Jak na debiut fabularny, Henry Alex Rubin wykonał naprawdę przyzwoitą robotę. Fabuła filmu jest intrygująca, porusza ciekawe problemy, a przede wszystkim to na wskroś współczesny obraz. Jakby niósł nim znak ostrzegawczy, którym próbuje otworzyć nam trochę szerzej oczy. Czy otworzył ? Mnie nie. Zbyt mądre dziewczę ze mnie, bym nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństw współczesnego świata. Jednak, co innego mieć samoświadomość, a co innego sugestywnie pobudzać emocje bodźcami wizualnymi. I mimo obejrzenia tysiąca filmów, Rubinowi udało się skutecznie wybudzić mnie z emocjonalnego letargu.
Już po dziesięciu minutach filmu nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że film nie tylko konstrukcyjnie, ale i fabularnie przypomina CRASH.
Rubin opowiada historie kilku rodzin, które w pewnym momencie się zazębiają. Schemat ten jest, jakby żywcem ściągnięty zarówno ze wspomnianego CRASH, ale i z MAGNOLII, BABEL, TRAFFIC, 21 GRAMS, czy AMORES PERROS. Choć w przypadku tego ostatniego tytułu różnica polega na chronologii przedstawianych wydarzeń. Rubin w przeciwieństwie do Inarritu, prowadzi historię linearnie i chronologicznie, nie cofając się do zdarzeń przeszłych.
Całość fabuły w głównej mierze spina jeden problem - zagrożenia płynące z nadużywania zaufania wobec internetu. Jest tu świetnie przedstawiona historia o młodzieńczych skutkach podłości, głupoty i braku wyobraźni. Kiedy to durni chłopacy, chcąc pokazać swoją "wyższość" nagabują nielubianego kolegę przez fejsa pod ukrytą tożsamością, po czym publikują szkolnej społeczności jego wstydliwe zdjęcie. Oczywiście głupota jednych kończy się tragedią drugiego.
Jest też ciekawie pokazana historia złodziejstwa internetowego. Gdy małżeństwo zostaje pozbawione grubszej gotówki i zmaga się z problemem bankructwa. I kolejna historia - internetowej prostytucji nieletnich.
Sama jednak historia zagrożeń płynących z sieci to tylko przykrywka do głębszego problemu. Problemu z akceptacją i wyalienowaniem młodzieży oraz odwiecznym problemem wszelkich kolorów miłości, zarówno tej rodzicielskiej, jak i partnerskiej. Pogodzeniu się z utratą najbliższych, jak i przezwyciężeniu kryzysów. Próba zrozumienia młodzieży, jak i umiejętności dotarcia do niej. Przełożenie chęci niesienia pomocy ludziom w potrzebie nad własne egoistyczne pragnienia. Z każdej tej historii płynie obawa przed samotnością, jakby nie patrzeć. Ludzie nie potrafią być sami i nie chcą być sami. Bycie samemu ze sobą wymaga bowiem odwagi w zmierzeniu się z własnymi słabościami. A wygodniej nam dostrzegać je w innych. Moje ulubione stwierdzenie w związku z tym, chyba nawet z WILQ - "Widzisz źdźbło w oku bliźniego, a belki w swojej dupie nie zauważasz" :-)
I tą mądrą myślą zreasumuję. Mądre to filmidło, ciekawie przedstawione, choć nie ma w tym oryginalności żadnej. Rewelacyjna obsada - Bateman zaskakuje. Podoba mi się również młody Jonah Bobo i z zainteresowaniem pośledzę jego filmowe kroki. Niestety nie rozumiem zachwytów nad Alexander Skarsgård 'em. To już mój drugi film w tym tygodniu i druga bardzo przeciętna rola. Trzeci czeka w kolejce, więc będzie to ostateczna weryfikacja :-). Ciekawostką jest natomiast udział mileniowego Michael Nyqvist 'a w raczej skromnej roli. Czyżby planował zarobkową emigrację ?? Mimo niewielkiego udziału w filmie, fajnie mu ta rola wyszła. W skromny, ale wyraźny sposób wymalował postać pełną smutku i dramatu.
Może ścieżka dźwiękowa nie porażała, ale były momenty, w którym naprawdę dawała radę. A końcowa scena, ze spowolnieniami obrazu była wyjefakinbista :-)
Póki co, polecam.
Moja ocena: 7/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))