Liam Neeson jest już marką samą w sobie i widząc jego nazwisko na liście płac wiemy dokładnie czego się spodziewać. Neeson nie stroni od ról twardych i zdecydowanych mężczyzn. I taką samą formą jest oklejona jego postać w KROCZĄC WŚRÓD CIENI. Jest on najmocniejszym atutem tego filmu, choć sam obraz absolutnie nie zawodzi.
Scott Frank postanowił wyreżyserować mroczną, kryminalną historię o dwóch psychopatach porywających dla okupu członków rodzin, które utrzymują się z narkotykowego interesu. Porywacze łamią wszelkie zasady, a brutalność nie jest dla nich żadnym problemem. Jeden z poszkodowanych postanawia wynająć prywatnego detektywa, którego zadaniem będzie odnalezienie porywaczy.
Neeson wcielił się w postać prywatnego detektywa, byłego alkoholika, który zrezygnował z pracy w policji po nieudanej akcji. Ciężko jest współczuć alkoholikowi, ale w pewnym sensie jest to postać tragiczna. Sam bohater wydaje się nosić na swych barkach dość pokaźnych rozmiarów krzyż i on go motywuje do codziennego wysiłku. Nadrabianie straconego czasu, próba wykrzesania z siebie resztek życzliwości i doskwierająca samotność. A ponad tym nostalgia za czasami spędzonymi w policji i nos psa gończego, który wytropi wszelką zwierzynę. Neeson genialnie pasuje do roli twardziela po przejściach. Szorstkiego, o ostrych kantach, ale o gołębim sercu.
KROCZĄC WŚRÓD CIENI można uznać za klasyczny kryminał. Mroczna sprawa, prowadzenie śledztwa i poszukiwanie sprawców... to wszystko znamy doskonale i z tych ram Scott Frank nie wyszedł nawet na milimetr. Choć fabuła jest sztampowa, obraz ociera się o klisze, a postaci z metra cięte panujący w filmie klimat utrzymuje go na powierzchni. Mroczna, tajemnicza aura unosi się jak duch filmów Davida Finchera, a mocna postać detektywa przywołuje w pamięci najlepsze sceny z twardogłowym Harrym Callahanem i jego najlepszym przyjacielem Magnum. Frankowi bardzo dobrze udało się przetworzyć ten szablon na ekran w sposób iście zajmujący. Wypuścił z rąk haczyk kierując go prosto w widza, a ten bez bólu go chwyta. Jest bowiem w tych schemacie pewna reguła, jeśli posiadasz umiejętność opowiadania to gotowanie rosołu może stać się banalnym materiałem na genialny thriller. Frankowi może daleko do Finchera, ale swoim KROCZĄC WŚRÓD CIENI też nie ma się czego wstydzić. Mnie ten seans w pełni zajął.
Moja ocena: 7/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))