PONTYPOOL predestynuje do filmów z kategorii zombie apocalypse, ale nie do końca nim jest. W istocie akcja toczy się wokół zamieszek wywołanych przez hordy zdziczałych ludzi, jednak powód nie jest już "zombiaczy". Ale po kolei...
Grant Mazzy, spiker radiowy, podczas jednej ze swych porannych audycji otrzymuje wiadomość o zamieszkach w pobliskim miasteczku, do których doszło z niewyjaśnionych przyczyn. Policja początkowo nie informuje mediów, co sprawia, że całe zajście nabiera wyjątkowo tajemniczej aury. Grant, nieufny wielbiciel teorii spiskowych, postanawia zagłębić się w sprawę.
Nie będę Wam spoilerować, co było przyczyną zamieszek, cały smaczek w jej rozpoznaniu. Nie ukrywam jednak, że film nie zachwycił mnie tak, jakbym sobie tego życzyła.
Podobała mi się bardzo pierwsza połowa filmu. Zarówno aura i klimat filmu, burza śnieżna, tajemnicze spotkanie kobiety, podbijająca napięcie muzyka sprawiały, że obraz nabrał ciekawego rysu. Niestety zabiła go monotonia, statyczność i kompletny brak pomysłu na rozwiązanie akcji. Akcja ma bowiem miejsce wyłącznie w stacji radiowej. Inne lokacje nie istnieją. Jesteśmy więc w niej zamknięci razem z bohaterami i niestety nie efekt klaustrofobii został osiągnięty, a znużenia. Szkoda. Liczyłam bowiem na niezłe ciarki, jednak im bardziej akcja posuwała się do przodu, tym mniej mnie interesowało co czeka u jej zakończenia.
Pierwszorzędnie zagrał Stephen McHattie. Jego intonacja, dykcja, tembr głosu doprowadzały mnie do istnego wniebowstąpienia. To on tworzył klimat tego filmu. On nadawał mu, tym swoim cudownym barytonem, dreszczyku emocji. To on mimiką sprawiał, że bicie serca utrzymywało się na poziomie stu uderzeń na minutę. Cudowny. Mogłabym go słuchać bez ustanku. Niestety filmu jeden jedyny aktor nie zrobi. Potencjał PONTYPOOL w drugiej połowie został zaprzepaszczony, choć pierwsza dawała nam nadzieję na naprawdę fajny, klimatyczny horrorek w stylu doomsday.
Moja ocena: 5/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))