Jack Black przyzwyczaił nas do głupawych komedyjek. I jak miło było oglądać go w zupełnie innej odsłonie.
Jack gra grabarza na teksańskim zadupiu. Jego bohater to przesympatyczny, super miły, o gołębim sercu człowiek, który daje ludziom siebie, nie oczekując nic w zamian. Do czasu, kiedy poznaje pewną złośliwą, wredną staruszkę, z której jad wylewa się porami (genialna Shirley MacLaine).
Richard Linklater (Przed wschodem slonca, Przez ciemne zwierciadlo,
Szkola rocka) przyjął para dokumentalną formę narracji, by opowiedzieć nam historię, która wydarzyła się naprawdę. I na swój sposób, wedle mojej oceny, zrobił to przekonywająco. Nie jest to ani komedia, ani typowy dramat. To historia o ludziach, o lokalnym społeczeństwie i o tym, jak ważna jest w nim nasza rola.
Zdecydowanie najmocniejszą stroną tego filmu jest oprócz scenariusza, aktorstwo Black'a. Ten aktor jest maksymalnie wszechstronny. Tańczy, gra na instrumentach, śpiewa i do tego wyśmienicie odgrywa rolę dobrodusznego Bernie'go, dla którego udział w życiu lokalnej społeczności, jest jak woda dla życia. Moim zdaniem, najlepsza jego rola ever. Pokazał pełną paletę swoich umiejętności. Wszystko utrzymane na wysokim poziomie. I tylko podziw człowieka ogarnia, że tyle talentów można umieść w jednym ciele :-)
Ciekawostką może być również udział Matthew McConaughey. Jednak nie rozwodziłabym się nad jego rolą. Nie była zbyt rozbudowana. A i z racji swego pochodzenia, McConaughey miał ułatwioną sprawę.
To naprawdę dobry film. Opowiada ciekawą historię, którą napisało samo życie. Jeśli za kamerą stoi Linklater to z pewnością możemy liczyć na to, że owa historia sama nas poniesie.
Moja ocena: 8/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))