Z pewnością o Wallym Pfisterze można powiedzieć, że jest niezwykle utalentowanym, nadwornym operatorem u Nolana. Czy równie dobrym reżyserem ? Jest to wprawdzie dopiero jego debiut, więc zbyt surowe oceny byłyby tutaj nie na miejscu. Po obejrzeniu TRANSCENDENCJI muszę jednak przyznać, że póki co, lepszy z niego autor zdjęć niż reżyser.
Obejrzałam ten film wczoraj i cały czas zachodzę w głowę "o czym faktycznie jest ten film" ? Z jednej strony to naprawdę niezła historia miłosna z drugiej... no właśnie... co ?
Fabuła TRANSCENDENCJI mimo swej błyskotliwej wizualnej otoczki nie wydaje się być oryginalną. Zaczerpnięte inspiracje znajduję z MATRIXA, TERMINATORA, KOSIARZA UMYSŁÓW, czy JOHNNY MNEMONIC i pewnie znalazłoby się tego jeszcze więcej.
Głównym bohaterem jest Doktor Caster, naukowiec pracujący nad sztuczną inteligencją, który pada ofiarą ataku członków radykalnego ugrupowania sprzeciwiającego się ingerencji maszyn w życie ludzkie. Umysł umierającego doktora Castera zostaje podłączony do komputera w celu kontynuacji dalszych badań. Takim sposobem Doktor Caster staje się jednością z systemem operacyjnym, a jego źródłem życia staje się internet.
Doktor Caster jawi się tutaj jako demiurg, który za wzorzec stawia sobie szczytny cel ochrony życia, natury i poprawy warunków życia na niszczonej przez człowieka planecie. W ten zacny proceder wtłacza filozofię transcendencji, którą tłumaczy widzom w bardzo prosty sposób - "człowiek od wieków boi się tego, czego nie rozumie ". Ten filozoficzny termin nie jest jednak tak prosty, jak prezentują go autorzy. Kryje się za nim poznanie prawdy absolutnej, czy istnienie bytu wykraczającego poza naszą możliwość poznawczą. Bohater wprawdzie uzurpuje sobie prawo do bycia bogiem, nadal jednak tkwi w nim emocjonalne, ludzkie rozdarcie. Nie ukrywam, że owo rozdarcie towarzyszyło mi przez większość trwania filmu i niestety zakończenie kompletnie nie pomogło mi w rozwiązaniu filmowej zagwozdki. Reżyser Pfister najwyraźniej natchnięty filmami Nolana postanowił sam przedstawić nam apokaliptyczną wizję przyszłości, w której człowiek jest zagrożeniem i jedynie technologia, czy wyższy cel jest w stanie ocalić go przed samym sobą. I o ile cel jest naprawdę szczytny, nobliwy jak sam bohater, o tyle autorzy postanowili przydziać go w ludzkie słabości, czyli eskalujący pęd ku kontroli i władzy.
Jednym z wielu zarzutów, jakie postawiono TRANSCENDENCJI była nuda. Mnie ten film jednak nie znużył. W swojej formie wydał się nawet intrygujący. Problemem był brak pomysłu na rozwiązanie fabuły, w którą niepotrzebnie wplątano dość mocno rozbudowany wątek miłosny. Drugim mankamentem była obsada. Kompletnie mało przekonywujący Depp, którego maniera mówienia zawsze będzie mi się już kojarzyła z PIRATAMI Z KARAIBÓW. Za totalną pomyłkę uważam obsadzenie ról Paula Bettany i Cilliana Murphy. Ci Panowie powinni zamienić się miejscami. Totalnie mdły Bettany i niewykorzystany potencjał aktorski w kilku skromnych scenach z udziałem Murphy'ego. No i oczywiście kolejna, taka sama od lat wielu kreacja Morgana Freemana, który wypowiadał swoje kwestie, jakby czytał skład musztardy Dijon.
Cóż... może nie jest to kino wybitne, ale też nie przyprawia o większy ból głowy. Fajnie, że wkręcono w wątek futurystyczny odrobinę troski o ród ludzki i planetę Ziemia. Niefajnie, że ponownie wyszło z tego typowe amerykańskie filmidło, w którym strach przed utratą kontroli nad ustalonym porządkiem blokuje postęp. No ale od tego mamy już filmy post-apo, w nich poznamy skutki przedstawionych w filmie zdarzeń.
Moja ocena: 5/10
Dla mnie największą pomyłką tego filmu było to, że Johnny Depp dostał główną rolę, a o niebo lepiej by się w niej sprawdził Cillian Murphy. Depp wyglądał przy Rebece Hall po prostu śmiesznie, prawie jak jej synek.
OdpowiedzUsuńObawiam się, że Cillian Murphy w każdej z tych ról wypadłby lepiej od poprzedników ;-) To najbardziej utalentowany aktor w tym zestawie.
Usuń