Nie mam pojęcia, jak mogłam przeoczyć ten film. Powinno się mnie stłuc na kwaśne jabłko. Toż to profanacja istna. Zajebista komedia, z jeszcze bardziej zajebistymi postaciami, a jak ktoś lubi się dobijać powagą, to na zachętę dostaje motyw odwiecznej walki dobra ze złem.
Ostatni raz uśmiałam się tak przy filmie Cztery lwy (2010) , choć poziom absurdu w tym filmie do dziś mnie poraża i padam pokotem na sam wydźwięk tego tytułu. Mimo to JABŁKO ADAMA predestynuje do miana wypasionego pastiszu filmów o uprzedzeniach i wierze.
A zaczyna się niczym w bajce. Dobroduszny pastor przyjmuje pod swe skrzydła zepsutych rzezimieszków, niosąc w sercu szczytny cel uzdrowienia duszyczek i wyrwania ich ze szpon zła. I idylla trwała by niestrudzenie, gdyby nie Adam (Ulrich Thomsen), zadziorny charakterek, który przekornie obrał sobie za cel przechrzczenie pastora Ivana (Mads Mikkelsen). I w taki sposób panowie stają w resocjalizacyjne szranki, mocując się jeden z drugim, kto kogo i kiedy przeciągnie na odpowiednią stronę.
Film w swojej złożoności jest niezwykle prosty. Fabuła nie jest wyszukana. Ale w tej właśnie prostocie tkwi moc obrazu. Autor bowiem postawił niezwykły nacisk na budowę charakterów. I nie ma tutaj postaci, która by w jakiś, choć minimalny sposób nie była oryginalna, wybijająca się, czy niezwykle kolorowa.
Z pewnością prym wiedzie Ivan - pastor, którego świetnie opisał mój ulubiony charakterek w filmie, szczery do bólu doktor. To człowiek z patologicznej rodziny, z której wyniósł niezwykle spaczony obraz rodziny i własnej osoby. Te właśnie słabości wykorzysta do swych niecnych celów Adam. Neonazista i recydywista. Zacietrzewiony i zepsuty przez ideologię. Na przekór światu i poniekąd samemu sobie próbuje udowodnić, że zło istnieje, tkwi w człowieku i ma się dobrze. Co z tego wyjdzie - polecam przekonać się samemu.
No i mamy wesołą trzódkę pastorka. Czyli opasłego ex tenisistę, alkoholika-gwałciciela i kleptomana z upodobania Gunnara (Nicolas Bro). Oraz walczącego z norweskim Statoilem, mistrza rewolweru, emigranta arabskiego Khalida (Ali Kazim). Parytet musi być, więc jest i też dama. Ciężarna, puszczalska, alkoholiczka, która ma schizę na punkcie upośledzenia swego płodu. Tą jakże kolorową i piękną grupę indywidualistów spod ciemnej gwiazdy spina jabłoń, jabłka i chmara nienażartych ptaszorów.
Powiem szczerze, że dotąd nie miałam do czynienia z filmami Anders Thomas Jensen 'a. Znałam go bardziej od strony pisarskiej. Naprawdę kolo jest łebski. Stworzył kilka zajebistych scenariuszy. Z tych które widziałam i mogę autentycznie polecić, to
Bracia , Tuz po weselu ,
Red Road ,
Ksiezna ,
Nie bój sie mnie
,
W lepszym swiecie, czy
Wesele w Sorrento
. Nie dziwi mnie więc wcale, skąd taka wyobraźnia i kreatywność. Zmieścić takie osobowości i nadać im lekkości, charakteru i jednocześnie ogromnej dawki humoru, jest niezwykle trudno. Osobną kwestią jest użyta pełna paleta alegorii. Nie są może one jakoś wybitnie skomplikowane i wyszukane, ale właśnie o to chodzi. Absolutnie każdy je odczyta i zrozumie ich znaczenie. Jabłoń, zepsute jabłka, nalot kruków i robactwa, burze z piorunami i księga Hioba. Wszystko to tak rewelacyjnie wpisane, że nie sposób nie zrozumieć przesłania.
Adam to zło wcielone (taką ma niechlubną opinię), nienawidzi dobroci w Ivanie. Uważa go za pozera, oszusta i hochsztaplera ogarniętego manią zbawienia. Adam symbolizuje w filmie Hioba. Jest człowiekiem złamanym przez los, mocno doświadczonym, nieuległym, a mimo to mocno i żarliwie wierzącym. Adam usilnie pragnie uświadomić pastora, że jego cierpienie jest karą Boga za jego grzechy. Jednak to, co jest fascynujące w Ivanie, to jego głęboka wiara w ludzką dobroć. Nie przyswaja nawet najmniejszej myśli, że ktoś mógłby być zły z natury. I tą ogromną miłością i wiarą w człowieka zaskarbi sobie szacunek u tych, dla których to słowo jest warte funta kłaków... a jednak.
Film mimo potężnego zwrotu akcji, niesie w sobie przesłanie bardzo pozytywne. I jakoś mnie to wcale nie dziwi. Mimo swoich ułomności, nie sposób nie polubić Ivana. Pod jego wręcz dziecięcą naiwnością ugnie się najtwardszy charakter.
Nawet jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, no może trochę do zwolnienia fabuły, to i tak jak to mówi klasyk "minusy nie przesłoniły mi plusów". To wspaniały, pozytywny i mega zabawny obraz (popłakałam się przy scenie ubicia kota i obstrzału kruków, a koślawa duńszczyzna Khalida doprowadzała moją przeponę do spazmów). No i ta obsada. Oczywiście top of the tops duńskiego aktorstwa. Wspaniale obserwować ich wszystkich razem w akcji i żal, że może się to już nigdy nie powtórzyć.
Polecam absolutnie !
Moja ocena: 9/10
ps. nie sposób również nie wspomnieć o bardzo wymownym i jeszcze bardziej dwuznacznym utworze, który przewija się w filmie, niczym mantra:
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))