Film ledwo wszedł na ekrany kin, a w necie krąży już masa recenzji na jego temat. Wszystkie zgodnym chórem mówią o ćpaniu, orgiach (gejowska też się znajdzie), przewalających się gołych dupach (choć parę penisów w zwodzie wylukałam), pijaństwie oraz o absolutnej, cytując klasyka, sodomji i gomorji. No cóż, po seansie stwierdzam... sama racja ! :-)
Scorsese ujął w Wilku to, co Stone'owi w WALL STREET z lekka uciekło. Obaj zgodnie ukazują Wall Street, jako maszynkę do robienia pieniędzy, szybkiego wzbogacenia, machlojek, przekrętów i generalnie robienie w wała przeciętnego Kowalskiego, na którego rachunek potem się ćpa, zatrudnia hordy dziwek na obłędnie drogim jachcie w koszmarnie luksusowym kurorcie. Żeby nam, wieśniakom z tego uniwersum, nie zrobiło się smutno, Scorsese wprowadza rządnego sukcesu agenta FBI, który ma wyrównać rachunki społeczne i pokazać bohaterowi, gdzie jest jego miejsce w szeregu. No cóż, Scorsese może nam mydlić oczy piękną bają, ale na przykładzie wyruchania finansjery i społeczeństwa przez Lehman Brothers wiemy, że FBI to ściema - bogaty na kryzysie się bogaci, a biedny piach żre :-)
Widziałam masę pozytywnych opinii. I moja nie odbiega od normy. Z małym wyjątkiem. Film nie jest tak dobry, jak KASYNO. Zdjęcia też nie są porażające. A i akcja momentami ulega mocnym spowolnieniom i gadulstwu bez znaczenia. Trzeba przyznać, że kołowrotek kręci się ostro. Od samego początku mamy szoł. Bohaterowie mają w dupie konwenanse i to dosłownie. Są zepsuci, ale poniekąd usprawiedliwieni. W dzikim świecie, cnotki niewydymki są pokarmem... planktonem, mają ostatnie miejsce w kilometrowej kolejce do koryta. To świat agresywny, bez skrupułów i tego wymaga się od jego uczestników. Nie wyobrażam sobie, by zdrowy, normalny człowiek mógł go przejść z sukcesem na trzeźwo. Prędzej czy później wpadnie, jak śliwka w kompot.
WILK Z WALL STREET to przede wszystkim mega zabawna komedia. Boki zrywałam całe. A scena, w której DiCaprio i Hill nawaleni w trzy dupy przeterminowanymi lekami na depresję robią zadymę, spowodowała "żuchwościsk". Dialogi są rewelacyjne. Aktorstwo Hill'a i DiCaprio pierwsza klasa. DiCaprio to człowiek kameleon. Tak jak kiedyś stworzono akcję "kobiety na traktory", tak słuszną wydaje się akcja "DiCaprio na Oskara". No niech go chłopak dostanie. Za to chlanie wody podczas kręcenia filmu, herbaty i wciąganiu cukru pudru z damskich odbytów i świeczkę we własnym :-) No należy mu się, jak psu zupa ... za całokształt.
Moja ocena: 8/10
właśnie - "akcja momentami ulega mocnym spowolnieniom i gadulstwu bez znaczenia" - przez to film mocno traci tempo i po genialnym początku robi się trochę nużący. zastanawiam się natomiast, dlaczego cała sala w kinie śmiała się z momentu, w którym właśnie Belfort przedawkował stare dragi, które podziałały na niego tak jakby miał porażenie mózgowe - tu już moim zdaniem zaczynał się ten bardziej dramatyczny nastrój filmu, pokazujący go jako zdegenerowanego, niebezpiecznego narkomana, toksycznego dla siebie i otoczenia.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
jeśli w ten sposób patrzeć, to ten facet stał się zdegenerowany od momentu zaproszenia orkiestry i dziwek do firmy na samym początku filmu ;-) ja, dla własnego zdrowia psychicznego, wolę patrzeć na ten film, jak na komedię i niech tak zostanie :-)
Usuńpozdrawiam