Zachciało mi się skandynawskich klimatów to mam. Jakby mi ktoś z piąchy zasadził prosto w nos. Ten film to jeden wielki pean na cześć bólu, cierpienia i nienawiści. Skandynawski chłód w pełnej krasie.
Eva Sørhaug podchodzi do tego filmu z pozycji obserwatora. Oto z tłumu norwegów wybiera sobie trzy klasyczne związki małżeńskie. Starsze małżeństwo, parę po rozwodzie i obiecującą rodzinę z małym dzieckiem. Nic bardziej wyszukanego. A jednak...
Oglądając ten film, właściwie już przy samym jego końcu, naszła mnie jedna myśl. Odczucie, które jakby wzmocniło się w scenie końcowej. To jeden wielki panegiryk o mizoandrii. Nienawiść płynąca z ekranu do rodu męskiego jest tak wielka, jak wielkie jest okrucieństwo płynące od męskiej części bohaterów wobec ich kobiet. To oni byli oprawcami i katami, kobiety zaś ich ofiarami.
Mało mnie rzeczy szokuje, ale ten film jest mocno przesadny. Reżyserka wrzuca nas, bez żadnych uzasadnień, czy umotywowań, jakby cała historia była wyrwana z kontekstu, wprost w wir rodzinnych katastrof. I tu uwaga spojlery, kto nie chce to niech nie czyta.
Film zawiera masę scen okrutnych i jednocześnie nie popartych żadnym logicznym uzasadnieniem. O ile jestem w stanie zrozumieć brak logiki w scenach, w których mąż napierdziela z piąchy małżonkę, tylko dlatego że niemowlę wyje z głodu, a on jest właśnie na koksowym haju. O tyle nie mogę przejść bez bólu do sceny, w której mąż ni w pięć ni w dziewięć truje swoją kobietę, po czym sam popełnia samobójstwo. Również sceny rodzinne pary rozwodników budzą masę wątpliwości. Z jednej strony szczekająca na męża żona o byle gówno przeciwstawiona czułemu facetowi, który chce mieć dobry kontakt ze swoimi córkami. Autentycznie czuję niechęć do tej kobiety, która niczym wściekła suka w szale obszczekuje wszystkich wokół. Czuję niechęć jej byłego męża do tej kobiety. Z drugiej jednak strony życie nie jest tak jednostronne. Gdzieś pies musiał być pogrzebany. Ta agresja musiała mieć swoje źródło i pewnie był nim ów mężczyzna. Jednak nie dowiemy się tego. I możemy tylko gdybać. A scena, w której rozpierdala z gnata gniazdo swoich udręk po prostu przerasta moją zdolność empatii.
Ten film może się podobać. I generalnie nie jest zły. Jest mocny i niesie ze sobą masę skrajnych emocji. To dobrze. To bardzo dobrze. W życiu nie lubię i nie znoszę jednostajności. Nudzi mnie miarodajny rytm. W tym filmie tego nie ma. Na przemian serwowana przez reżyserkę scena rodzajowa z gwałtów, mordobicia i wrzasków nie daje chwili psychicznego wytchnienia. I to jest ogromny plus tego obrazu. A jednak... Jestem osobą, która czerpie przyjemność ze zrozumienia ludzkiej psychiki. Cieszy mnie, gdy widzę, że skutek miał swoją przyczynę. Takie oderwanie od rzeczywistości przypomnina mi oderwane gwałtem dziecko od swojej matki. Brakuje mi dopowiedzenia. Brakuje mi sensu i logiki postępowania bohaterów. A nader wszystko analizy źródła owej nienawiści do tych kobiet. A tak a propos kobiet.. to trochę dziwny jest ich obraz w filmie. Z jednej strony uległe, wręcz momentami rażą swoją głupotą, z drugiej waleczne. Ani jedno ani drugie w parze nie idzie. Jednak w jakiś sposób usprawiedliwia to ich inercję wobec swoich partnerów.
Nie będę już analizowała, że Skandynawia to generalnie kraj chłodem płynący i trudno w nim poczuć się emocjonalnie ciepło i przyjaźnie. To każdy wie i poniekąd jest to już pewien schemat i obraz przeciętnego Skandynawa. Mają z tego masę plusów. Kino tworzą od lat niesamowicie klimatyczne. I tak też jest i w tych owych 90 minutach. Klimat chłodu i ponura aura, jaką niosą te historie jest mocno porażająca. Wręcz przerażająca. Trochę jak w filmach Haneke. Tylko w jego filmach zło zawsze ma swoją genezę i z czegoś wynika. Tutaj tego mi mocno brakuje. Nie pozwala mi to utożsamić się i zrozumieć bohaterów. I to ogromny minus.
Mimo wszystko jednak polecam... jest to pewien obraz patologii, ale ku przestrodze nigdy nie zaszkodzi.
Moja ocena: 6/10
Są inteligentne kobiety ?
OdpowiedzUsuńno nie wierzę... mizogin ?!! ;-)
UsuńAbsolutnie nie..tylko rozczarowanie życiowe..;-) z lekką nutką niedowierzania.
OdpowiedzUsuńTak naprawdę to jestem pod wrażeniem Twojego opisu....a odpowiedź powinna właściwie brzmieć...oczywiście że są...mam nadzieję.
OdpowiedzUsuńsą są, nie będę skromna, ale jestem żywym, dwunożnym dowodem ;-)
Usuń