VICTORIA, film niemieckiego reżysera Sebastiana Schippera zbiera bardzo wysokie noty. Nic by w tym szczególnego dla mnie nie było, gdyby nie fakt, że ten film mi się nie podoba. Tę różnicę w opiniach uzasadniam inną wrażliwością. Przegadane filmy w stylu Richarda Linklatera nigdy nie były moją mocną stroną, to raz. Dwa, nie rozumiem w jaki sposób można zachwycać się głupotą, którą reprezentują filmowi bohaterowie.
Fabuła jest dość prosta. Młoda hiszpanka pracująca w Berlinie w dyskotece poznaje grupkę niemieckich chłopaków. Chłopacy namawiają samotną dziewczynę na imprezę. Ta początkowo oporna, szybko zmienia zdanie. Dziewczyna wbrew logice zgadza się pomóc nowym znajomym w szemranym interesie. Nie przeszkadza to tytułowej Victorii. Dziewczyna brnie w kłopoty, a ta świadomość jest dla niej równie obca, co śnieg dla Kameruńczyka.
Film razi infantylnością bohaterów. Żaden racjonalnie myślący człowiek nie udzieliłby takiej pomocy obcym osobom. A i z pewnością przyjaciołom większość by odmówiła. Taką sytuację usprawiedliwiam wyłącznie zauroczeniem. Chemia chemią, ale to co odczynia bohaterka jest dla mnie kosmosem. Film jest jest również niepotrzebnie rozwleczony. Ponad dwugodzinny seans można by skrócić o godzinę. Zdecydowanie przesadzono z kadrowaniem. Ujęcia momentami ciągną się, jak makaron. Wprawdzie są sceny, które pieszczą oko, mimo to jest ich zdecydowanie niewiele.
Z pewnością zaskoczyła mnie doskonała gra aktorów. Trudności dodaje fakt, że film był kręcony jednym ujęciem. Aktorzy musieli więc nie tylko być skoncentrowani na swojej grze, ale też przygotowani na improwizację. Niestety film nie spełnił moich oczekiwań. Prawie półtorej godziny bleblania, by w ostatnich 40stu minutach, w końcu, rozkręciła się akcja. Film traktuję wyłącznie jako ciekawostkę i z pewnością nie zostanie w mojej głowie na dłużej.
Moja ocena: 5/10
Zdecydowanie do mnie nie przemawia, nie skuszę się.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/