Stephen Frears podjął się ryzykownego projektu. Nie pierwszy raz z resztą. Reżyser NIEBEZPIECZNYCH ZWIĄZKÓW, czy FILOMENY. Frears trzyma poziom, choć nie jest to mój ulubiony reżyser. STRATEGIA MISTRZA, bo taki jest polski tytuł THE PROGRAM, opowiada o upadku kariery najsłynniejszego kolarza, Lance'a Armstronga. Kolarza, w którym jedni widzieli utalentowanego sportowca, twardą skałę, której nie zniszczy nawet najcięższa choroba, a drudzy - oszusta i kłamcę. Armstrong odniósł wszystkie możliwe sukcesy kolarskie, pobił wszelkie możliwe rekordy, stał się wzorem walki z przeciwnościami losu, wrażliwym na krzywdy innych. Co się stało zatem z Lancem? Czy na tym wizerunku ideału są jakieś rysy i pęknięcia? Historia wyprostowała ów ideał, który mocnym tąpnięciem sięgnął bruku.
Film skupia się na śledztwie dziennikarskim oraz na burzliwym etapie życia Lance'a Armstronga, w którym oskarżony został o doping. Obawiałam się, że wizerunek Lance'a ze względu na jego bliskie relacje z wysoko postawionymi politykami, dziennikarzami i celebrytami wywrze nacisk na reżysera. Na szczęście nie jest tragicznie. Obserwujemy Lance'a u szczytu sławy. Ten sukces nie zawdzięcza jednak talentowi i katorżniczemu treningowi. Osiągnął go oszustwem i kłamstwem w zaparte.
Jaki jest zatem Lance widziany oczami Stephena Frearsa? Z jednej strony to człowiek głodny sukcesu, najprawdopodobniej zakompleksiony, oportunista, który dla zysku jest w stanie szantażować, oczernić i zniszczyć ludziom życie. Dla kariery zrobi wszystko. Przegrana nie istnieje w jego sportowym słowniku. Każdy upadek przeżywa, ale jednocześnie każdy upadek jest cegiełką, która buduje potwora. Lance stosując doping osiągnął sukces blamażu. Dla niego sport i sportowa rywalizacja nie miały większego znaczenia. Liczyło się zwycięstwo, blask fleszy i kasa. Lance zaprzedał duszę sportowca stając się największym oszustem we współczesnym sporcie.
STRATEGIA MISTRZA to film wciągający głównie z powodu ciekawej tematyki, którą podsyła nam biografia pseudo mistrza kolarstwa oraz gra aktorska Bena Fostera. Aktor przekonująco wcielił się w postać sportowej żmii, pokazując nam wiele jego twarzy - od filantropa po szantażystę. Sam obraz jest ciekawie skrojony. Akcja toczy się wartko, zdjęcia przeplatane są autentycznymi relacjami z wyścigów, a drugi plan aktorski zachwyca. Film Frearsa nie jest dziełem epokowym, ale ogląda się go na tyle przyjemnie, by warto poświęcić swój czas. Moim skromnym zdaniem jest to jedna z ciekawszych propozycji kina biograficznego jakie nam ostatnio zaserwowano.
Moja ocena: 7/10
Mam kolegę, który zawodowo jeździ na rowerze i odnosi non stop jakieś miejsca w czołówce, jak nie pierwsze ;)
OdpowiedzUsuńAle filmu nie obejrzę, nie moje klimaty.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie ;)
http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/
Narzekałaś, że mnóstwo biografii teraz produkują, ale jak widzę uparcie brniesz w ten gatunek jak kolarz do mety ;)
OdpowiedzUsuńJak nie pedałować, jak Ben Foster u mety ;) :D A poza tym, cóż ja poradzę, że Hollywoodowi pomysłów na oryginalne scenariusze zbrakło ;)
Usuń