Brit Marling poznałam przy okazji ciekawego projektu ANOTHER EARTH, który mimo dość pechowego sprzężenia z niewiele wcześniejszą MELANCHOLIĄ prawie przeszedł koło nosa niezauważenie. Na szczęście - "prawie", bowiem Brit ma talent, ma nosa, jest piękna i tworzy ciekawe kino. Co również zauważyli bracia Ridley i Tony Scott (producenci THE EAST). Niewiele trzeba było mnie więc zachęcać do filmu SOUND OF MY VOICE, który wespół-napisała, tak jak THE EAST, z przyjacielem Zal Batmanglij. Oboje znają się dość dobrze. Swoje prywatne doświadczenia przełożyli na papier THE EAST. I na przykładzie tego właśnie filmu, mając równocześnie w pamięci SOUND OF MY VOICE widzę, że ta para ma swój styl i konsekwentnie realizują bardzo przemyślane, niebanalne historie. W SOUND OF MY VOICE poruszyli problem sekciarstwa i fałszywego proroctwa, by THE EAST zamienić w pro ekologiczną propagandę i bardzo ciekawą eko-terrorystyczną bańkę. Powiem szczerze, że jest to naprawdę oryginalna historia. Mało bowiem w kinie tematów, które jak jeden mąż obnażają krwiożerczy, korporacyjny kapitalizm.
To historia o dziewczynie, tajnej agentce w jednej z prywatnych firm, która pod przykrywką inwigiluje środowisko grupy terrorystycznej zwanej The East. Członkowie tej grupy uprawiają tzw.ekologiczny terroryzm. Obnażają członków rad nadzorczych, zarządów, właścicieli korporacji farmaceutycznych, paliwowych itd., które naruszają i zagrażają środowisku naturalnemu, czy życiu człowieka.
Fabuła to fantastyczny temat rzeka. Ilu ludzi tyle opinii. Jedni będą popierać poczynania grupy, drudzy ostro krytykować. Każdy się jednak zgodzi, co do kwestii manipulacji i kłamstwa jakim karmione jest współczesne społeczeństwo przez media, które poniekąd są w rękach tychże korporacji. Jedyne co może razić w fabule to bohaterowie, z których większość to buntujące się dzieciaki z bogatych domów. Jednak wobec całości filmu, tego w jaki sposób go odbieram, ta wada wydaje się być zwykłym czepialstwem.
Bardzo fajne kreacje aktorskie duetu Marling - Skarsgard. Jaka między nimi była niesamowita chemia, jakie emocje, aż ekran iskrzył. Takiej relacji między dwojgiem brakowało mi właśnie w opisywanym niedawno filmie THE BROKEN CIRCLE BREAKDOWN . Fajnie oglądało się również Ellen Page. W jej przypadku wszystko wyjdzie dobrze. Mogłaby być kurą domową lub panią czyszczącą powierzchnie płaskie - poziom dramatyzmu byłby niewspółmierny do ról jakie są jej przypisane.
Od strony technicznej to bardzo solidnie skrojony materiał. Przyzwoita ścieżka dźwiękowa i fajne zdjęcia. Nie ma wielkiego szału, ale pod kątem technicznym jest to naprawdę rzetelny film. Cały czas jednak uważam, że nie o wizualne rwanie dupy w tym filmie chodzi. Historia ta ma nas obudzić z letargu, dać do myślenia, w jakim punkcie naszej mapy życia właściwie jesteśmy i kim jesteśmy ? W którym kierunku zmierza cywilizacja i kiedy czara goryczy zostanie przelana ? Jesteśmy społeczeństwem rozleniwionym. Kisimy się w naszych miękkich kanapach, wozimy dupy w wypasionych brykach i jedyny problem jaki przemknie nam przez myśl, to czy odłożymy kasę na przyszłoroczne wakacje w Tajlandii. A tu Brit z Zalem wyjeżdżają nam z buszmeńskimi teoriami :-) Ja łykam takie historie i wchłaniam jak gąbka. Mnie to pasi, choć nie ukrywam, że nadal mi wygodnie w mojej miękkiej, pluszowej kanapie. I choć mi w niej przyjemnie, to poziom wkurwienia, na to co się dzieje dookoła, rośnie ... z dnia na dzień ... coraz bardziej.
Polecam!
Moja ocena: 7/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))