THEEB to nominowany do Oscara debiut pełnometrażowy jordańskiego reżysera Naji Abu Nowara. Tytuł to imię chłopca, bohatera filmu, który po polsku oznacza słowo "wilk". Przenosimy się do czasów I Wojny Światowej. Młody Theeb wraz ze swym bratem otrzymują zadanie przetransportowania Anglika do jego bazy wojskowej. Podróż wiedzie przez pustynię. Kiedy podróżnicy zatrzymują się przy jednej z pustynnych studni zostają zaatakowani przez miejscowych watażków. Od tej pory Theeb skazany wyłącznie na siebie będzie musiał znaleźć sposób powrotu do domu.
Historia Theeba nie jest wyłącznie opowieścią drogi. Z jednej strony ogromne wrażenie robi surowe życia tamtejszych szejków, którzy jeszcze nie zdążyli zarobić milionów dolarów na baryłkach ropy. Z drugiej, Naji Abu Nowar rysuje nam moment, w którym zachodnia myśl techniczna zaczyna wkraczać na arabskie pustkowia. I paradoksalnie nie wojska tureckie stacjonujące na tamtejszych ziemiach są zagrożeniem dla miejscowych. To postęp staje się wrogiem. Postęp dzięki, któremu wielu z miejscowych straci możliwości zarobku.
THEEB jest historią prowadzoną dość monotonnie i to chyba jedyny mankament tego filmu. Z pewnością atutem są uderzająco piękne zdjęcia, a wrażenie zostawia surowe życie bohaterów. Porusza ich umiejętność dostosowania się do nieprzyjaznych człowiekowi warunków życia oraz wykorzystywanie skąpej natury dla własnych potrzeb. Dziwi mnie jednak nominacja do Oscara w kategorii film nieanglojęzyczny. THEEB nie posiada wielkiej dawki emocjonalnej. Nie jest też historią mega tragiczną. Wprawdzie mówi o wartościach, którymi jest braterstwo i to nie tylko to spokrewnione, mimo to jest to dość przeciętna produkcja, która z pewnością nie pozostanie w mojej głowie na dłużej.
Moja ocena: 6/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))