I w taki oto sposób dotarłam do punktu, w którym stwierdzić muszę, że wolę rozlewające się wnętrzności na ekranie, urywane członki i zgniatane mózgi, niż cierpienie przedstawione w tym filmie. Nie jest to film na poranek, a i wieczorem trudno go oglądać. Kolejny do zestawu tytułów, do których z pewnością dopiero za dłuuuugi czas powrócę. Jeśli w ogóle...
To drugi film Gregg Araki , który oglądam. Niestety jego KABOOM mocno mnie zawiódł. I podchodziłam do tego tytułu, jak do jeża. Najwyraźniej reżyser w młodości posiadał więcej weny twórczej. Film bowiem okazał się być bardzo dobry.
Fabuła, klimat i bohaterowie bardzo mocno przypominają mi tematykę filmów Todd Solondz'a, którego filmy na marginesie bardzo lubię. Araki, podobnie jak Solondz w wielu swych obrazach, poruszył bolesną tematykę dziecięcą. Autor traktuje fabułę, jako pewnego rodzaju reminiscencję. Problem molestowania seksualnego dziecka, widzimy bowiem z perspektywy nastolatków. Chłopców mentalnie ukształtowanych. Jednak ciężar przeszłości jest tak ogromny, że całe ich późniejsze życie zostało jemu podporządkowane.
Araki napisał scenariusz na podstawie opowiadania Scotta Heim. No i czuć tu rękę pisarza. Postaci są bowiem tak ukształtowane, tak niejednoznaczne, jakby wyrwane z dobrej powieści. Autor w rewelacyjny sposób pokazuje skutki wykorzystywania seksualnego dziecka. To jaki mogą one mieć wpływ na jego psychikę i późniejsze życie. I tak na przykładzie dwóch bohaterów widzimy ich biegunowo odległe życie, które zostało mocno naznaczone przez cierpienie z dzieciństwa.
Neil (Joseph Gordon-Levitt) to chłopiec, który psychicznie jest mocny. Ma na to wpływ poniekąd jego sytuacja rodzinna, czy status społeczny. Wychowywała go samotnie matka, która poprzez swoje zachowanie pobudziła w chłopcu jego homoseksualizm. Dzięki czemu jego późniejszy kontakt z trenerem wykorzystującym go seksualnie miał inne podłoże. Neil traktował trenera, nie jako oprawcę/gwałciciela, ale jako przyjaciela, mistrza, który go docenia i dzięki któremu jest wyjątkowy i kochany. Z pewnością brak ojca w jego życiu wymusił na nim potrzebę męskiego oparcia. Nie można jednak powiedzieć, że kontakty seksualne ze starszym mężczyzną nie miały na niego żadnego negatywnego wpływu. Dopiero po kilkunastu latach widać impakt jaki się wytworzył. To bardzo ciekawy przypadek. Neil bowiem jest gejem i miał tę świadomość od dzieciństwa. Traktował on swego oprawcę bez nienawiści, wręcz przeciwnie. Absolutnie podporządkowany jego woli popadł w fascynację i zauroczenie. Stał się również swego rodzaju partnerem w zbrodni. Jego spaczony obraz rzeczywistości przyjmował seks dziecka z dorosłym, jako normę. Nawet kilkanaście lat później bardziej go bolał fakt, że oprawca go opuścił i porzucił, a nie że go gwałcił i naznaczył jego życie męskiej prostytutki.
W zupełnie innej skali widzimy przypadek Brian'a. Brian (Brady Corbet) w przeciwieństwie do Neil'a wyrósł w klasycznej rodzinie. Bez zaskakujących obrazów i traum. I może dlatego myśl o gwałcie tak mocno wyparł ze świadomości. Będąc bowiem nastolatkiem wierzył, że jego problemy ze zdrowiem, wynikają z eksperymentów, które poczynili na nim kosmici. Brian w przeciwieństwie do Neil'a zda sobie sprawę ze zła, które go spotkało.
Araki nie szczędzi w środkach. Aby wspomóc przekaz mocno uwydatnia sceny męskiej prostytucji, seksu, czy gwałtu. Nie są to obrazki łatwe w odbiorze, ale z pewnością intensyfikują przekaz. I patrząc na młodego Gordonka biorącego w nich udział, zastanawiałam się ile godzin na kozetce musiał przeleżeć przed i po zdjęciach. Zagrał rewelacyjnie. Ale będąc w jego wieku, przeżywać emocje bohatera w sposób nienaruszający psychiki ? To chyba nie jest możliwe. Ale jeśli, to tym bardziej podziwiam.
Wczoraj oglądałam thrillerek MANIAC, w którym krew lała się strumieniami, więc polecałam go widzom o mocnych nerwach. ZŁY DOTYK to absolutnie odrębna tematyka, niesamowicie eksploatująca emocje i myślę, że w tym przypadku bez, jak to mówią, twardej dupy się nie obędzie. Mnie ten film mocno psychicznie zmęczył, mimo to polecam.
Moja ocena: 8/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))