Gdybym miała wymieniać najlepsze filmy argentyńskie, jakie do tej pory widziałam, w zestawieniu znalazłby się z pewnością film Lucia Puenzo XXY z 2007 roku. Sporo wody od tamtego seansu upłynęło i szczerze czekałam na nową produkcję od Pani Puenzo. Z wielką więc niecierpliwością zasiadłam do jej nowego filmu ANIOŁ ŚMIERCI, mając równocześnie wielkie oczekiwania zarówno wobec jej talentu, jak i samej produkcji.
ANIOŁ ŚMIERCI opowiada pewien etap z życia hitlerowskiego lekarza, znanego głównie z przeprowadzanych nieludzkich eksperymentów na więźniach Oświęcimia, Josefa Mengele. Historia nie jest jednak autentycznym odzwierciedleniem jego życia. Sporo tutaj fikcji wymyślonej na potrzeby fabuły, dlatego też nie ma potrzeby nastawiania się na odkrywanie tzw.sensacji-rewelacji. Autorka skrzętnie jednak oddała fiksacje SS-mana na punkcie bliźniąt, czy osób cierpiących na karłowatość. Wokół tych fiksacji zbudowana jest fabuła, bowiem ukrywający się w Argentyńskiej Patagonii Mengele za wzorzec do swych badań obiera sobie dziewczynkę cierpiącą na problemy ze wzrostem.
W życiu, jak i w kinie są tematy, które wprost proszą się o wybuch emocji, które poruszają, wzruszają, oburzają, generalnie wywołują jakąkolwiek emocję. W przypadku ANIOŁA ŚMIERCI jedyną emocją, jaką odczułam było znużenie i wszechogarniające zblazowanie. Niestety kino światowe zdążyło dorobić się pokaźnej ilości filmów o nazistach - tych bardziej, czy mniej brutalnych. I to może problem tego filmu. ANIOŁ ŚMIERCI na jest mdły, kompletnie bez wyrazu, nie wywołuje oburzenia, choć postać Mengele, aż się o to prosi. A fabuła jest opowiedziana w sposób w jaki filmuje się kino o tzw. mydle i powidle. Dostrzec w nim można wszystkiego po trochu. Trochę tu rodzinnej tragedii, trochę rozliczania hitlerowskich morderców, trochę problemu z ukrywającymi się, jak pluskwy w szparach niemieckimi zbrodniarzami w Ameryce Płd i trochę zwykłej rodzinnej problematyki. Sama już nie wiem, o czym tak właściwie chciała nam opowiedzieć Lucia Puenzo. Jakby nie patrzeć Lucia Puenzo nie wywołała we mnie zachwytu po raz drugi i jeśli kolejne jej filmy mają mieć podobny oddźwięk to ja sobie takie kino podaruję.
Moja ocena: 5/10
I tak właśnie jest jak w produkcję filmów miesza się za dużo osób lub gdy reżyser młody i niedoświadczony. Dajmy jej czas :)
OdpowiedzUsuńDajmy dajmy, bo XXY zrobiło na mnie piorunujące wrażenie, a tutaj... słabo, jak na postawiony wcześniej poziom. Ale jak to mówią, do trzech razy sztuka :-)
Usuń