Odgrzewane kotlety nigdy nie smakują najlepiej, a tu takie miłe zaskoczenie. Mimo faktu, że jest to żywcem zerżnięta fabuła z nisko-budżetówki THE RAID , to nowa wersja bezkompromisowego Dredda jest naprawdę przyzwoita.
Może nie jestem fanką klaustrofobicznej scenografii i topornego ograniczania się do zamkniętej fabuły, która jest z gruntu rzeczy przewidywalna. Pełna uznania dla efektów specjalnych i akcji stwierdzam, że takie rozpierduchy mogę oglądać. Co różni Dredda od The RAID ? Profesjonalizm. Nie toleruję miernoty, a niestety luki w doświadczeniu w THE RAID były mocno rażące.
Raziła mnie również mimika twarzy Karl Urban 'a. Jego skrzywione usta były lekką karykaturą Sylvestra. Pytanie tylko czy zamierzoną ? Jednak sama postać mocno się broni. Zasadniczy, nieustępliwy obrońca prawa z nieskazitelną etyką i moralnością wprost poraża. Jego ostateczne odejście od przepisów i procedur może lekko dziwić, ale dzięki temu postać dostaje rysu człowieczeństwa. Życie to nie matematyka. Nie zawsze dwa plus dwa daje w życiu cztery. Niestety czynnik ludzki jest tu konieczny do przewidzenia, a jest on wysoce nieprzewidywalny :-) Pozytywnie zaskoczyło również wprowadzenie postaci granej przez Olivia Thirlby. Z pewnością jest ona sporym odstępstwem od pierwowzoru, a nadanie jej nadprzyrodzonych zdolności było strzałem w dziesiątkę.
Obawiałam się tego filmu. Bałam się, że będzie to kolejne wskrzeszenie zmarłych. Hollywood ostatnio przeżywa mocny kryzys kreatywności i każde odnawianie kultowych już filmów może skończyć się kalectwem. Tym razem trup za mocno się nie rozłożył, a wskrzeszenie okazało się trzymającym w napięciu filmem akcji. Świetnie oddane sceny rozpierduchy, trup ściele się gęściutko, a dziury w mózgu i plamy bebechów na trotuarze robią ogromne wrażenie. A te kilka defektów, o których wspomniałam wyżej, mocno zostało przyćmione przez zapieprzającą akcję.
Moja ocena: 5/10
Natrafiłem przypadkiem na Twojego bloga, bo jestem w trakcie oglądania. Przejrzałem z ciekawości kilka innych komentarzy. Kurcze, gigantyczna praca - i ani jednego komentarza.
OdpowiedzUsuń