COP CAR to kino niskobudżetowe, z pomysłem na fabułę i sensownym przełożeniem jej na ekran. Nie ma wiele takich filmów, które swoją prostotą potrafią zaciekawić, a nie zanudzić. Jakiś czas temu oglądałam podobnej konstrukcji dzieło SCENIC ROUTE i muszę przyznać, że z czasem człowiek zaczyna doceniać nawet prostolinijność w filmie.
Jon Watts, mało mi znany reżyser, opowiedział bardzo prostą historię. Oto dwóch wyrostków ucieka z domu. Na swej drodze spotykają opuszczony wóz policyjny. Gówniarze postanawiają zabawić się w policjantów i kradną auto. Jak się wkrótce okaże, wóz wcale nie był opuszczony i należał do przesączonego złem, małomiasteczkowego szeryfa.
Nie jest to historia drogi, ani kryminał. To raczej polowanie, w którym wilk goni zajączki, a zajączki mimo swej naiwności mają więcej szczęścia, niż rozumu. Film potrafi być momentami brutalny, ale okrucieństwo nie jest głównym nurtem tego filmu. Nie ma tu mądrych przesłań o przyjaźni, górnolotnych haseł o skorumpowanej policji i przesączonych życiowymi mądrościami tez o sprawnie funkcjonującej sprawiedliwości. COP CAR to wciągająca historia o bandziorach i durnych bachorach oraz o świecie, w którym miesza się pojęcie dobra ze złem, a i ufać nie ma komu.
Polecam ten film fanom nietuzinkowych historii. Mnie ujęła prostota i naprawdę dobrze rozpisane kwestie. Fajnie było popatrzeć na Kevina Bacona, zepsutego do szpiku kości, zaćpanego szeryfa. Film nie trwa zbyt długo i to kolejny atut, dzięki czemu fabuła wciąga jak odkurzacz.
Moja ocena: 7/10
Moja ocena: 7/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))