Wong Kar-Wai nie należy do moich ulubionych reżyserów, jednak zbyt wiele dobrego słyszałam o tym filmie, bym mogła go sobie odpuścić. Czy zatem było warto ?
Koreański reżyser po raz kolejny w swojej filmografii porusza temat trudnej, skomplikowanej miłości. Dwójka chińskich emigrantów w argentyńskiej mieścinie walczy z falą rozstań i powrotów. Ich relacja jest niezwykle zagmatwana. Obu partnerów łączy pasja, namiętność oraz ślepe przywiązanie. Wong Kar-Wai na przykładzie bohaterów przedstawia nam związek chorych zależności. Dwójka mężczyzn o kompletnie różnych wrażliwościach i odmiennych usposobieniach. Lai mocno powściągliwy, spokojny i ułożony jest w ich związku opoką i fundamentem. Zarabia na życie, gotuje i sprząta, gdy tymczasem jego partner Ho wiedzie mocno rozrywkowy tryb życia. Czy tak różnorakie charaktery mogą stworzyć zdrowy i dobrze funkcjonujący związek ?
W oczach koreańskiego reżysera pojęcie "przeciwieństwa przyciągają się" ma charakter mocno instynktowny. Pożądanie, namiętność, pasja i zaborcza miłość to emocje, które spajają związek filmowych bohaterów. W dłuższym okresie czasu budowanie relacji na zauroczeniu i fascynacji nie ma racji bytu. Zastępuje je rutyna, monotonia i świadomość siebie nawzajem. Na tym polu Ho i Lai polegli. Nie mogąc poradzić sobie z codziennością stają się dla siebie nieznośni, nieprzyjemni i agresywni. Mimo wszystko jednak, gdzieś w głębi ich serc, na dnie potylicy skryło się to pierwotne uczucie, które tak ich do siebie zbliżyło. Uczucie, którego szukać będą w każdym kolejnym związku i być może już nie znajdą.
Wong Kar-Wai z jednej strony stworzył niezwykle malowniczy obraz o miłości. Miłości, która z punktu widzenia obserwatora jest skazana na porażkę. Wiemy doskonale, że uczucie z rozsądkiem niewiele ma wspólnego i teza ta ma ogromny wpływ na zrozumienie postaw roszczeniowych bohaterów. Zachłanność uczuć, pazerność na miłość i głód uniesień buduje i zarazem rujnuje relacje Ho i Lai, ale jednocześnie sprawia, że ta relacja nabiera intensywnej barwy i niezwykłej głębi.
Film nie wywarł na mnie wrażenia takiego jakbym chciała. Ciężko mi też jednoznacznie stwierdzić dlaczego. Filmy Wong Kar-Waia są dla mnie niczym sinusoida. Mocno nierówne w tempie, czasami zbyt przerysowane i momentami zbyt monotonne. Nie zmienia to jednak faktu, że CHUN GWONG CHA SIT pod kątem realizacyjnym jest wyśmienity. Ciekawy montaż. Tutaj pojawiają się liczne spowolnienia, a kolor zastępowany jest monochromem, co nadaje całości lekko onirycznego charakteru. Cudowne zdjęcia, z których każdy urwany kadr mógłby stanowić upiększenie naszych pustych ścian. Intrygująca ścieżka dźwiękowa i niezwykle dobre kreacje aktorskie. Podobała mi się również charakterystyka postaci i ich emocjonalna różnorodność. Jednak te wszystkie dobre cechy, nie sprawiły, że obraz mnie ujął.
Moja ocena: 6/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))