Długo nie oglądałam mojej ulubionej japońszczyzny i z wielką ciekawością zasiadłam do projektu NO OTOKO. I jak się słusznie spodziewałam otrzymałam wszystko, co tak lubię w kinie azjatyckim, zwłaszcza japońskim. Poryta historia, sporo brutalności, żywiołowa ekspresja i pomysły nie z tej ziemi.
Jedno z japońskich miast nawiedza seria niewyjaśnionych ataków bombowych. Po jednej z akcji policyjnych detektywi natrafiają na podejrzanego. Młody mężczyzna, który wykazuje wszelkie objawy człowieka z problemami psychicznymi. Gdy trafia pod opiekę młodej i ambitnej Pani psycholog na jaw wychodzą zatrważające historie z przeszłości podejrzanego.
Muszę przyznać, że NO OTOKO to produkcja, w której byłam świadkiem jednych z najładniejszych ujęć wybuchów i eksplozji. Zdjęcia są przepiękne i efekty rzeczywiście robią niesamowite wrażenie. Jak to bywa u Japończyków górę bierze "wykwintność" fabuły. Wymyślona historia jest niezwykła. Z jednej strony zatrważa, z drugiej możemy podziwiać bujną wyobraźnię autora. Obraz nie stroni od drastycznych widoków. Sporo tu scen brutalnych, ale też scen walki.
NO OTOKO to spora gratka dla miłośników kina azjatyckiego. Tradycyjnie już spotkamy się z motywem zemsty, ale też wymyślnymi okrucieństwami i krwawymi bijatykami. Wizualnie film zachwyca, choć momentami fabuła potrafi się przeciągać i nużyć. Mimo wszystko jest to pozycja warta uwagi.
Moja ocena: 7/10
Brzmi dobrze. Akurat ostatnio chciałem trochę się zagłębić w kino japońskie - przyda się :)
OdpowiedzUsuń