Nie jestem fanką melodramatów z wielu powodów. Nie lubię ckliwych filmów, przesłodzonych romansów, które są miałkie i niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Z pewnością ma na to wpływ moja wrażliwość. Wolę stąpać mocno po ziemi, niż bujać głową w obłokach. A mimo to... John Crowley z tej mega ckliwej, słodkiej przypowiastki stworzył przyjemną, miłą dla oka i duszy historię o miłości, tęsknocie i rozdarciu, które wiąże się z przymusową emigracją. Przy okazji polecam wcześniejsze, bardzo dobre filmy tego reżysera - BOY A oraz IS ANYBODY THERE?
BROOKLYN to opowieść o młodej Irlandce, która ze względów finansowych zmuszona jest do emigracji. Wyjeżdża do Ameryki, gdzie osiada w tytułowym Brooklynie. Obserwujemy jej zmagania z zastaną rzeczywistością. Z dala od bliskich znajomych, rodziny, pozostawiona sama sobie, ale też z dużym oparciem irlandzkiej mniejszości w Nowym Jorku.
Ten film wbrew swej fikcyjnej otoczce jest niezwykle współczesny i aktualny. Wiele osób dotknął problem przymusowej emigracji, czy to osobiście, czy w rodzinie, czy wśród znajomych. Z pewnością samotność, wyobcowanie i brak wsparcia to największe bolączki tych osób. Historia Ellis jest pod tym względem nieco wygładzona. Dziewczyna mimo ogromnej odległości od domu rodzinnego, nie jest pozostawiona sama sobie. A jej historia w filmie BROOKLYN nie skupia się na problemach materialnych, ale emocjonalnych.
John Crowley stworzył przyjemny melodramat, w którym miłość jest lekarstwem na samotność i tęsknotę. To opowieść o adaptacji i poszukiwaniu akceptacji. I mimo mojej szczerej niechęci do tego filmowego gatunku oraz aktorki Saoirse Ronan, BROOKLYN oglądało mi się bardzo przyjemnie, a Ronan wypadła w nim niezwykle naturalnie i przekonująco. Nie ukrywam, że film nie jest pozbawiony mankamentów. Nie pasował mi tutaj włoski partner bohaterki, jego sztuczny włoski akcent, gdy rodzina władała bardzo dobrze angielskim oraz ta mało przekonująca lekkość egzystencji bohaterki. Rzadko bowiem się zdarza, że emigranci tuż po przybyciu do nowej ojczyzny od razu mają zapewnioną pracę, wsparcie i dom. Myślę jednak, że wśród melodramatów BROOKLYN to jedna z lepszych tegorocznych propozycji, która pozwala przez chwilę ogrzać się w te zimowe wieczory.
Moja ocena: 6/10 [mocne 6,5]
Świetna recenzja. Ja także na swoim blogu z o wiele krótszym stażem niż Twój. Choć nasze opinie trochę się różnią to pozdrawiam i zapraszam do mnie : http://www.okiemmlodegowidza-kinomanka.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuń