Od dnia, w którym obejrzałam film Justina Kurzela SNOWTOWN jestem jego absolutną fanką. Genialny, okrutny dramat o braterstwie i patologii. Ten australijski reżyser ma oko nie tylko do ciekawych tematów, ale przede wszystkim do przepięknych ujęć. Magia zdjęć Adama Arkapawa otula dobrze prowadzoną opowieść. I choć MAKBET Kurzela to nic innego, niż wiernie odtworzona sztuka Szekspira, to jest to z pewnością wizualny majsterszyk Arkapawa i mistrzowskie aktorstwo Fassbendera.
Skupiając się jednak na wrażeniach, bo mniemam że historię szkockiego tana Makbeta każdy zna, muszę przyznać, że było nad wyraz dobrze. Widziałam już wiele filmowych adaptacji tej sztuki, od klasycznego ujęcia [Polańskiego TRAGEDIA MAKBETA z 1971], do nowatorskich projektów [tu polecam MAKBETA z 2010 z Patrickiem Stewartem w roli głównej] i mimo wiernej adaptacji o nudzie nie było mowy. Myślę, że do takiego odbioru MAKBETA Kurzela przyczyniła się genialna oprawa wizualna oraz bardzo dobra kreacja Michaela Fassbendera. Bałam się, że aktor może nie poradzić sobie z tak emocjonalną rolą. Jak najbardziej jej sprostał.
Nowa adaptacja sztuki Szekspira nie ma znaczących mankamentów. Można mu zarzucać zbyt wierne, szkolne, wręcz podręcznikowe odegranie, jednak w głównej mierze ten zarzut będzie wynikał z oczekiwań widza. Myślę, że wersja Kurzela wpisze się w kanon najlepszych, wiernych adaptacji MAKBETA. Reżyser dobrał sobie bardzo dobrych aktorów, śmietankę brytyjskiego aktorstwa. Skupił swoją uwagę na detalach... na ubiorze, charakteryzacji, która zgodna byłaby z ówczesną epoką.
W trakcie seansu odnotowałam również wiele zapożyczeń, inspiracji lub zwykłych analogii. Sceny walki, spowolnienia, które przywołują w pamięci Zacka Snydera 300. Ujęcia, kolorystyka przypomniała mi VALHALLA RISING Nicolasa Windinga Refna. Natomiast klimat i duszna atmosfera, prawie jak w intrygującej adaptacji WICHROWYCH WZGÓRZ szkockiej reżyserki Andrei Arnold. Z pewnością MAKBET Justina Kurzela podzieli widzów na wielbicieli klasyki i tych, którzy oczekiwali od reżysera powiewu świeżości i odmłodzenia tej wiekowej sztuki. Mimo to polecam wszystkim. Jeśli nawet fabuła wyda się zbyt ograna, to zdjęcia Arkapawa i aktorstwo Fassbendera zrobią odpowiednie wrażenia.
Moja ocena: 7/10
A czemu ani słowem nie wspomniałaś o Lady Makbet? Czyżby Marion Cotillard wypadła tak nijako, że nie warto było o niej pisać?
OdpowiedzUsuńDokładnie tak jak mówisz. Zupełnie w cieniu Fassa
Usuń