Z filmami Michael Bay 'a jest jeden pewnik, że będzie się je rewelacyjnie oglądało. Facet jest popkulturowy na maksa. Szybkie obrazki, kolorowo i hałaśliwie. Nawet obecność Dwayne Johnson 'a, który ostatnio pojawia się równie często, co Gosling, absolutnie nie przeszkadza. Obrazki zapierają dech w piersi, muzyka dodaje szlifu, a historia broni się sama. Broni... ano bo życiowa. Oparta na faktach. A przy tym tak odjechana, że aż nierealna.
Cóż może być więc nierealnego w historii o trzech mięśniakach wpadających na genialny plan wyciągnięcia kasy z bogatego żydka ? Ano to, że większych debili matka Ziemia ze swej macicy nie wypluła. Tercet egzotycznych kretynów, naszpikowanych sterydami i z papką zamiast mózgu. Panowie wpadają naprawdę na cwany plan. I jak to z planami bywa... nie organy grać nie muszą. Wystarczy jeden słaby punkt, a lawina nieszczęść spada z prędkością odrzutowca. Jeśli dodamy do tego nierozgarniętych kolesi, którzy jarają się sekciarskimi sloganami, fitness to ich cel życia a końskie hormony łykają na śniadanie, to nie ma bata... to nie mogło się udać.
Bay nie odziera króla z szat i nie przypisuje mu więcej, niż widać. Film staje się bardziej komedią, niż kinem akcji. Poczynania bohaterów są bowiem tak irracjonalne, debilne i od czapy, że szczęka z niedowierzania opadała mi coraz niżej z każdą minutą. I tylko kołatanie we łbie przeszkadzało: jak można być takim debilem ?? Skąd oni się biorą ?? Czy to jakiś towar wybrakowany, tzw.drugi sort, a może radioaktywna chmura z Czarnobyla jakimś cudem, może razem ze stonkami, została zrzucona w Miami ??
Najwyraźniej brak rozgarnięcia bohaterom nie przeszkadzał, bo genialne snuli plany swej świetlanej przyszłości. Najzabawniejsze jest to, że chłopaki mieli naprawdę cwany plan. Plan wprost idealny. I faktycznie mogło być pięknie. I różowo jak flamingi w ogródkach Miami. Jednak czasami nie doceniamy naszych zmysłów ;-)
Najwyraźniej brak rozgarnięcia bohaterom nie przeszkadzał, bo genialne snuli plany swej świetlanej przyszłości. Najzabawniejsze jest to, że chłopaki mieli naprawdę cwany plan. Plan wprost idealny. I faktycznie mogło być pięknie. I różowo jak flamingi w ogródkach Miami. Jednak czasami nie doceniamy naszych zmysłów ;-)
A na debili trzech patrzy się z wielką przyjemnością. Tercet jest wyjebany w kosmos. Chłopaki genialnie dali radę. Ich naiwność i głupota wymalowane były na twarzy. Nawet The Rock dał czadu z tym swoim jezusowym przesłaniem na ustach i koką w nosie. Do tego dresiki pierwsza klasa i ten testosteron, który wzrasta wprost proporcjonalnie do malejącego IQ. Panowie byli boscy i rewelacyjnie się na nich patrzy.
I naprawdę nie znajduję argumentów przeciw temu filmowi. Akcja jest wartka, jak to u Bay'a. Zajebiste, bardzo dynamiczne zdjęcia. Aktorstwo pierwsza klasa. No może jedynie czas. Naprawdę przesadzają z tymi dwugodzinnymi seansami. Gdyby skrócić ten film o jakieś 20 minut byłoby zajefakinbiście. A tak momentami przynudzano zupełnie niepotrzebnie.
Mimo wszystko pompa testosteron tłoczy nafaszerowany chemią, aż fajerwerki nosem wychodzą. A całość spina świetna ścieżka dźwiękowa, niesamowita historia i zdjęcia.
Polecam - ubaw gwarantowany.
Moja ocena: 8/10
ps. Bay tym filmem nie poprawił wizerunku "karka", no niestety :-)
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))