Zawsze miałam słabość do produkcji HBO. Z jednej strony oryginalność podejścia do tematów, z drugiej problematyka, która albo nie nadaje się do kina, ze względu na swoją teatralność, albo jest zbyt mało populistyczna, stąd skazana na finansową porażkę. HBO w swych produkcjach telewizyjnych nie obawia się poruszać mało popularnych problemów, ale też pokazywać biografie osób, które są wielce kontrowersyjne. Do moich ulubionych produkcji sygnowanych znakiem HBO należą, chociażby: Zmiana w grze, Recount, Einstein and Eddington,
Taking Chance,
Szare ogrody,
Into the Storm,
Jack, jakiego nie znacie,
Temple Grandin,
The Special Relationship, Cinema Verite,
Zbyt wielcy, by upasc, Dziewczyna Hitchcocka, czy The Sunset Limited .
Jest tego sporo, a to tylko garstka produkcji telewizyjnych z całej puli. HBO nie tylko za telewizją stoi. Produkuje również bardzo dobre filmy kinowe - Maria laski pelna, Slon, Rocket Science, The Half Life of Timofey Berezin itd.itp. Za tymi tytułami kryją się zarówno wspaniali aktorzy, jak i top of the tops holyłudzkich scenarzystów, reżyserów, scenografów itp.itd. Zagrać w produkcji HBO staje się w karierze aktora/filmowca pozycją obowiązkową w portfolio.
I tak od nitki do kłębka, wczorajszy seans skończył się pod znakiem HBO i osoby Phil'a Spector'a. Spector to bardzo intrygująca postać. Z jednej strony niedoceniona. Jego sukcesy zostały mocno umniejszone przez pryzmat jego morderczej kariery. Z drugiej to typ człowieka, którego sukces w pełni pochłonął, a on sam się w nim całkowicie zatracił. I gdzieś tam po drodze zgubił poczucie racjonalizmu, na rzecz roszczeniowej postawy wobec świata i ludzi. Skoro jestem geniuszem i wielkim artystą, to można wiele i wiele powinno się wybaczyć. Cała ta nagonka mocno przypomniała mi sprawę Polańskiego, w której podzieliły się głosy na tych, którzy uważali Polańskiego winnym, oraz tych którzy wybaczyli mu winy przez pryzmat filmów, które stworzył.
Jest tego sporo, a to tylko garstka produkcji telewizyjnych z całej puli. HBO nie tylko za telewizją stoi. Produkuje również bardzo dobre filmy kinowe - Maria laski pelna, Slon, Rocket Science, The Half Life of Timofey Berezin itd.itp. Za tymi tytułami kryją się zarówno wspaniali aktorzy, jak i top of the tops holyłudzkich scenarzystów, reżyserów, scenografów itp.itd. Zagrać w produkcji HBO staje się w karierze aktora/filmowca pozycją obowiązkową w portfolio.
I tak od nitki do kłębka, wczorajszy seans skończył się pod znakiem HBO i osoby Phil'a Spector'a. Spector to bardzo intrygująca postać. Z jednej strony niedoceniona. Jego sukcesy zostały mocno umniejszone przez pryzmat jego morderczej kariery. Z drugiej to typ człowieka, którego sukces w pełni pochłonął, a on sam się w nim całkowicie zatracił. I gdzieś tam po drodze zgubił poczucie racjonalizmu, na rzecz roszczeniowej postawy wobec świata i ludzi. Skoro jestem geniuszem i wielkim artystą, to można wiele i wiele powinno się wybaczyć. Cała ta nagonka mocno przypomniała mi sprawę Polańskiego, w której podzieliły się głosy na tych, którzy uważali Polańskiego winnym, oraz tych którzy wybaczyli mu winy przez pryzmat filmów, które stworzył.
David Mamet poniekąd ukazuje Spector'a jako człowieka utalentowanego, ale i zżartego przez własnego hiper ego. Trochę w nim wariata, lekomana, alkoholika, a trochę geniusza i człowieka samotnego, ogarniętego manią własnej wielkości. Nie na warstwie psychologicznej jednak opiera się Mamet. Sfilmował moment rozprawy sądowej i walki adwokatów o uniewinnienie bohatera. Tak właściwie akcja jest podporządkowana wyłącznie zbliżającej się rozprawie. Spotkania adwokatów ze Spectorem, ich przygotowywania, urywki wywiadów. Odnoszę wrażenie, że postać bohatera została potraktowana bardzo powierzchownie.
Wbrew pozorom to nie jest film autobiograficzny. Praktycznie niewiele dowiadujemy się o twórczości, przeszłości i karierze Spector'a jako muzyka/producenta. Człowiek, który był twórcą "wall of sound", który współpracował z The Beatles, The Ramones, Cher, Tiną Turner czy Leonardem Cohenem z pewnością ma o wiele więcej do powiedzenia, niż bełkot o 5 minutach swojej niechlubnej sławy. Jego postać bowiem krąży bezustannie wokół tragedii, która mu się przydarzyła, a sam Mamet usilnie próbuje, już nie na sali sądowej, ale na ekranie przekonać, że bohater jest niewinny. Najgorsze jest jednak to, że zupełnie mu to przekonywanie nie wyszło. Postać Spector'a bowiem jest równie wariacka, co jego zestaw peruk.
Wbrew pozorom to nie jest film autobiograficzny. Praktycznie niewiele dowiadujemy się o twórczości, przeszłości i karierze Spector'a jako muzyka/producenta. Człowiek, który był twórcą "wall of sound", który współpracował z The Beatles, The Ramones, Cher, Tiną Turner czy Leonardem Cohenem z pewnością ma o wiele więcej do powiedzenia, niż bełkot o 5 minutach swojej niechlubnej sławy. Jego postać bowiem krąży bezustannie wokół tragedii, która mu się przydarzyła, a sam Mamet usilnie próbuje, już nie na sali sądowej, ale na ekranie przekonać, że bohater jest niewinny. Najgorsze jest jednak to, że zupełnie mu to przekonywanie nie wyszło. Postać Spector'a bowiem jest równie wariacka, co jego zestaw peruk.
Powiem szczerze, że liczyłam na więcej. Liczyłam na fakty z życia jednej z najbardziej intrygujących postaci świata muzyki lat 60-tych i 70-tych. Czekałam na ciekawe newsy, skrywane tajemnice, ciekawostki ze świata muzyki tamtych lat. W zamian za to dostałam dramat sądowy, który dramatem wcale zbytnim nie jest. Bowiem napięcia brakuje, a i bohater ukazany jest w taki sposób, że widzowi wcale jest go nie żal.
Przytrzymywałam brodę by nie usnąć i tylko obsada trzymała mnie przy jako takim funkcjonowaniu. Helen Mirren nie zrobiła wielkiego wrażenia. A mogłaby - grała postać adwokata. Brakowało jej energii i dynamiki, która przecież ma poniekąd płynąć z postaci adwokatów wyrywających sobie kłaki ze łba, tylko po to, by wyprowadzić swoich pupili drzwiami frontowymi. Nie zawiódł jednak
Al Pacino. Ten facet mimo, że zachowuje się jak zdarta płyta, miota się po ekranie, wrzeszczy, żywo gestykuluje, ma taką moc przykuwania uwagi, niczym pajac, który stanął w płomieniach na środku skrzyżowania. No nie sposób oderwać od niego oczu.
Aktorstwo Pacino to jednak zbyt mało, by całość porwać i unieść wysoko. Co dziwi poniekąd, bowiem Mamet jest nie tylko doświadczonym reżyserem, ale jeszcze lepszym scenarzystą (Hannibal, Ronin, Fakty i akty). Tym bardziej więc podchodząc do tematu, jakim jest film o Spectorze, stawiałam mu poprzeczkę dość wysoko. Najwyraźniej niepotrzebnie. Smutne to, ale zupełnie niewykorzystano potencjału, jaki niesie ze sobą kolorowa postać bohatera. Mam jednak wrażenie, że to nie jest ostatni o nim film.
Aktorstwo Pacino to jednak zbyt mało, by całość porwać i unieść wysoko. Co dziwi poniekąd, bowiem Mamet jest nie tylko doświadczonym reżyserem, ale jeszcze lepszym scenarzystą (Hannibal, Ronin, Fakty i akty). Tym bardziej więc podchodząc do tematu, jakim jest film o Spectorze, stawiałam mu poprzeczkę dość wysoko. Najwyraźniej niepotrzebnie. Smutne to, ale zupełnie niewykorzystano potencjału, jaki niesie ze sobą kolorowa postać bohatera. Mam jednak wrażenie, że to nie jest ostatni o nim film.
Moja ocena: 5/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))