Zanim zacznę opisywać wrażenia z WWZ muszę przyznać, że nigdy nie byłam, nie jestem i nie będę fanką zombiaków w filmie. W grach... to co innego. Rozpierdalanie łbów bełkoczącym i wałęsającym się truposzom wydaje się zabawne, jednak już oglądanie cherlaków w fabule, na mój skromny rozum, jest zbyt abstrakcyjne by to przełknąć bez wzmacniaczy. I to powiedziawszy... bardzo grzecznie, bo można dosadniej, przechodzę do WWZ.
Marc Forster - reżyser. Jak przeglądam jego dotychczasowy dorobek dochodzę do wniosku, że facet ma problem z konsekwencją. Jego filmy są tak nierówne, tak urozmaicone tematycznie, że stwierdzam kategorycznie, że nie ma swojego stylu, a filmy kręci dla sportu, dla zabawy, bo taki jego zawód, łotewer. Jak tu porównywać bowiem
Czekajac na wyrok
z
Chlopiec z latawcem
, czy właśnie WWZ ? No choćbyś padł trupem, bezsens i bezlogik totalny. Wiele mu więc można zarzucić, jedno trzeba oddać, że ma fazy na kino bardzo dobre. Jednak nie tym razem...
Nie wiem, czy to plus, czy też minus, ale oglądałam ten film bez bagażu książki. Powiem szczerze, z doświadczenia, wolę najpierw obejrzeć film, a potem przeczytać książkę, chyba że już za późno :-) Nigdy bowiem nie spotkałam się z ekranizacją lepszą od książki, nawet w przypadku TŁAJLAJTÓW, więc takie jaranie się czy film będzie lepszy, czy gorszy od słowa pisanego z lekka mnie bawi.
Olewam więc warstwę pisarską i przechodzę do czystych, nienaruszonych i zblokowanych uprzedzeniami wrażeń widza.
I jako widz - całkiem przyzwoicie to wygląda od strony wizualnej. Zombiaki są fajnie, choć bez szału. Efekty mogą być, choć bez szału. Brutalności w filmie żadnej, bo to kino dla dzieciaków (Pitt'a między innymi). Gdzie te jatki z zombiakolandii ??? Isz wajs niszt, jakby to powiedziano w KC DEZERTERZY. PG-13 kosi żniwo. Obraz pozbawiony jaj. Jest mdły, jak papka dla niemowlaków i ckliwy, jak romanse dla emerytek.
A skoro mowa o romansach to można śmiało przejść do fabuły. A ta skrojona na typową amerykańską modłę. Przeciętny (not!) Brad Pitt wraz ze swoją rodziną w obliczu szerzącej się zarazy zostaje zawezwany przez ONZ do udziału w misji ocalającej świat. Bohater się waha, rodzina płacze. Jednak w obliczu wizji wykurzenia ich z azylu dla VIP-ów początkowe wątpliwości bohatera szybko znikają. I tak rozpoczyna się niebezpieczna i przerażająca misja (not!).
W fabule brakuje mi zaskakujących zwrotów akcji. Całość kręci się od pkt.A do pkt.B i jest nad wyraz oczywista. Wręcz schematyczna i przewidywalna, niczym ciąg przyczynowo-skutkowy. Widzowi nie pozostawia się innego wyboru, niż jak cielak podążać za bohaterem. Ogromnym plusem jest przedstawienie głównego bohatera, jako przeciętnego człowieka. Nie ubiera się go w barwy narodowe. Nie dodaje pompy i patosu. Cała ta herosowa otoczka jest wymazana, dzięki czemu łatwiej się nam z bohaterem utożsamić. Problem jednak w tym, że jak się wybiera do roli Brada Pitta, a za jego żonę naprawdę przeciętną
Mireille Enos , to zaczynam się zastanawiać, który kowalski wygląda, tak ... jak Brad Pitt :-) I przez tę konsternację cały urok z bycia przeciętnym a'la bohater WWZ siada i sprawia, że człowiek chętniej sięga po xanax :-)
A skoro o Bradzie Picie :-). Najsłabsza rola, ever. Jeszcze w tak miernej kreacji go nie widziałam. Facetowi albo własne dzieci odebrały jaja, albo przy budowie swojej postaci postradał chwilowo rozum. Zniżył się do poziomu serialowego aktorzyny - tylko tak to mogę podsumować. Fajnie oglądało się natomiast europejskie twarze - Pierfrancesco Favino i Moritz Bleibtreu . Szkoda tylko, że role które otrzymali ograniczały się praktycznie do ról statystów. Żal pełen z epizodycznej rólki David Morse 'a i statystowania Matthew Fox 'a (WTF?).
Podsumowując... fabuła słaba, akcja przeciętna, choć są fajne sceny zwłaszcza te z Jerozolimy. Kompletnie zaprzepaszczono ideę filmów o zombiakach wprowadzając PG-13. Zero okropności i zanik brutalności. Apokaliptyczna opowiastka dla grzecznych dzieci. Słaba rola Pitt'a, a byłam go szczególnie ciekawa w takim gatunku. Nawet mi ścieżka dźwiękowa nieszczególnie pasowała do tego filmu, choć jako muzyka sama w sobie całkiem niezła.
Mimo wielu minusów jeden wielki plus to ten, że o dziwo całość oglądało się naprawdę przyzwoicie. W każdym innym przypadku leżałabym pokotem na kanapie i kwiczała z bólu egzystencjalnego. Foster jednak jest fachowcem w swojej dziedzinie i mając słabiznę i konieczność kręcenia filmów o zombiakach dla dzieci stworzył całkiem klimatyczny obrazek.
Czy polecam ?! I tak i nie, jak tam chcecie, a z pewnością i tak obejrzycie (jak i ja z resztą) ... w końcu Brad Pitt ;-)
Moja ocena: 5/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))