Miałam nie pisać o tym filmie. By uniknąć kategoryzowania, oceniania itp.itd. Poza dość "specyficznymi" scenami, myślę, że Miike miał w nich jednak większy zamysł. Drugie dno gdzieś się w tym filmie kryje, ale zostało mocno wyparte przez obrzydliwość, przerysowaną karykaturę, brutalność, perwersję i absurd.
Lubię Miike. W tym całym swoim stylu gore mocno łamie przyjęte zasady. Wyrasta ponad chodnikami. Widzi z góry pewne schematy, których nie ma sensu powtarzać. Widzi syf, który na swój własny, mocno kontrowersyjny sposób interpretuje. Tak było w przypadku Gra wstepna (1999), czy Ichi Zabójca (2001).
Jestem w stanie uwierzyć, że niektóre jednostki mogą go uznać za twórcę gorszących, kolokwialnie mówiąc pojebanych filmów. Twórcy, który ma wyrąbane na tradycję i zasady. Nie do końca jednak. Cały czas z uporem maniaka, będę twierdziła, że większość jego produkcji gore ma swoje źródło i ma swój sens. Inaczej nie powstałyby 13 zabójców (2010), czy
Harakiri: Smierc samuraja. Ludzie kręcący gówniane, nic nie wnoszące filmy, nie produkują tak cudownych obrazów. Nie są po prostu w stanie wybić się ponad swoją marność, w najlepszej mierze przeciętność.
Wracając jednak do filmu. Świat popełnił parę chorych tytułów, które anglosascy krytycy określili jako "disturbing" . Disturbing my ass ! Nie trawię filmów typu: SALO OR THE 120 DAYS OF SODOM, NEKROMANTIK, CANNIBAL HOLOCAUST, A SERBIAN FILM, THE HUMAN CENTIPEDE (zwłaszcza dwójka), czy BEGOTTEN. Można by wymienić jeszcze z parę tytułów, ale z pewnością nie są one "disturbing". To filmy, które nie powinny były powstać, ponieważ nie wnoszą nic oprócz zdziczałej wizji ich twórców. To pseudointelektualny bełkot z mocnym naciskiem na pseudo. Ok. , można łagodniej stwierdzić, że jest to totalny przerost formy nad treścią. Jednak wrzucanie do worka z tymi filmami obrazów Haneke, Solondz'a, Lynch'a, Von Trier'a, Noe czy właśnie Miike uważam za mocno krzywdzące.
Fabuła jest mało skomplikowana. Mamy czteroosobową rodzinę. Małżeństwo plus córka+syn. I de facto jest to główna struktura tego filmu. Cała akcja toczy się wewnątrz tego stadka. Ojciec uprawia seks ze swoją prostytuującą się córką. Jego hobby to kręcenie filmu dokumentalnego o nękaniu i brutalnym traktowaniu swojego syna przez kolegów ze szkoły. Syn to dziecko zewnętrznie ułożone, wewnętrznie nękane agresją, którą rozładowuje notorycznie tłukąc swoją matkę. No i tak przechodzimy do znerwicowanej mamusi, która lubi rozładowywać napięcie seksualne w dość dziwaczny sposób i równo wali w żyłę herę, by uciec od trosk przygnębiającego życia. Wisienką na torcie, jest tytułowy gość Q - który tak dla frajdy, z cicha pęk, lubi przyłożyć napotkanym ludziom z kamienia w łeb.
Jak widać fabuła jest dość mocno kontrowersyjna. I totalnie od czapy. Ja jednak autentycznie widzę sens w tym całym chaosie. Miike próbuje odwrócić uwagę widza, poprzez stosowanie agresywnej stylistyki, od dość ważkiego problemu. Rodzinnych relacji. Tytułowy Visitor jest człowiekiem, który ma przywrócić równowagę w rodzinie. Ojca, który zatracił świadomość tego co najważniejsze na rzecz zaspakajania własnych potrzeb. Matki, która nie ma kontaktu z rodziną. Żyje we własnym świecie. Jest niema i głucha na problemy i daje im całkowite przyzwolenie. Przyzwolenie, które eskaluje problemy z dziećmi. Rzeczywistość, brak miłości, brak akceptacji, rosnące oczekiwania tak mocno je przytłaczają, że uciekają w dość brutalne formy rozładowywania napięcia. Córka nie znajdując miłości w rodzinie, próbuje ją znaleźć w ramionach innych potencjalnych tatusiów. I syn, którego problemy są całkowicie ignorowane przez rodziców, wyładowuje agresję na matce, podświadomie zaznaczając swoją obecność w rodzinie. Jest to jakby krzyk rozpaczy.
I ta właśnie interpretacja oraz pełna świadomość twórczości Miike pozwala mi wysunąć wniosek, że autor to nie bezmyślne narzędzie, które pewnego ranka wstało i stwierdziło: "kurwa muszę nakręcić jakieś filmidło, bo mnie kontrakt trzyma za jaja. Jestem w twórczym impasie, a skoro nic się tak nie sprzedaje jak seks, to nakręcę scenę z nekrofilią".
Nie będę wam go jednak polecać. Bo wybór tego filmu musi być świadomy i trzeba umieć się na niego otworzyć. Szokowanie obrazem nie tylko ma swoją historię w malarstwie, czy rzeźbie.... i w filmie można znaleźć przejawy sztuki, która stara się poprzez szok zwrócić naszą uwagę na pewne palące kwestie. Jednak jest tutaj bardzo bardzo cienka linia między sztuką, a szmirą... Miike na szczeście tej granicy nie przekroczył.
Moja ocena: 6/10 (mimo dość obrazoburczych scen, trochę nudził)
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))