Niels Arden Oplev wystarczająco mnie zachęcił
Millennium: Mezczyzni, którzy nienawidza kobiet , by sięgnąć po jego kolejny film. Starałam się nie podchodzić do tematu z perspektywy jeża. Takie emigracje zarobkowe nie zawsze dobrze się kończą, choć są wyjątki np. STOKER. Z otwartą więc głową zasiadłam przed ekranem i ... i właśnie, o ile MILLENNIUM do dzisiaj pamiętam, o tyle CZAS ZEMSTY, zostanie równie krótko w mojej pamięci, co wiadomość o księżycowym perygeum (god damn it !!).
Nie wiem, co mi się ubzdurało, ale ufajdałam sobie w głowie, że to film o seryjnym mordercy :-) Mordercy wprawdzie byli, ale nudni, bo z wyrzutami sumienia, i jacyś tacy mocno etyczni i moralni i generalnie bardzo szybko dostałam kubłem zmrożonej wody na głowę.
Po seansie odniosłam wrażenie, że Oplev trochę rzucił się z motyką na słońce. Poruszył bowiem bardzo plastyczny temat zemsty. Główny bohater po stracie rodziny, którą wymordowali mu przestępcy, postanawia wyrównać rachunki. Po drugiej stronie barykady ma kobietę, która pała rządzą zemsty do człowieka, który zmasakrował jej twarz i życie. Oboje więc, ramię w ramię wspierają się i motywują w mściwym procederze. Motywy więc są klarowne, bohaterowie usprawiedliwieni, cóż więc chcieć więcej. Pozostaje pokazać ostrą jatkę, rozkręcić fabułę do czerwoności, a złoczyńcy powinni kwilić jak prosięta w rzeźni. Niestety, skończyło się (spoiler !!!!) happy endem i tandetnym love story.
Nie jestem obiektywna w filmowym temacie zemsty. Kino azjatyckie wyrządziło mi krzywdę pod tym kątem. Zemsta jest uczuciem ostrym, jak brzytwa. Nie zawiera w sobie surogatów, zastępników. Nie posiada usprawiedliwień. Kroczy na równi ze śmiercią. Więc w moich oczach motyw zemsty powinien być równie ostry w swoim przekazie, co treść, jaką w sobie niesie.
W CZASIE ZEMSTY, nie ma jednak mścicieli. Nie ma wetowania krzywd. Jest jedynie odkupienie własnego grzechu. Grzechu zaniedbania. Bohater czuje, że gdyby odpuścił, pewne rzeczy nie miałyby miejsca. Nie jest natomiast na tyle silny, by z czystym sumieniem i zmrożoną krwią w żyłach wymierzać sprawiedliwość na oprawcach. Scena ze szczurami jest pod tym kątem wielce wymowna. (Spoiler @@@) Bohater najpierw ubija ofiarę, zanim szczury pożrą ją żywcem. W tym temacie polecam dokument o Rysiu Kuklińskim...moje ulubione hasło "absolutely no remorse" jest tu żywotnym przykładem na to, że istnieją jednostki w naszym społeczeństwie, dla których moralność to tani, nic nie warty, wyświechtany jak wytarta szmata, frazes. A współczucie to oznaka upodlenia i słabości. Jednak takiego właśnie zachowania oczekuję po bohaterach, którzy zemstą pałają, niczym smok ogniem ziejący. Nic tu po tym. Jak przystało na amerykański rynek, jest to obraz mocno wygładzony i odpowiednio przygotowany pod przeciętnego, amerykańskiego nastolatka. Łatwo, szybko, przyjemnie i bez większych jazd po mózgu.
Oplev próbuje podążać tą samą ścieżką co Kormakur. Mroczne scenerie, przeplatają się z równie mrocznymi tajemnicami. Obraz jest wręcz przesiąknięty ciemnością. Ciekawe, mało filmowe, lokacje, trochę jak z GTA. Całość przyciąga oko. A jeśli już jestem w temacie oka, to moje oko oczywiście przyciągnął Colin Farrell. Skubany jest po prostu niezły.
Nie lubię oceniać aktorów w tego typu filmach. Mimo wszystko to kino rozrywkowe. Świetna obsada i bardzo dobra gra aktorska. W końcu postaci są skonstruowane na tyle prosto, że o laur dramatyzmu nikt nie musi walczyć. Rola Farrella to z pewnością nie jest rola Pacino z CZŁOWIEKA Z BLIZNĄ, nie mówiąc o tym, że i film i poziom nie ten. Żal mi tylko Huppert, cały czas zachodzę w głowę, co ona tam robiła ?
Reasumując więc. Jest przyzwoicie, choć dupy nie urywa. Nie spodziewając się niczego przed seansem, nie spodziewałam się, że tak niewiele z niego wyniosę. Cóż... najwyraźniej Oplev to kolejny przykład reżysera, który filmy najlepiej kręci na własnym podwórku. Ale damy mu jeszcze szansę ;-)
Moja ocena: 5/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))