Tak dobrze nie ubawiłam się od czasów THE GUARD, czy FOUR LIONS. Nie ukrywam, że głównie za sprawą Melissa McCarthy. I tak właściwie to nie mam pojęcia, co bardziej przeważyło - postać, którą grała, czy jej własna osobowość. Wydaje mi się jednak, że z taką charyzmą, każda jej rola skazana jest na sukces. Nawet, gdy sam film sucks.
To typowa komedia kryminalna. Agentka FBI (Sandra Bullock), niedoceniana z powodu swej płci, chcąc uzyskać awans zawodowy przyjmuje sprawę w Bostonie. Jej zadaniem jest dobranie się do tamtejszego szefa narkotykowej mafii. Od tego sukcesu zależeć będzie jej sytuacja zawodowa. Problem pojawia się, gdy na drodze staje zadziorna policjantka z mega niewyparzonym pyskiem (Melissa McCarthy). Po serii utarczek okazuje się, że przeciwieństwa się przyciągają, a obie Panie są równie destrukcyjne, co nieznośne, a przy tym nieźle się wspólnie bawią.
Masa zabawnych sytuacji, a przede wszystkim seria zajebistych tekstów sypanych z ust McCarthy. Każdy nadaje się na "wall of fame". Boki zrywałam. Melissa roznosi ekran. Wprawdzie duet z Bullock świetnie się sprawdza. Sandra przecież pokazała, jaką to niezdarną, ale sympatyczną policjantką potrafii być przy okazji filmu Miss Agent (2000) . Jednak bez Melissy nie poszłoby, aż tak dobrze.
Obie Panie to przede wszystkim ogień i woda. Bullock to zahukana, lekko zakompleksiona i bardzo ułożona dziewczyna. Natomiast McCarthy gra totalną zołzę, która w przeciwieństwie do swojej partnerki w świecie męskim radzi sobie lepiej, niż niejeden facet. Genialna scena z przełożonym, któremu szuka jego utraconych jąder. No cała sekwencja scen z agentem-albinosem. Do tego sypie tekstami z rękawa niczym karabin maszynowy, a każdy następny jest lepszy od poprzedniego.
Polecam. Naprawdę zdrowy ubaw. Mnie ta komedia chwyciła totalnie, mimo że jest pełna klisz i w temacie komedii kryminalnych nie wnosi absolutnie nic nowego. Brzuch boli, przepona dogorywa, a mięśnie twarzy doznały nieprzewidywanego napływu skurczów. Paul Feig spisał się rewelacyjnie. Do dziś uwielbiam i płaczę ze śmiechu oglądając jego
Druhny. Do kompletu dodaje więc GORĄCY TOWAR. Myślę, że będzie to jedna z tych komedii, podobnie jak DRUHNY, THE GUARD, czy FOUR LIONS, do których będę wracać z sentymentem. I co najważniejsze będę się na nich nieźle bawić.
Moja ocena: 8/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))