Gdyby doba rozciągała się niczym guma z chęcią przyjrzałabym się bliżej twórczości Hectora Bebenco. Wygląda imponująco, a CARANDIRU podłechtał jedynie moją ciekawość. Niestety, jeszcze nie teraz.
Wielokrotnie narzekałam na seanse zahaczające o dwie godziny nasiadówy. CARANDIRU pod tym kątem dorównuje azjatyckim produkcjom. Ponad dwugodzinny seans mimo wszystko minął niezwykle szybko. Bebenco wielce przytłaczającą historię opowiedział bardzo lekko, z dystansem, nie pozbawiając jej również życiowego humoru. Wymieszał gatunek filmu fabularnego z dokumentalnym, dzięki czemu obraz nabiera jeszcze większego autentyzmu.
Gdy do przeludnionego więzienia w Sao Paolo przybywa lekarz nikt nie spodziewa się zbliżającej tragedii. Dzięki postawie doktora Varelli poznajemy to miejsce, jak i jego więźniów. Rozmowy, które odbywa ze swymi pacjentami sprawiają, że jego obecność jest dla nich swego rodzaju psychoterapią. Więźniowie nie tylko leczą swe ciało, ale poprzez długie dyskusje mogą skonfrontować swój punkt widzenia z tym, jaki prezentuje lekarz. Widzimy, jak więźniowie otwierają się, opowiadają o swojej niechlubnej przeszłości, jak i problemach adaptacyjnych w Carandiru. Varella jawi się tu nie tylko jako spowiednik i powiernik, ale również jak anioł, który swą dobrocią i życzliwością rozpościera nad zbłąkanymi duszami rozległe skrzydła. Uderzające jest jednak to, że więźniowie są świadomi swoich win i słabości, ale nie wymagają od nikogo współczucia.
W tym ponad dwu godzinnym seansie Bebenco próbuje nam ukazać powody wybuchy buntu w Carandiru. To miejsce jest niezwykłe. W niczym nie oddaje klimatu standardowego więzienia. Wydaje się być zamkniętym mini miasteczkiem, którego opuszczenie wymaga zgody pilnujących porządku strażników. Każdy tutaj porusza się w miarę swobodnie, wybiera sobie celę i współtowarzyszy. Handel kwitnie, jak i rozbudowane życie towarzyskie. Nikt z zewnątrz nie ingeruje w ich adaptację zbyt intensywnie. Brak agresywnych wybryków jest tu dla nich kartą przetargową. Jednak gdy takowe mają miejsce nie obywa się bez izolatek, tygodniowego przetrzymywania w ciemnościach, brudzie, głodzie i rozprzestrzeniających się chorobach zakaźnych. Ich życie nie ma wartości dla nikogo.
CARANDIRU to nie tylko swoboda opowiadania Bebenco. To genialny scenariusz i wielowymiarowe postaci, których jest tutaj cała masa. Każda z nich wnosi coś ciekawego do tej historii i każda z nich ma ogromny wpływ na tragiczne wydarzenia, które będą miały finalnie miejsce. Różnorodność postaci jest przy tym równie zaskakująca, co obsada. Nazwiska z pewnością obiły się każdemu kinomanowi o ucho - Wagner Moura, Luiz Carlos Vasconcelos, Rodrigo Santoro, Gero Camilo i wielu innych świetnych aktorów, którzy stworzyli przejmujące kreacje. Z pewnością CARANDIRU to jeden z tych filmów, które na długo pozostają w pamięci.
Moja ocena: 8/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))