"To nie Arka, to Titanic, a w pobliżu żadnej szalupy" :-)
Mimo tak pesymistycznego cytatu, to najbardziej optymistyczny film o końcu świata, jaki widziałam.
Chyba już przerobiono wszystkie możliwe opcje zakończenia istnienia naszej planety. Powodzie, wybuchy, zmiany klimatu, katastrofy nuklearne, kosmici i zderzenia z planetami, astroidami, etc.etc.
Najwyraźniej Lorene Scafaria stwierdziła, że jest to niezła baza na stworzenie bardzo romantycznej historii, w której dwójka zagubionych i samotnych ludzi, odnalazła się w tak niesprzyjających ku temu warunkach. Sceneria może nie jest zbyt optymistyczna, ale w bohaterach mimo całej ich złożoności i skomplikowania, nie brakuje chęci na miłość.
Scafaria rewelacyjnie ujęła ludzkie zachowania wobec zbliżającego się kataklizmu. Z wielkim poczuciem humoru i ciepłem przedstawia nam wszystkie możliwe wariacje. Powoli przenosi nas z totalnego nihilizmu, poprzez wandalizm, aż do nieposkromionej euforii. Bardzo fajnie stworzyła przy tym pojawiające się postaci. Jest w nich cała masa humoru. Pokazują nam w jaki sposób można zmierzyć się z nieuniknioną śmiercią. Bardzo rozbawiła mnie impreza u przyjaciół bohatera, w której nie zabrakło ostatniej wieczerzy z ładowaniem w żyłę hery przy dźwiękach INXS (sic!), rozpijaniem dzieci oraz mega hipisowska knajpa, w której sex i hasz jest równie darmowy, co zbliżający się koniec świata :-) A ogłoszenie "Fuck a Virgin" obok "Hire an Assassin" made my day !!!
Rewelacyjnie zagrał Carell. Dotąd widziłam go w komediach o typowych zagubionych czterdziestolatkach. Tutaj wykazał się wielką wszechstronnością. Razem z Knightley pokazali pełną barwę emocji. Od brutalnego cynizmu i ironii, do melancholii. Tak w ogóle, to Scafaria zebrała wyśmienitą grupę komików. Nawet jeśli, ich rola ograniczała się do wykrzesania z siebie dwóch zdań, to były to ogromnie przyjemne dwa zdania :-) bez których film straciłby swój cały urok.
Odnoszę wrażenie, że autorka znalazła tutaj złoty środek. To słodko-gorzki melodramat i cyniczna tragi-komedia. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie, nawet jeśli, tak jak ja, dostaje wysypki na samo hasło "melodramat". Bardzo przyjemny seans, zwłaszcza przy tak rewelacyjnym soundtrack'u.
Moja ocena: 8/10
Absolutnie się zgadzam. Sama nie przepadam ani za komediami, ani za melodramatami, ale ten film powalił mnie na kolana. Pozytywnie. ;)
OdpowiedzUsuńSuper, już jest nas dwie ;-)
Usuń