Wczorajszy dzień obfitował w dość marne tytuły. Jednak pozytyw tego był taki, że oglądało się je wyjątkowo sprawnie - tanx FastFarward Key !!! Zacznę więc od filmu, moim zdaniem, najlepszego. A skończę na totalnym dnie.
MAGIC MAGIC
Sebastián Silva oraz Juno Temple to powody, dla których sięgnęłam po ten film. Silva to przede wszystkim autor rewelacyjnego filmu Sluzaca (2009), a Temple lubię za jej nieprzeciętny dobór ról. Mimo wieku nie gra przynajmniej słodkich córuś tatusia po których mam zgagę przez resztę dnia.
Ale wracając do filmu, by było krótko. Fabuła opowiada o wyprawie grupy przyjaciół. Głównie gringo, którzy stacjonują w Chile, ze względu na ich bogate rodzicielstwo. Dołącza do nich kuzynka (Temple) jednej z uczestniczek, która stanie się powodem nieprzyjemnych zdarzeń.
Te zdarzenia głównie mają podłoże psychologiczne. Dziewczyna bowiem jest psychicznie niezrównoważona i wystarczy dosłownie niewiele, by w niej obudzić uśpionego demona. A towarzystwo ma doborowe - jednego kretyna (Cera), zaabsorbowaną swym chilijskim chłopakiem kuzynkę (Browning) i siostrę jednego z bohaterów, która generalnie "bywa" na ekranie, będąc pochłonięta samą sobą.
Problemy psychiczne głównej bohaterki wynikają przede wszystkim z mocnego przywiązania do kuzynki. Wręcz matczynego. Chwilowa jej nieobecność wzbudza w bohaterce ogromny niepokój i utratę bezpieczeństwa. Drugim motywatorem na drodze do jej szaleństwa jest zjeb grany przez Cera. To zepsuty gringo, syn dyplomaty, który generalnie jest wynudzony jak mops. Jest przy tym w nim coś demonicznego. Pewnego rodzaju ukryte zło. Nie wylewa się jednak z niego strumieniami. Jest jak laleczka voodoo, kłuje swoją ofiarę złośliwościami do krwi.
Ogromnym plusem filmu jest z pewnością kreacja Temple. Wspaniale zagrała introwertyczną Alicia, która powoli i systematycznie pogrąża się w swoim szale. Zaskoczył również, tak przeze mnie nielubiany, Michael Cera. Jego irytujący do bólu wzrok cielaka tym razem nabrał sensownego znaczenia. Był on jakby kwiatem w butonierce. Pewnego rodzaju stygmatem jego złej, złośliwej, zepsutej natury. Patrząc na jego zachowanie i wyraz twarzy nie opuszczało mnie przeczucie, że jest z niego niezły materiał na seryjnego mordercę.
Sporym minusem jest jednak monotonia. Fakt, film jest mocno klimatyczny. Nie ma w nim jednak wybitnych punktów zaczepienia. Czegoś nad czym można by się głębiej pochylić. Nie ujmują zdjęcia. Muzyka też bez szału. A fabuła prowadzona jest w sposób jednostajny, przez co momentami nuży.
Czy polecam ? Dla odważnych tym razem. Może dobrze nie wejść, jak to się mawia w środowisku ;-)
Moja ocena: 5/10
VANISHING WAVES
Tiaaa - expectations. O wielkich nadziejach knigę napisał Dickens. Niestety zazwyczaj marnie się one kończą.
I znów dwa powody, dla których sięgnęłam po ten film. Pierwszy to gatunek - sci-fi. Tu mnie dużo zachęcać nie trzeba. Drugi to osoba reżyserki. Litewskiej, którą poznałam przy okazji filmu Kolekcioniere - Kristina Buozyte .
Już wtedy KOLEKCJONERKA nie zrobiła na mnie wrażenia. Chciałam jednak sprawdzić, czy coś w temacie oryginalnego podejścia do fabuły Buozyte i jej przełożenia na ekran się zmieniło. No niestety niewiele. Fabuła w miarę oryginalna, choć widzę spore inspiracje obrazami Tarsem Singh 'a, jak i filmem Ken'a Russell'a ALTERED STATES. Natomiast sposób jej rozwiązania jest niedopracowany. Masa luk w fabule i niedopowiedzeń. Nie mówiąc o tym, że między oryginalnością, a dziwactwem jest cienka linia i bardzo łatwo można coś przekombinować.
Film opowiada o naukowym eksperymencie. Młody doktor poddany jest swoistemu połączeniu z mózgiem przebywającej w śpiączce dziewczyny. Poprzez urządzenie łączy się z nią i wchodzi w jej wspomnienia, myśli, uśpiony świat. Problem jednak w tym, że czysto naukowe podejście szybko przeradza się w rosnące uczucie wobec obiektu badań. Młody lekarz bowiem szybko zakochuje się w dziewczynie komplikując sobie masę spraw.
Jednym z niewielu plusów jest realizacja. Robi wrażenie profesjonalizmem. To z pewnością. Nie ma w filmie miejsca na rażącą tandetą scenografię, jak to ma miejsce w niektórych, podobno, wysoko budżetowych filmach polskich. Owe sci-fi jest momentami odczuwalne. Jednak momentami.
Razi mnie jednak dużo więcej. Fabuła. Pani Krystyna trochę się pogubiła w swojej opowieści. Początek bowiem to tandetny erotyk rodem z kolorowego kina niemego. Po czym lekko przeradzający się w szał miłosny i opętanie, by ku końcowi przeistoczyć się w thriller bez konkretnego rozwiązania. Buozyte próbuje przy tym sił w uzmysłowieniu widzowi jakie etapy przechodzi związek damsko-męski. I takim oto sposobem katuje nas obrazami namiętności, przyzwyczajenia i znudzenia się sobą partnerów. Oddać jej trzeba, że robi to w sposób dość oryginalny. Jedni jednak powiedzą, że ciekawy, drudzy że przekombinowany. Mnie jednak podejście Buozyte nie przekonało, jak i sam film również.
Nie polecam.
Moja ocena: 4/10 (powinno być 3, ale daję punkt więcej za profesjonalizm realizacyjny)
BĘDZIESZ LEGENDĄ CZŁOWIEKU
A o tym dokumencie to nie chce mi się nawet pisać. W sumie opisał go w kilku słowach jeden ze znajomych. Mając w rękach taki materiał, jakim jest drużyna narodowa. Czasy, które powtórzyć się już więcej nie muszą - mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Człowiek liczy na profesjonalną relację z przeżyć piłkarzy. Ich podejścia i motywacji do gry. Ich sposobu myślenia. A co dostaje w zamian - pierdolenie o schizach Perquisa, przemieszane wywodami przechodzącego na emeryturę Wasilewskiego, a wszystko to połączone dwukolorową animacją z dupy, jakby to było cinema art XXI wieku.
Kurwa !!! Co to jest !!! - siedziałam i uwierzyć nie mogłam w to co widzę. O jakiej legendzie Koszałka chce coś powiedzieć w swoim dokumencie ? Nie widziałam wprawdzie żadnego filmu Koszałki. Ale patrząc na to coś, to zastanawiam się, czy na zajęciach z filmu dokumentalnego ten Pan spał snem niedźwiedzim, czy leczył kaca w akademiku.
Dokument jest porażający swoją treścią. Po pierwsze, co zawsze zarzucali poloniści przy wypracowaniach, jest on NIE NA TEMAT !!!! Do licha.
Miałeś Pan jedyną, niepowtarzalną okazję, by pokazać kibicom to, co mogą się tylko domyślać. Jak przeżywają porażki ich bohaterowie. I czy w ogóle przeżywają. Czy występ w tych mistrzostwach był wyłącznie:
a - dla lansu
b - dla kasy
c - dla wypromowania się
d - wszystkie odpowiedzi są prawidłowe.
No niestety. Pan Koszałka wzruszył mnie do łez opowieścią o Perqusie. O tym jak go tatuś katował. O tym jak to nóżek zamoczyć w wodzie się boi. O tym jak mu smutno, że tatuś powiedział mu "Kocham Cię" dopiero jak miał 21 lat. Who gives a shit Mr Koszałko, who ??? I don't !! Nie interesują mnie psychozy, schizy i kompleksy Damien'a. Mam je w dupie. To maszyna do piłki nożnej. On ma wyjść na boisko i napierdalać. A swoje schizy zostawić w szatni. Koniec. Kropka.
No i mój ulubieniec Wasilewski, nocny postrach dziewczynek. Następny bohater tudzież legenda wg.Koszałki. I jego wywody, jak to kocha piłkę, jak to mu życie uratowała, jak to się boi osadzenia na mieliźnie. O la boga ! Tego było ponad moją wytrzymałość.
Nie wiem, czy rozmów przed kamerą zabronił pozostałym zawodnikom PZPN, czy ich menadżerowie. Dokument jednak to zlepek urwanych zdjęć meczy, sapanie zawodników i cmokanie ozorem Grzegorza Lato. Ktoś tam rzucił z trybun kurwą na Smudę, ale szybko wyciszono. Nie było nawet mojej ulubionej pieśni meczy polskiej piłki, czyli "Jebać PZPN". A o sensownych dyskusjach, tzw.merytorycznych to już nie wspomnę.
Jedno zdanie, bodajże któregoś z masażystów, tudzież fizjoterapeutów usłyszałam. Facet prawdopodobnie współpracował wcześniej z drużyną hokeja. Powiedział on, że zawodnicy po przegranym meczu hokejowym wracali do hotelu bez kolacji. Hmmm... biorąc pod uwagę rozmach w PZPN, wyjebane w kosmos hotele, żarcie i zarobki kosmiczne... to ten brak kolacji byłby dla naszych gwiazd ogromną karą. I pewnie połowa tych panien w trampkach na drugi dzień poskarżyła by się pismakom, jak to nieludzko są traktowani.
Żal... żal dupę ściska, jak się to cudo ogląda. Absolutna strata czasu.
Moja ocena: 1/10 (gdyby było zero w ocenie, dałabym zero)
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))