowie są mi jakość obcy. Żadnego nie poznajemy bliżej. Nic nie wiemy o ich historii, korzeniach, przeszłości. Jest tylko praca, rodzina i oczywiście braterstwo, które jest święte i nierozerwalne.
Na mój gust z tego filmu można by zrobić co najmniej trylogię. Może reżyserowi nie starczyło pomysłów, jak uchwycić poszczególne wątki. W każdym bądź razie film dużo traci na wartości poprzez takie rozdrobnienie.
Moja ocena: 4/10


niedziela, 17 czerwca 2012

PIRANHA 3DD

Pirania (2010) to jeden z lepszych pastiszy, jakie ostatnio widziałam. Zero zahamowań, czyste wyluzowanie i totalny freestyle na ekranie. 
Czym jest więc PIRANIA 3DD w porównaniu z poprzedniczką ? Otóż, mega pomyłką. Autor nie posiada wyczucia pomiędzy pastiszem, a kretyńską komedią dla debili. Głupota sięga dna. Może scenarzyście tytułowe piranie mózg wyssały, bo nie znajduję uzasadnienia na tak masakryczny filmowy bełkot.
Nie udało się powtórzyć sukcesu PIRANII, ale też nie udało się wnieść czegokolwiek nowego. Powtórki gagów z poprzedniczki rażą tak bardzo, że przez chwilę zastanawiałam się, czy ja mam w ogóle jakiekolwiek poczucie humoru. Nie wiem co tu ma być zabawnego, ale silikonowe mega wkładki trzęsące się, jak galarety, czy odgryziony penis jest niczym innym niż kopią pierwowzoru. A pomysł z blondynką, która niczym zombie maszeruje po korytarzach z zakrwawioną waginą, z której przez układ pokarmowo-rozrodczy wydostała się pirania, jest cokolwiek...i tu słów brak. Słabo, jest naprawdę słabo i żenująco. Jedynie podstarzały lawdżoj David Hasselhoff ratuje sytuację, bo inaczej można by sobie tym dziadostwem dziury w mózgu wypalić.
Także upodliłam się maksymalnie, ale jak to mówią dobre przeczyszczenie nie jest złe ;-)))
Moja ocena: 3/10

sobota, 16 czerwca 2012

HOLD OM MIG

Bardzo długo czekałam na ten tytuł. Wiele się po nim spodziewałam i wiele miałam oczekiwań. Jednak optymizm nie zawodził, biorąc pod uwagę, że skandynawska depresja na ekranie dobrze mi robi ( SMUKKE MENNESKER ).
Jednak czasami tak jest, że jak się ma na coś wielki smaczek, to można się nim objeść bez sięgania po specyfik. I tak chyba było w tym przypadku. Już samo oczekiwanie przelało czarę i po seansie jakby bladość nastała i cały czar prysł.
Film opowiada trochę historię z naszego podwórka. Jak to młodzież nasza piękna i dostojna wyrzywa się na uczennicach podnosząc im kiecki, po czym mamy artykuły o wisielcu w gazetach. I podobnie jest tutaj. Jeden głupi wybryk nastolatków. Jeden głupi popis, jaki to ja jestem zajebiaszczy. Jeden samczy podryw w stylu pokażę kto tu rządzi. I tragedia gotowa.
Naprawdę dobrze reżyser podszedł do ukazania emocji. Dobrze też przedstawił podłoże patologii. Rodziny oprawców, sposób wychowania i ich typowo skandynawska tolerancja w stylu wymorduję kałachem 90 osób, a potem odsiedzę 15 lat, ale będę apelował :-))) Jednak całość nie porywa. Są przestoje, dłużyzny, męcząca symbolika. Nie potrzebnie. Sam temat jest na tyle ciężki, że nie trzeba tu pokazywać, że krowa to mleko.
Film jest naprawdę solidnym dramatem. I z pewnością nikt nie przejdzie obok niego bez poruszenia. Nie rzuca na kolana, jak choćby Wasted on the Young , Van Sant'a Slon , estoński Nasza klasa , czy kanadyjski Polytechnique. Ale warto, tak dla przestrogi :-)
Moja ocena: 6/10

MISS BALA

Niestety nic nowego nie wynika z tego filmu, poza to co wiemy o meksykańskim przemycie narkotyków, mafii i ogólnej korupcji w tamtejszych instytucjach.
Film opowiada historię dziewczyny, która przypadkowo wplątuje się w sytuację bez wyjścia. Staje się świadkiem wojny gangów, co skutkuje koniecznością wyświadczania masy przysług dla bosa mafii.
Nic w tym szczególnego, poza tym, że bohaterka pragnie wystąpić w konkursie MISS i ten fakt uczestniczkom raczej nie pomoże. Głupota bohaterki jest niewspółmierna do wielkości Wielkiego Kanionu. Nie wspomnę o masie niuansów filmowych, które o jej głupocie świadczą. Zachowuje się, jak typowa blondynka, bez obrazy dla tychże. Nie ma współczucia dla ludzi, którzy najpierw działają potem myślą, a myślenie to wypadkowa zdarzeń. 
W temacie przemytu narkotyków w Meksyku, wojny gangów w Tijuanie, czy handlu organami i ludźmi w Juarez powiedziano już dużo. O tyle za dużo, że trzeba mieć masę talentu i jeszcze więcej dobrych pomysłów, żeby przebić się przez tę pulpę i wnieść trochę świeżości w tak wyeksploatowaną tematykę.
Moja ocena: 3/10


piątek, 15 czerwca 2012

WRATH OF THE TITANS

i obym kolejnej części nie dożyła.
Od samego początku nie byłam fanką filmowych przygód Perseusza. Całość przypomina mi pobieżną ściągę dla amerykańskich licealistów z mitologii greckiej, w której autor odbiega od oryginału, jak szczur przed pułapką na myszy. Nie ma co się dziwić, całość przecież musi być jasna, prosta i przyswajalna, jak instrukcja obsługi ołówka. I tak też w tej części jest. Wszystko jest schematyczne, pompatyczne i wyidealizowane. A że się to logiki nie trzyma, to co za problem. Po co ? Masz się drogi widzu gapić, podziwiać CGI i ubrudzoną klatę Worthington'a. A jak ci się nie podoba, kup se książkę bez obrazków i czytaj :-)))
Moim zdaniem ta część jest gorsza od poprzedniczki. I nie tylko pod względem fabularnym, ale i aktorów znaczących, jakby ubyło. I tylko Ralph Fiennes pozostał diaboliczny, taki jakim go lubię. Całą resztę można by posłać do piachu razem z Kronosem.
Moja ocena: 4/10

SAFE

A jednak można wytrzymać 10 dni bez filmu. No może mniej, bo powyższy tytuł męczyłam przez ... 3 dni. Ale wymęczyłam, i to dosłownie.
Obejrzałam masę filmów z boskim Jason Statham i powiem szczerze, że równie bezsensownego nie widziałam.
Glina, który w smutnych okolicznościach (przestępcy zabijają mu żonę) stacza się na dno i zostaje bezdomnym menelem. Po czym jednego pięknego dnia, kiedy już chce dać światu ulgę i rzucić się pod pociąg dostrzega małą chinolkę i tu odzywa się jego 125 zmysł, że coś nie gra, coś jest nie tak, na pewno musi jej pomóc. I w ten oto zacny sposób zostaje tytułowym protektorem genialnej dziewczynki, która w swoim umyśle nosi tajemny szyfr do milionów dolarów i dysku, który obnaża skorumpowany światek Nowo Jorskiej policji i gangsterki.
Szkoda liczyć ilości bezsensu i bezlogiki w tym filmie, bo musielibyśmy założyć stu stronicowy zeszyt. Fabuła jest tandetna i pisana na siłę. Jason, jak to Jason lepiej wygląda niż gra. Niestety klaty nie pokazuje....buuuuuuuu, ale napierdala ze wszystkiego co mu wpadnie w ręce, z wymachiwaniem własnymi członkami włącznie.
Także jest to film wyłącznie dla fanów gatunku i Jason'a, ale do kina nie polecam.
Moja ocena:  3/10

wtorek, 5 czerwca 2012

LA CARA OCULTA

Hiszpanie mają niezłego nosa do horrorów i thrillerów. Ta teza pokutuje głównie za sprawą [Rec] oraz filmów Guillermo del Toro.
W tym przypadku mamy naprawdę niezły pomysł na dobry thriller, który pod ręką dobrego scenarzysty i reżysera mógłby stać się niesamowitym horrorem. Ale tak się nie stało, więc poprzestano na thrillerze. I jak to w thrillerach bywa lepiej fabuły nie opisywać, bo cały smaczek w niej tkwi. Za dużo sprzedanej treści zniszczy cały efekt filmu.
A warto popatrzeć. Dla pomysłu. Jest naprawdę fajny.
Realizatorsko szału nie ma, ale całość jest znośna i absolutnie nie męcząca. W tym filmie czuć w powietrzu roznoszącą się psychozę. Fajny klimat.
I po raz kolejny uświadomiłam się, że Ameryka Płd. to kontynent nazistą i SS-manem płynący :-))))
Moja ocena: 6/10


 

poniedziałek, 4 czerwca 2012

W.E.

Mając na uwadze doświadczenie Madonny na polu reżyserskim (żadne) oraz reputację aktorską (masakryczną) muszę przyznać, że jej film nie jest wcale taki zły. Powiem szczerze, podeszłam do tego tytułu z nastawieniem, że nie można upaść niżej od ostatniego dzieła topowego szkieletora holyłudu, czyli Angielina'y Jolie. I faktycznie nie można. To co zrobiła Jolie w In the Land of Blood and Honey nadaje się wyłącznie na śmietnik. I to najłagodniej rzecz ujmując.
Historia opowiada o tragicznej miłości króla Anglii Edwarda VIII i jego amerykańskiej partnerki Wallis Simpson. Ten niestosowny mezalians władcy imperium i rozwódki szybko doprowadził do abdykacji i odrzucenia przez rodzinę królewską. Równorzędnie prowadzony sposób narracji przenosi nas do współczesnego Nowego Jorku i tu poznajemy młodą, zależną od męża kobietę, której pragnienia nie współgrają z wyobrażeniami o związku jej męża. Co również prowadzi do nieuchronnej tragedii.
Drażnią dwie rzeczy, brak kunsztu reżyserskiego Madonny, który wyłapie każda osoba i to bez nadmiernej znajomości kina oraz wściekła, stylizowana na klasyczną muzyka. Historia jest momentami banalna, a sposób jej przedstawienia przypomina teledyski autorki. Z pewnością broni całości równoległa narracja (pomysł żywcem zerżnięty choćby z genialnego Godziny). Widz jest ciekawy co dzieje się w życiu obu par i jaki ma to wpływ na związek. I niezmiernie miło oglądało się subtelną  Abbie Cornish.
Myślę, że lepiej dla nas wszystkich byłoby, gdyby Madonna wiedziała, kiedy z twarzą zejść ze sceny. A ten czas zbliża się już nieubłaganie. Liczę, więc po cichu, że ten tytuł będzie jej pierwszym i ostatnim dziełem. W każdym bądź razie świat na braku jej kolejnych filmowych projektów nic nie straci.
Moja ocena: 5/10

MIRROR MIRROR

MIRROR MIRROR, czyli po wyczerpaniu pomysłów z komiksami, nastał czas na katowanie widza, kolejnymi filmowymi adaptacjami bajek, brrr....a więc kości zostały rzucone, niestety.
Tarsem Singh należy do moich ulubionych reżyserów, którego filmy są genialne pod kątem artystycznym i wizualnym. Zarówno Cela, The Fall, a nawet kiepski Immortals. Bogowie i herosi porażają estetyką. Piękne stroje, baśniowe lokacje, wszystko jakby trochę przekoloryzowane, ale absolutnie nie kiczowate. Obrazy jego filmów są po prostu piękne. Odnoszę jednak wrażenie, że autor przy tym projekcie trochę odpuścił. Jedynie stroje robiły wrażenie i pomysł z drugą stroną lustra, który jest wisienką na torcie. Singh ma swoje specyficzne pomysły, które są jakby jego podpisem. Od razu wprawnym okiem widać, kto jest ich autorem.
Historia jest luźną interpretacją baśni o Królewnie Śnieżce. Luźną, ale nie oryginalną. Kilka wtrętów mających uwspółcześnić postaci nie robią wrażenia. Całość trochę nuży. Jest zbyt przewidywalna. Wszyscy w końcu znają tę historię, a i reżyser nie postarał się, by widza ująć i ponieść przez tego wiekowego gniota.
Jedyne co sprawia, że warto połakomić się na ten kąsek, to z pewnością nie tylko strona wizualna, jak to u Singh'a bywa, ale i aktorska. Genialne role od Julia Roberts, i tu uwaga ... Nathan Lane. Zagrali wyśmienicie i to dzięki nim ten film jest jeszcze czegoś wart. Cała pozostała aktorska gawiedź powinna się zastanowić, jakie braki muszą uzupełnić, by tej dwójce dorównać.
Wizualnie pięknie, aczkolwiek w porównaniu do wcześniejszych filmów Singha, słabo..
Moja ocena: 5/10



niedziela, 3 czerwca 2012

21 JUMP STREET

Remake długometrażowy serialu z lat 80-tych, pod tym samym tytułem. Nie oglądałam serialu, więc nie będę porównywać do pierwowzoru, bo i pewnie nie ma po co. Czasy i bohaterowie nie ci sami, jedynie zarys fabuły się nie zmienił. 
Dwóch niedorajdów z policji, po serii porażek zostaje zesłanych do zadania, które jest raczej karą niż nagrodą. Mają inwigilować środowisko licealistów, by rozpracować i dopaść dostawcę zabójczych narkotyków. :-))) Ależ to skomplikowane, matko boska :-)))
Ok. w roli policjantów nieudaczników mamy platfusa (Hill) i tępaka (Tatum). Obaj panowie radzą sobie, jak mogą w stresujących sytuacjach, stąd też idzie im, jak po grudzie. Ale dzięki temu mamy całą masę zabawnych scen i tekstów. Także ubawiłam się przednio, zwłaszcza na początku filmu. Niestety od połowy zaczął niepotrzebnie zwalniać, co sprawiło, że i humor przysiadł.
Fajną wstawką, jak i powiązaniem był udział Depp'a i DeLuise w projekcie. Miłe przypieczętowanie i ukłon w stronę pierwowzoru. Przy czym duet Hill-Tatum naprawdę się sprawdził. Obaj byli świetni, aczkolwiek trochę zbyt starzy do tych ról.
Jest to z pewnością niezobowiązująca i zabawna komedia na leniwą niedzielę.
Moja ocena: 6/10

BEL AMI

Bohater grany przez Pattinson'a przypomina historię z naszego domowego podwórka. Niczym Dyzma, przez przypadek zupełny wdziera się na salony, by poprzez kolejne romanse dorwać się do koryta.
Nie ma tu przesłania żadnego. Nie nazwałabym tego filmu romansem nawet. Jaki tu romans skoro bohater zalicza kolejne kobiety z zimną krwią i wyrachowaniem widząc jedynie cel przed sobą. Niszczy każdego, kto stanie na drodze, by nie wrócić tam, gdzie go znaleziono. Prawda jedynie jest taka, że ludzie którzy w życiu nie mieli kasy są niebezpieczni. Zawsze im będzie mało. A braki w inteligencji będą nadrabiać chamskim cwaniactwem. Cóż ... życie... gdy koryto spore, znajdzie się przy nim miejsce dla nie jednej świni.
Oczywiście koniecznie trzeba wspomnieć o aktorach. Jakżeby można ominąć "boskiego" Pattinson'a. Nie wiem, co wstąpiło w producentów, ale ten facet jest paskudny, ohydny, aseksualny niczym mątwa. Jego wyraz twarzy w niczym nie odróżnia się od wytarmoszonego wiatrem i deszczem kundla, który zgubił swego pana na drodze z pola do domu. Masakra jakaś. "Uwodziciel" z niego całkowicie nieautentyczny. Jak pomyślę, kogo mógłby uwieść to wyobraźnia podsuwa mi same postacie, które wąchają kwiatki od spodu od stuleci. Nie rozumiem tych zachwytów nad tym Panem... absolutnie nie.
Za to Panie są genialne. Same nazwiska mówią za siebie i same nazwiska się bronią. Grają wyśmienicie i wyśmienicie się je ogląda.
Mimo bladych "uroków" wampirzego Pattinsona, oklepanej fabuły całość ogląda się nad wyraz lekko. I nie będę się już czepiać szczegółów, wrażenie jest ważniejsze. I tak całość wypada naprawdę nieźle. Uściślijmy sobie jednak fakt, że do kina na ten film bym się w życiu nie wybrała.
Moja ocena: 6/10


sobota, 2 czerwca 2012

PIEDS NUS SUR LES LIMACES

Ciepła opowieść o dwóch siostrach, które mimo masy przeciwieństw mają jedną wspólną cechę - nieposkromioną naturę. 
Lily to młodsza siostra odpowiedzialnej i ułożonej Clary (Diane Kruger). Lily ( Ludivine Sagnier ) jest absolutnym przeciwieństwem swojej siostry. Jest zwariowana, ekscentryczna i nieprzewidywalna. Na skutek nagłej śmierci ich matki, starsza siostra bierze na siebie całą odpowiedzialność za los swojej siostry. Przeprowadza się na wieś, poświęcając swoje małżeństwo, by całkowicie oddać się opiece nad Lily.
Całość może wydawać się destrukcyjną psychodramą, w której niezrównoważona siostra doprowadza do rozpadu małżeństwa Clary i przewartościowuje jej całe dotychczasowe życie. Jednak to tylko fasada. Trzeba spojrzeć głębiej. Tak właściwie życie Clary było odbiciem lustrzanym życzeń i ambicji rodziny, nie jej własnych. Projekcji ojca, który widział swoją starszą, normalną córkę w roli prawnika. Ona, niosąc w sobie odpowiedzialność, przyjmuje tę rolę i wypełnia wolę innych, nie swoją. I to Lily, ze swoim niewyparzonym językiem uświadamia Clarę, że tak naprawdę jej życie to iluzja i schemat. Wszystko to, czym gardziła w młodości i czego się wyrzekała. I wybudzenie z letargu wcale nie jest tragedią, mimo powagi sytuacji. Jest nadzieją na przyszłość, w której można realizować siebie poprzez własne wyobrażenie, a nie cudze projekcje.
Po raz pierwszy od długiego czasu  Diane Kruger zagrała rolę, która oddaje jej umiejętności i talent. Nie jest to rola głupiej, ładnej blondyneczki, a raczej dojrzałej, świadomej siebie i swoich możliwości kobiety. 
Moja ocena: 7/10


piątek, 1 czerwca 2012

PROJECT X

Hell yeah, the boys got wasted :-))
W końcu widzę sens w produkcjach typu "found footage". Na wyczesane imprezy ten styl nadaje się najbardziej. Resztę można sobie odpuścić (patrz: CHRONICLE).
Po drugie, absolutnie nie porównywałabym tego filmu do American Pie , choć pewne konotacje występują. W tej produkcji nie ma tylu wolnych żartów i gagów sytuacyjnych. Zupełnie inny styl prowadzenia narracji. Jest to bardziej paradokumentalna relacja z imprezy zahukanych chłopców, którzy marzą o cyckach i blołdżobach.
Fabuła, jak widać niezbyt wyszukana. Masa golizny, świntuszenia i niewysublimowanego humoru. Ale to chyba bawi najbardziej. Marzenia gówniarzy bez zarostu o męskim życiu :-)) Wszyscy wiedzą, że to nierealne, ale starać się zawsze trzeba. A nóż widelec...Jak to mówią, na bezrybiu i rak ryba ;-)
Pewnie nie jeden rodzic zastanowi się teraz dwa razy zanim zostawi swą pociechę samotnie na weekend. Ale nie bądźmy konserwatywni ;-)) Jak pokazali panowie z Kac Vegas staruszkowie też potrafią się bawić :-) 
Cóż jestem zupełnie innym pokoleniem. Nie wyrosłam w czasach, w których liczy się ilość znajomych na portalach społecznościowych i to bez kompletnego znaczenia, że połowę z nich widziało się raz w życiu. Nigdy nie założę facebooka, bo nie podążam za trendami i nie daję się omamić błyskotkami. Ale rozumiem, że w dzisiejszym świecie akceptacja jest równie ważna co kasa. A niestety współistnienie w grupie ważniejsze od indywidualizmu.
Podsumowując krótko. Zabawny obraz, zwłaszcza w końcówce. Do tego całość okraszona genialną muzą. Ogląda się lekko. Niczym teledysk. Nie ma co się nastawiać na kino z górnej półki. Lepiej dać się ponieść i czekać na efekty. Może się spodoba.... u mnie zadziałało.
Moja ocena: 7/10