Ociągam się z tym opisem, jak mogę. A to tylko dlatego, że nie lubię filmów o dzieciach, romansach i chorobach. A ten zawiera wszystkie trzy i z jednej strony powinna mnie odrzucać sama tematyka, a z drugiej przyciąga sposób jej opowiedzenia.
To historia o parze, Romeo i Julia, która nomen omen ogromnie się kocha, jest przeszczęśliwa do momentu, w którym na poważną chorobę zachoruje ich syn. Oczywiście standardowa historyjka, w której wobec niemocy fizycznej i psychicznej oraz ciężaru rzeczywistości nawet wielka miłość się poddaje.
Mimo wszystko ciekawy jest sposób realizacji filmu. Montaż, gra świateł, muzyka. Wprowadzenie narracji też w swój sposób urozmaica sam obraz.
To ciekawa propozycja na kino dość ciężkie i raczej przygnębiające. To co zaskakuje, to brak wszechogarniającej deprechy w tego typu filmach. Scenarzysta bardzo umiejętnie nakreślił osobowość głównych bohaterów. Siła i determinacja tchnie z nich tak mocno, że nie ma w nich miejsca na wycie po nocach i użalanie się nad własnym losem, obwiniając wszystkich wokół a przede wszystkim boga. To chyba główna zaleta, dla której warto było przetrzymać ten film do końca, obok mega przystojnego Jérémie Elkaïm of coz ;-)
Moja ocena: 6/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))